„Kiedy dwa, trzy lata temu przychodziłem na tą salę oglądać mecze, czułem się jak w cyrku.” – powiedział LeBron nawiązując do dawnych, złych czasów w Gund Arena, kiedy razem ze swoimi kolegami ze szkoły średniej przychodzili na halę oglądać komedię pomyłek fundowaną przez Cavs. Aranżerem tego cyrku był trener John Lukas, życzliwy i przyjacielski człowiek ze zdolnościami do trash-talku ze swoimi zawodnikami w czasie treningów oraz do prezentowania szopek przy ławce trenerskiej z głównymi klaunami drużyny: Rickim Davisem oraz Dariusem Milesem, dwoma młodymi i głupkowatymi zawodnikami, których jedynym godnym uwagi wkładem w porażki zespołu była drastyczna zmiana fryzury w przerwie meczu.
Kiedy Lukas został zwolniony po fatalnym sezonie 2002/04 (bilans 17-65), zespół wygrał szczęśliwy los na loterii i miał możliwość wyboru w drafcie niesamowitego LeBrona Jamesa. Po tym jak dwa tygodnie później zatrudnili Paula Silasa jako głównego trenera, każdy wiedział, że cyrk wyjechał z miasta.
„Trener Silas jest strasznie old-schoolowy. Podkreśla podstawy: obronę, intensywność, zaangażowanie, zbiórki. Tylko w taki sposób podchodzi do spotkań i treningów, dzięki czemu jesteśmy teraz dobrą drużyną.” – mówi James, ciesząc się równocześnie, że dni cyrku są już przeszłością.
W czasie, kiedy dominacja Cavs uważana jest głównie za zasługę 20-letniego kandydata na MVP, nie można zapominać o wielkiej zasłudze Silasa, który ukształtował tą drużynę dzięki twardej postawie i praktyczności. W połowie drugiego sezonu z drużyną, walczy z obrońcami tytułu, Detroit, o pierwsze miejsce w Central Division i jest na dobrej drodze do osiągnięcia dodatniego bilansu oraz doprowadzenie zespołu do play-offs, po raz pierwszy o 7 lat.
Pomysły z „old-schoolem” jako formą trenowania wydają się być na topie, szczególnie w hip-hopowej części koszykówki, która obfituje w rozgrywanie meczów w koszulkach retro czy prezentuje inne pamiątki. Drużyny sponsorowane są przez “Hardwood Classic Games”, dzięki czemu zawodnicy obwieszeni wszelkiego rodzaju rekwizytami wyglądają jak Dr J czy Wilt Chamberlain w swoich szczytowych latach kariery. Rośnie również cześć jaka oddawana jest klasycznym zagrywkom, nieugiętej etyce pracy i dostosowaniem się do podstaw gry – cechy często zaniedbywane przez dzisiejszych atletów liczących na sławę, pieniądze i błysk fleszów.
Jeśli fraza „old-school” miała by się znaleźć w słowniku, byłaby udekorowana zdjęciem Silasa, który przez 16 lat zawodowej kariery jako silny skrzydłowy, był ucieleśnieniem ciężkiej pracy, boiskowej twardości i zażartej walki o każde zwycięstwo. Jego numery także są imponujące: 3 x mistrzostwo NBA, 2 x uczestnik All-Star, 5 x wybierany do defensywnej piątki ligi, 16 w klasyfikacji najlepiej zbierających w historii ligi.
Jednak cyferki nie odzwierciedlają esencji występów Silasa, który nigdy nie grał poniżej 100% swoich możliwości.
„Jako zawodnik, Silas był dwoma postaciami: wojownikiem i zwycięzcą” – mówi Bill Walton.
Paul Silas urodził się w Arkansas i uczęszczał do szkoły, gdzie segregacje na tle rasowym i religijnym były na porządku dziennym. Koszykówkę pokochał po tym, jak przeprowadził się z rodzicami do Oakland, California. To tam, w legendarnej McClymonds High School szlifował swoje umiejętności aż w końcu został jej gwiazdą. Do roku 1957, kiedy to Silas opuścił szkołę, wypuściła ona w świat m.in. Billa Russella oraz baseballistę Franka Robinsona.
Silas wspomina: „Nazywali naszą szkołę ‘Szkołą Mistrzów’, ponieważ za czasów jak ja w niej grałem nie przegraliśmy ani jednego meczu w ciągu trzech lat.”
