Mecz w Paryżu w cieniu Weekendu Gwiazd

W związku z Weekend Gwiazd – ZLOT fanów BASKETU nie miałem jak podsumować wygranej w paryskim meczu. Bo w sumie nawetwięcej emocji było w finałowym meczu ZLOTu, w którym razem z częścią składu Brodzik Team oraz kawałkiem redakcji Minnesota Timberwolves PL podejmowaliśmy drużynę Pana Dariusza Zeliga i, podobnie jak Bucks w Paryżu, w pierwszych minutach meczu nie byliśmy w stanie wyczuć wyjątkowo wrogo do nas nastawionych obręczy.

Bucks – Hornets 116-103

Dla szukających wrażeń od razu proponuję włączyć mecz w drugiej połowie trzeciej kwarty, wtedy bench mob zacząć robić swoje. Donte zaliczył blok, przy którym wisiał w powietrzu przez dobry tydzień i razem z Patem i Hillem dogonili wynik.

Oglądanie Donte w obronie jest fenomenem zasługującym na osobny akapit. Chłopak zasługuje na mixtape z każdego deflection, hustle i innego niewpisywanego w statystyki muśnięcia piłki. Z przyjemnością się patrzy na jego umiejętność błyskawicznego powrotu do wyjściowej obronnej pozycji – wyskok do bloku, lądowanie, dostawny do kolejnego zawodnika, kolejny skok. Wszystko w parę sekund, ze zwinnością kota.

Giannis miał spokojny wieczór, mimo 30 pkt (68% z gry) i 16zb. Przez pierwsze trzy kwarty trafił tylko 5/11 z gry i wystrzelił dopiero w czwartej kwarcie, w której trafił wszystkie 8 rzutów. Był to też pierwszy mecz od niepamiętnych czasów, kiedy zagrał przez 10 minut z rzędu w ostatniej odsłonie meczu.

Zwróciłem też uwagę na krótki ekstremalny smallball, jakim zagraliśmy. Był moment, gdy wyszliśmy na parkiet w składzie Giannis-Middleton-Hill-DiVincenzo-Bledsoe.

Co dodatkowo cieszy?
1. Był to 70 mecz z rzędu, w którym rzuciliśmy ponad 100 punktów.
2. W historii ligi, 5 z 6 drużyn które wygrały 40 meczów w pierwszych 46 sezonu, zdobywało w tym sezonie mistrzostwo. Tak tylko mówię…

PS.
Zastanawia mnie, co takiego jest w graniu przeciwko Milwaukee dla Malik Monka, że znowu zagrał z nami świetne zawody – 31pkt. W ostatnich pięciu meczach uzbierał w sumie 32 punkty.

Reklama

Giannis: mój bastard, który idzie na króla.

Po słabym pierwszym meczu z Celtami, Bucks wyciągnęli wnioski i przejęli kontrolę nad serią wygrywając dwa kolejne spotkania. Oprócz wyniku i prowadzenia 2-1, niesamowicie cieszy mnie emocjonalna ewolucja Giannisa, który z niedojrzałego, pryszczatego licealisty wyrasta na naszych oczach na stoickiego profesora.

Dzieciaki tak szybko dorastają. Mój młody #MikeThePierworodny skończył niedawno siedem lat, we wrześniu wybiera się do szkoły i coraz bardziej zaczyna mnie zaskakiwać swoimi kreatywnymi sposobami na wyprowadzanie ojca z równowagi.

Moja druga pociecha, #EmiliaDracarys, co prawda zgodnie z planem ma się pojawić na świecie dopiero w najbliższy wtorek, ale już zapowiada się, że szybko przejmie kontrolę nad domowym królestwem i owinie nas wszystkich wokół palca szybciej, niż Thanos zdezintegrował połowę życia we wszechświecie.

Moje trzecie dziecko, do którego oficjalnie się jeszcze nie przyznałem bo jest efektem suto zakrapianej imprezy w jednym z greckich barów, robi na mnie jak do tej pory największe wrażenie. #TheGreakBastard, którego karierę w lidze śledzę od początku, najpierw był w moich oczach chudym i niedożywionym prospektem z potencjałem na bust roku, a potem, krok po kroku, zamieniał się w fizyczny wybryk natury, jakim jest dzisiaj.

