Nowy sezon rozpoczął się tak nagle i niespodziewanie, że nawet nie zdążyłem się przystosować do nowego trybu życia. Żona jeszcze narzeka, że musi jeść sama śniadania kiedy ja przeglądam boxscory i oglądam skróty spotkań w zaciszu domowego biura. Za karę muszę zadowalać się zimnymi obiadami albo przegotowanym makaronem, ale w sumie wszystko to idealnie dopasowuje się do kategorii rzeczy, które mężczyzna musi znieść z zaciśniętymi zębami i ewentualnie wylać swoje żale na koszykarskim blogu.
Wykorzystując wolną chwilę w urodzinowe, piątkowe popołudnie doszedłem do wniosku, że czegoś we wszechobecnej koszykarskiej literaturze mi brakuje. Są teksty o nadchodzących/minionych spotkaniach, są statystyki, analizy, podsumowania, opisy debiutantów, zapowiedzi przyszłych debiutantów i wiele, wiele innych. Chciałbym, w miarę możliwości czasowych, wypełnić lukę czasową i co jakiś czas dostarczyć informacji na temat zawodników, którzy budowali ligę niejako od podstaw. Pojawią się mniej lub bardziej znane nazwiska, których jedną z cech wspólnych będą czarno-białe zdjęcia i brak filmików z TOP10 na youtubie.
Na pierwszy rzut, zupełnie przypadkowo, trafi człowiek, którego edytor Billa Simmonsa określił jako zawodnika, który miał najmniejszą głowę ze wszystkich graczy mierzących ponad 210cm wzrostu. Dodatkowo, podobno nie tylko miał budowę jak Pomnik Waszyngtona, ale miał również gibkość i niespotykaną grację, jak gdyby byli zbudowani z tego samego materiału. Mowa o urodzonym w 1939 Walcie Bellamy, który w 61 został wybrany z numerem pierwszym w drafcie przez Chicago Packers.
Bellamy był dziwnym graczem – z jednej strony jego statystyki powalają na ziemię. W ciągu kariery trwającej pełne 13 sezonów + 1 mecz z 14, zdobywał średnio 20,1 punktów i zbierał 13,7 piłek. Jest też jednym z 9 zawodników, którzy w ciągu kariery zdobyli ponad 20,000 punktów i zebrali więcej niż 14,000 piłek. Za swoje boiskowe osiągnięcia został nawet wybrany do Galerii Sław w 1993.
Mało kto jednak wie o tym, że jego osiągnięcia systematycznie spadały z roku na rok – nie wiadomo, czy to za sprawą co raz to lepszych przeciwników, czy też z powodu jego wiecznie gasnącej motywacji (tzn. wiadomo dlaczego, ale napiszę o tym dopiero na końcu, żeby nie psuć jeszcze w miarę dobrego wrażenia). W swoim pierwszym sezonie był fenomenalny – zdobywał 31,6 punktów (przy 52% skuteczności) i zbierał 19 piłek. Tylko Wilt i Elgin Baylor mieli w tym sezonie lepsze średnie punktowe. Nie mniej jednak, w Chicago nic nie zdobył – w ważnych momentach tak bardzo potrafił się wyluzować, że odmawiał wejścia na parkiet.
W Wietrznym Mieście są mu jednak wdzięczni za jedną rzecz – gdyby nie on, Jerry Krausebyć może nigdy nie pojawiłby się na koszykarskich arenach. Krause, tuż po ukończeniu studiów, szukał pracy jako scout i wysłał swoje dokumenty do Packers. Jego główną cechą charakterystyczną jako scouta było to, że analizował i oceniał zawodników licząc, ile razy zdobywali kosze dostając piłkę z prawej strony, a ile otrzymując podanie z lewej. Metoda ta była podobno idealna do oceniania produktywności Bellamy’ego, stąd Jerry dostał pierwszą pracę w NBA.
Bellamy ma na swoim koncie jeszcze dwa ciekawe osiągnięcia:
1 – grając w Chicago był ważną częścią pierwszej drużyny w NBA, która wystawiła wyjściowy skład złożony wyłącznie z czarnoskórych zawodników,
2 – kiedy został oddany z Nowego Jorku do Detroit, udało mu się zagrać rekordowe 88 spotkać w trakcie sezonu zasadniczego.
Brak odpowiedniego zaangażowania w grę był jednym z głównych powodów częstych transferów. Drużyny w których grał wygrały w sumie tylko dwa mecze play-off . W sumie w swojej karierze rozegrał mecze w barwach 7 różnych drużyn. W 14 sezonów zagrał w 1043 meczach na 1055 możliwych (czyli w 98%), a kiedy kończył karierę w 1974 był szósty na liście strzelców wszech czasów (20,941 punktów) i trzeci w zbiórkach (14,241).
Porównanie do Pomnika Waszyngtona nie jest przypadkowe – Walt większość punktów zdobywał dzięki fizycznej przewadze nad większością zawodników i niezbyt często kończył akcje w finezyjny czy wyszukany sposób. Dzięki temu, kiedy liga zaczęła zmieniać kolor z białego na czarny, kiedy zawodnicy zaczęli robić się więksi i ciężsi, Bellamy praktycznie przestał istnieć. Dla przykładu, Wilt Chamberlain tak nim pomiatał, że kiedyś przed meczem podał mu rękę i obiecał, że go zniszczy. Przez całą pierwszą połowę dotrzymywał słowa i robił z nim co chciał, a przed wznowieniem drugiej połowy powiedział z uśmiechem: „OK, teraz możesz zdobyć punkty.” Podobno krąży dodatkowa plotka, mówiąca o tym, że w tym samym meczu Wilt zablokował wszystkie 9 pierwszych rzutów Walta.
I tak to mniej więcej będzie wyglądało. Krótka notka pozwalająca na to, aby na chwilę przestać marudzić o tym, jak to w lidze teraz jest fatalnie, bo nie można machać rękami, nosić opasek do góry nogami i skarpetek na lewą stronę. Cieszmy się tym, co mamy. Zawsze wszystko może wyglądać tak, jak na filmie poniżej. Ale jak to się mówi – 750 słów nie zastąpi 4 minut na youtube…