Kiedy przyszedł czas podjęcia decyzji, na który college się udać, ojciec Silasa wyszedł z nieco nietypową propozycją dla Afro-Amerykańskiej gwiazdy ze szkoły średniej w Californi.
„ Mój tata był portierem na dworcu kolejowym i pracował w takich miejscach jak Omaha, czy Nebraska i widział, że tak naprawdę to nic tam nie ma do roboty. Ja byłem bardzo hałaśliwym dzieckiem, lubiłem czasem podążać za ludźmi którzy mieli głupie pomysły, dlatego on wybrał mi uniwersytet w Creighton, w stanie Omaha, żeby mieć pewność, że niczego nie przeskrobię i nic mi się nie stanie.”
Na tej uczelni Silas otrzymał solidne Jezuickie wykształcenie, zyskał status gwiazdy All-American, do tego w ciągu trzech lat ustanowił rekord NCAA w zbiórkach, który jest aktualny aż do dziś. W czasie trzeciego roku w Creighton, podczas wyjazdu na Florydę spotkał być może dwóch najważniejszych Afro-Amerykaninów, którzy przyczynili się do ustanowienia Praw Obywatelskich , które z kolei drastycznie zwiększyły jego świadomość zarówno polityczną, jak i społeczną.
Po rozegraniu meczu z Miami, cała drużyna Creighton została zaproszona do limuzyny, która zawiozła ich do siedzimy Muhammada Ali, który był w trakcie przygotowań do walki z Sonny Listonem….walki, która zatrzęsła całym światem i dała Alemu mistrzostwo świata wagi ciężkiej.
„Ali przygotował dla nas jedzenie, poczytał nam poezję oraz zrobił dla nas ‘Ali Shuffle’. W drodze do Omahy, idąc po lotnisku w Chicago, spotkaliśmy Martina Luthera Kinga i poprosiliśmy go o autograf. Był naprawdę bardzo łaskawy i miły i powiedział nam, żebyśmy się dużo uczyli. Pamiętam, że miał taki wolny, metodyczny styl mówienia. Naprawdę, to było wielce podniecające uczucie porozmawiać z takim człowiekiem.” – wspomina Silas.
Dla wielu Czarnoskórych atletów żyjących w latach 1960 w Stanach, nieustanne problemy z ustanowieniem Praw Obywatelskich wywarły nieusuwalny ślad na psychice Silasa i po dziś dzień ma głęboki wpływ na jego życie. Swoje wierzenia i odczucia stara się przekazywać na okrągło swoim zawodnikom.
„Wiele młodych ludzi nie docenia tego, do czego przyczyniły się Prawa Obywatelskie i generalnie ich to nie obchodzi. Najgorsze jest to, że na okrągło posługują się słowem ‘czarnuch’. Staram się im wpoić jak negatywne znaczenie ma to słowo, ale na dłuższą metę i tak nie udaje mi się ich przekonać, żeby przestali tak mówić. Ciągle do tego wracają. Od 40 lat pracuję w NBA i pamiętam jeszcze czasy, jak drużyny miały tylko po kilku czarnoskórych zawodników. Chcesz to przekazać młodemu pokoleniu, ale jest to strasznie ciężkie zadanie.” – żali się Silas.
Pierwszym przystankiem w karierze Silasa było St. Louis, miasto w którym w 1964 roku Kim Crow był ciągle żywy. Tutaj Silas musiał nie tylko przyzwyczaić się do typowo południowej gościnności, ale również do siedzenia na ławce, po raz pierwszy w swojej koszykarskiej karierze. Przez pierwsze trzy sezony z Hawks, Silas był tylko rezerwowym, w końcu jednak udało mu się wbić do pierwszej piątki.
Jednak dopiero w 1969 roku, kiedy Silas został oddany do Phoenix Suns, jego kariera w pełni rozkwitła. Wszystkie zasługi za tamte lata Silas kładzie na barki ówczesnego trenera, Cottona Fitzsimmonsa, który wywarł na nim największy wpływ i którego metody trenerskie stosuje dziś w Cleveland.