Czytaj dalej „Giannis: mój bastard, który idzie na króla.”

Podsumowanie sezonu zasadniczego Bucks

Niedługo minie 18 lat odkąd podjąłem świadomą decyzję o nieoglądaniu wszystkich drużyn w NBA, a śledzeniu tylko jednej ekipy: Milwaukee Bucks. Rok 2002 uważam za przełomowy w mojej przygodzie z koszykówką, bo nic mnie nie nauczyło radzenia sobie z porażkami, jak te wszystkie lata z przeciętnymi/fatalnymi Kozłami. Wszystko sprawdza się jednak do tego momentu – Bucks są najlepszą drużyną po sezonie zasadniczym i po raz pierwszy odkąd pamiętam, zaczynają playoffy z pozycji faworyta nie tylko w pierwszej rundzie, ale również mają duże szanse na awans do finałów. A mimo wszystko, z wrodzonej przekory, nadal uważam, że nie mogli wybrać gorszego czasu na wygrywanie.

Zanim zaczniemy, krótka podróż w czasie. W czerwcu 2012 roku pisałem o Bucks, jako najprzeciętniejszej drużynie w NBA:

Nie chcę siać za bardzo fatalizmu, czy narzekać na swój biedny, kibicowski los, ale cholera jasna, czy jest w tej chwili drużyna, która stałaby bardziej w miejscu niż Kozły? Jedne drużyny zaliczają wzloty i upadki i przynajmniej odnosi się wrażenie, że coś się tam dzieje. Przeczytałem na jednym z blogów o Kozłach taneczną analogię, że Kozły w tej chwili robią jeden krok do przodu, potem jeden do tyłu. Dwa do przodu i dwa do tyłu. I tak w kółko.

Fajnie jest być fanem najbardziej przeciętnej i jednej z najnudniejszych drużyn w NBA, bo kiedy w końcu coś się uda, będzie się jedną z niewielu osób, które szczerze będą mogły powiedzieć: „W KOŃCU, k***a!” Minusem jest niewątpliwie ciągła świadomość tego, że raczej niemożliwym jest ściągnięcie superstara oferując mu nawet maksymalny kontrakt. Boli wieczne przeświadczenie, że jak tylko klub przestanie być rentowny, to nie będzie ani jednego argumentu pozwalającego nie przenosić go do innego miasta. I po trzecie, bycie w sytuacji, w jakiej są teraz Bucks, jest trochę jak granie w Eurobiznes, posiadanie jednego hotelu, czternastu zastawionych nieruchomości i żadnej gotówki. Wiesz, że się odbijesz od dna pod warunkiem, że będziesz miał na tyle szczęścia i ktoś stanie akurat na tym jednym jedynym polu na planszy. Tym polem dla Bucks wydaje się być draft.

Czytaj dalej „Podsumowanie sezonu zasadniczego Bucks”

Mistrzowie dywizji centralnej

Taka szybka i miła informacja z samego rana.

Bucks po raz pierwszy od 18 lat zapewnili sobie pierwsze miejsce w Central Division.

Ostatni raz mogliśmy się cieszyć z tego tytułu w 2001 roku, kiedy po parkiecie w Milwaukee biegał jeszcze Vanilla Gorilla.

Od tamtego czasu mistrzami dywizji zostawali:
– Cavs (6 razy)
– Pistons (6 razy)
– Pacers (3 razy)
– Bulls (2 razy).

Taka ciekawostka: w 14 na 17 przypadków w ostatnich latach, mistrz dywizji docierał do finałów wschodu.

W nocy przedsmak playoffów z Heat. Jak czas pozwoli, będzie jeszcze coś na stronie na ten temat.

Malcolm Brogdon – driving layups mix

Brogdon nie zagra już w sezonie zasadniczym, a to znaczy, że zakończy go rzucając >50% z gry >40% za trzy i >90% wolnych. 
W historii NBA mogą się tym pochwalić tylko: Steph Curry, Kevin Durant, Steve Nash,Jose Calderon, Dirk Nowitzki,Steve Kerr, Reggie Miller i Larry Bird.

Z tej okazji przygotowałem prawie 10 minutową ucztę z tym, w czym Malcolm jest najlepszy. Do znudzenia identycznych wjazdach pod kosz. Dobranoc.:)