„Cotton dał mi wolną rękę jeśli chodzi o grę w ataku. Nie byłem dobrym strzelcem, jednak on zachęcał mnie do rzucania z dystansu. On we mnie wierzył, dlatego i ja musiałem nad sobą pracować, żeby zacząć wierzyć we własne umiejętności. Dzięki filozofii, która sprawiała, że zawodnicy grają lepiej niż potrafią, moja średnia wzrosła z 12 na 18 punktów na mecz. Tak samo teraz trenuję. Jak jesteś wolny to rzucaj, a jak nie umiesz rzucać, to lepiej zacznij nad sobą pracować.”
Silas do końca swojej kariery trzymał ze sobą wolność na parkiecie oraz pewność siebie. Pomogło mu to w Phoenix, Bostonie (gdzie pomógł zdobyć dwa mistrzowskie tytuły: w 1974 i 1976) oraz w Seattle (gdzie jako przebiegły weteran doprowadził swój młody zespół do mistrzostwa w 1979).
Rok po zakończeniu kariery jako zawodnik, podjął się pracy trenera w San Diego Clippers. Pracy, do której był przekonany, ze się nadaje.
„W pierwszym sezonie wygraliśmy 36 spotkań i o mały włos nie weszliśmy do play-offs” – mówi Silas o swoim trzyletnim pobycie w wiecznie przegrywającej drużynie. „Miałem kilku solidnych weteranów, ale nie doceniałem ich do końca. Byłem przekonany, że wiem co robię i myślałem, że robię to dobrze. Ale w kolejnym sezonie nie mieliśmy już tych zawodników i skończyliśmy rok z nędznym bilansem. To był zdecydowanie najniższy punkt mojej kariery, który niejako odrzucił mnie od koszykówki.”
Po tym jak został zwolniony z pozycji trenera, zajął się biznesem. W ostatnich latach kariery zawodniczej był prezesem Związku Zawodników NBA i wykorzystywał swoje umiejętności negocjatora do tego, aby został agentem. Wykupił nawet licencję Wendy, ale po pewnym czasie zatęsknił do posady trenera.
W 1988 został drugim trenerem w New Jersey Nets i przez kolejne 11 lat pracował jako asystent w 4 różnych klubach, kiedy w końcu nieoczekiwany zwrot pozwolił mu znowu stać się pierwszym trenerem. Po 15 meczach skróconego sezonu 1998-99, trener Charlotte Dave Cowens rezygnuje z pracy, po tym jak jego zespół miał bilans 4-11. Silas, który w tym czasie był jego asystentem, zajął jego dotychczasową pozycję.
„Kiedy pracowałem z Clippersami, nie miałem własnego systemu. Dzięki pracy z Patem Riley’em w Knicks, czy Chuckiem Daly w New Jersey, nauczyłem się jak traktowac zawodników twardo, ale sprawiedliwie. Kiedy przejąłem Charlotte – byłem gotowy.”
Pod jego wodzą Charlotte dokończyli sezon wygrywając 22 z 35 spotkań, a Silas został pierwszym trenerem na następne cztery lata, podczas których za każdym razem udawało mu się doprowadzić swoją drużynę do play-offs. Udało mu się również utrzymać drużynę na duchu po tragicznym wypadku Bobby Phillsa w 2000 (który zginął podczas wyścigów po mieście z kolegą z drużyny Davidem Wesley’em) oraz po tym, jak zespół zostawał powoli sprzedawany tylko po to, żeby w 2002 roku przenieść drużynę do Nowego Orleanu.
„Trener Silas zawsze potrafił sprawić, że 12 zawodników nie potrafiących grac w koszykówkę, nagle zaczynali dobrze sobie radzić.” – mówi Wesley, który obecnie gra w Houston, mimo że po wypadku Phillsa zapowiedział koniec kariery. „Kiedy trzeba było potrafił się wycofać, ale wiedział też, kiedy wyjść komuś naprzeciw.”
Silas, który był w wyjątkowo bliskich relacjach z Phillsem, dodaje: „Nie mogłem dopuścić, żeby drużyna po prostu wyparowała po wypadku Bobby’ego. Chłopaki widzieli że byłem twardy i wiedzieli, że muszą przyjąć tą samą postawę.”
Pomimo osiągnięcia pięciu kolejnych zwycięskich sezonów i pomimo udowodnienia swoich umiejętności trenerskich poprzez maksymalizowanie umiejętności takich graczy jak: Baron Davis, PJ Brown, Jamal Magloire, czy Wesley, Silas został zwolniony przez nowe władze klubu.
„Byłem bardzo dumny, kiedy przejąłem ten zespół po czym zacząłem z nim wygrywać, co nie zdarzało się często. Jak straciłem pracę, nie czułem się dobrze, ale wszystko skończyło się dobrze. Przecież dzisiaj mogę pracować z LeBronem Jamesem.”
Posiadanie na pokładzie Jamesa było oczywiście dobrą wiadomością dla Silasa. Reszta składu była złą nowiną. Młodzi, niezdyscyplinowani, przyzwyczajeni do porażek słabeusze, których porażki momentami były zawstydzające.
Po katastroficznym początku 6-19, generalny manager Jim Paxton umiejętnie pozbył się dwóch utalentowanych, ale sprawiających kłopoty młodzieńców, Rickiego Davisa oraz Dariusa Milesa i w ich miejsce pozyskał weteranów Tony Battie i Erica Williamsa, plus jeszcze Jeffa McInnisa. Ze zdecydowanymi metodami szkoleniowymi Silasa, drużyna rozpoczęła wyścig po play-offy, który przegrała zaledwie przez jedną porażkę, co było najlepszym wynikiem drużyny od sześciu lat.
„Znakiem szczególnym zespołów które prowdzę jest to, że zaczynają grać lepiej w drugiej połowie sezonu. Ma to do czynienia z tym, że potrzeba czasu żeby chłopaki zrozumieli mój system, żeby podporządkowali się do moich oczekiwań zarówno na, jak i poza parkietem.” – mówi Silas.
Ah, dyscyplina. Szkielety wielu, wielu trenerów NBA są rozciągnięte na horyzoncie tylko dlatego, że nie byli w stanie zaaplikować odpowiedniej dyscypliny w swoim zespole. Silas miał kilku kłopotliwych zawodników w swojej trenerskiej karierze i wie, że w takich sytuacjach liczy się zachowanie kontroli nad sytuacją, wyrobienie odpowiedniego szacunku oraz odpowiednie dotarcie do zawodnika.
„W moim zespole nie ma mazgajów. Każdy musi się dopasować do reguł. Jeśli ja ich szanuję, to oczekuję od nich tego samego. Jeśli ktoś mnie nie szanuję, wtedy mamy problem. Co najważniejsze jednak – cały czas muszę mieć odpowiedni szacunek dla siebie samego, bo bez tego nie ma sensu zaczynać pracy z drużyną.” – opowiada Silas.
„Zanim Silas zaczął tu pracować, rozmawiałem z wieloma zawodnikami z Hornets. Wszyscy uważali go za trenera doskonale współpracującego z zawodnikami, dla jednych był bardziej pobłażliwy, dla niektórych nieco twardszy. Mówili, że jest otwarty i sprawiedliwy, ale jak nie robisz tego o co Cię prosi, to będziesz w kłopotach.” – opowiada Branson Wright,
s
Na początku tego sezonu, Silas czuł potrzebę wzięcia się za Erica Snowa, który niezadowolony z tego, że musiał usiąść na ławkę w meczu z Detroit, powiedział w kierunku trenera parę niecenzuralnych słów. Silas pochylił się nad twarzą rozgrywającego i kazał mu iść prosto do szatni, mimo że mecz ciągle trwał. Później Snow, który jest uznawany za wzorowego obywatela, został zawieszony na jedno spotkanie, a w kierunku Silasa posypała się krytyka zarówno ze strony mediów, jak i drużyny za przesadne reagowanie.
„Powiedziałem Ericowi, że musiałem tak postąpić, mimo że traktuję go jak jednego z własnych synów. Jeśli pozwolisz jednemu chłopakowi wyrwać się z pewnego schematu, to jak chcesz, żeby cała reszta go szanowała? Dla rodzica, trenera, lidera, najważniejsza jest konsekwencja, co czasem jest najcięższą do wyegzekwowania rzeczą. Wydaje mi się, ze w przypadku Snowa to podziałało.” – wspomina Silas.
„kiedy Silas zaczął pracować w lidze, trenerzy byli absolutnymi autorytetami i nikomu nawet nie przyszło do głowy aby im się sprzeciwić. On podąża tą filozofia do dzisiaj. Jeśli wejdziesz mu w drogę, on na to odpowiednio zareaguje. Poza tym, Silas nie trzyma do nikogo urazy. Kiedy coś się skończy – zapomni i idzie dalej. To też jest old-schoolowe, jakby na to nie patrzeć.” – mówi Michael Reghi, niegdyś zawodnik, teraz komentator meczów Cavs.
Scott Williams gra własnie swój 15 sezon w NBA i pracował już z wieloma trenerami, między innymi z Philem Jacksonem, z którym trzykrotnie zdobył mistrzostwo NBA w barwach Chicago Bulls. Willams w Silasie docenia najbardziej to, że oczekuje od zawodników takiego samego podejścia do gry, jaki on sam miał za czasów jak sam biegał po parkietach.
„Zupełnie jak Phil Jackson, Silas jest bardzo bezpośrednim trenerem, który nie lubi się bawić z drużyną w ciuciu babkę. Obaj mają wielki dar rozumienia swojego personelu. Phil traktuje rzeczy w bardziej intelektualny sposób, w czasie gdy Paul podchodzi do wszystkiego bardziej mentalnie. Obaj jednak mają wspólny cel: wycisnąć jak najwięcej ze swoich graczy.” – opowiada Williams.
Być może nikt nie tak dobrze nie ilustruje strategii Silasa, jak silny skrzydłowy Robert „Tractor” Traylor, który przez większość swojej kariery uważany był za zawodnika z nadwagą i nic nie wnoszącego do gry. W poprzednie wakacje, Silas nalegał, aby Cavs podpisali kontrakt z tym zawodnikiem, który dziś okazuje się być jednym z kluczowych zmienników.
„Nikt nie miał tak wielkiego wpływu na moją karierę jak trener Silas.” – opowiada Traylor, który podobnie jak Silas jest zawodnikiem głównie od brudnej roboty. „Nauczył mnie jak być pewnym siebie w tym co robię. On jest człowiekiem, którego można i należy podziwiać. Można powiedzieć, że był i nadal jest dla mnie jak ojciec.”
Prawdziwy syn Silasa, Stephen, jest asystentem taty w Cavs i nie jest wcale zdziwiony tym, że wiele zawodników traktuje jego ojca jak wzór. ‘Tata jest szczerym człowiekiem i zawodnicy to czują. Nie ma w sobie tej ‘już ja ci pokaże kto tu rządzi’ cechy. Czasem myśli na głos, nie wybiera w słowach, ale nigdy nie ma w tym złośliwości czy wrogości. Żadnych ukrytych motywów. Jest twardym facetem, ale nie obawia się obdarzać swoich zawodników miłością i bezwarunkowym zaufaniem.”
Na 30 spotkań przed końcem sezonu, Cavs otrzymują wiele miłości i zaufania od kibiców, który co raz częściej w komplecie zapełniają trybuny Gund Arena. A Silas wyciska ile się da z centra Ilgauskasa, weterana McInnisa oraz nowej w składzie Goodena. No i oczywiście jest główną zasługą doskonałej gry LeBrona Jamesa.
„LeBron nie mieści się w żadnych kryteriach” – mówi Silas. „Czasem na niego patrzę i nie mogę uwierzyć, że tak młody zawodnik umie i rozumie tak wiele rzeczy. Jest studentem gry znającym jej całą historię. Jego umiejętności są nieograniczone a do tego prowadzi życie prawdziwego gentlemana. Co więcej, jest najlepszym połączeniem doskonałego atlety z mającym doskonały przegląd pola koszykarzem, wliczając w to Jordana.”
Z takim zawodnikiem jak James, Silas jest pewien, że Cavaliers mogą osiągnąć naprawdę wiele. Ale równocześnie nie zapomina o podkreślaniu, jak ważne są podstawy: obrona, zbiórki, praca nóg, podania – czyli umiejętności których, zdaniem Silasa, brakuje wiekszości zawodników w dzisiejszych czasach, a które były absolutnym wymogiem 30 lat temu.
„Jeśli mamy gdzieś zajść jako zespół, to dyscyplina, altruizm i defensywa są nas w stanie zanieść naprawdę daleko. Cały czas kładłem na to nacisk i cały czas będę tego uczył moich zawodników.” – konczy Silas.
org. art.: Code of Silas
tłumaczenie: Dawid Księżarczyk