Phil Jackson – „Święte kosze” (1)


Po raz pierwszy w życiu udało mi się spędzić wakacje tak, jak zaplanowałem. W domu na tarasie, z zimnym piwem w ręku i z dobrą książką na kolanach. A że przesyłka z Amazona okazała się być jeszcze bardziej interesująca niż myślałem, nie dało się po prostu biernie skakać po kolejnych stronach.

Też tak macie, że jak czytacie ciekawą książkę, to bazgrzecie po niej niemiłosiernie, zaznaczając na marginesach każdy jeden detal, który kiedyś może się do czegoś przydać?

Albo podkreślacie połowę strony tylko dlatego, żeby dany cytat rzucił się w oczy przy przypadkowym otwarciem książki?

Kiedy nieco ponad godzinę temu wróciłem z pracy i zasiadłem przed komputerem, coś mnie tknęło, żeby na moment wrócić do wakacyjnych lektur. The Jordan Rules, The Breaks of the Game, Rebound, 24 Seconds to Shoot, Tark, no i przede wszystkim Sacred Hoops Phila Jacksona. Tą ostatnią połknąłem w 8 dni (tez na ostatniej stronie książki zaznaczacie kiedy zaczęliście i skończyliście czytać?) i dzisiaj przypomniałem sobie, dlaczego nie mogłem się od niej oderwać.

Chciałbym, żeby Ci, którzy nie mieli okazji zaznajomić się z tą pozycją, nadrobili koniecznie zaległości. Dlatego postanowiłem co jakiś czas przetłumaczyć najciekawsze moim zdaniem fragmenty. Raz będą dotyczyły Jacksona, innym razem Byków z różnych etapów lat 90, a czasem po prostu będą to pojedyncze urywki / cytaty, które z jakiś powodów uznałem za ciekawe.

Dziś zaczniemy od czasów, kiedy Jackson nie był jeszcze trenerem Bulls, a swój warsztat trenerski szlifował w Puerto Rico. Oto, jak legendarny coach wspomina tamten ciężki dla niego okres.

Trenowanie zespołu w Puerto Rico nauczyło mnie, jak radzić sobie z chaosem. Mecze były hucznymi spotkaniami, często granymi późnym wieczorem pod gołym niebem, na tak zwanych conchas. Kibice pojawiali się wcześnie, zazwyczaj pijani i od razu zaczynali grać na bębnach i trąbić potwornie głośno. Na trybunach często wybuchały bijatyki. Własciciel drużyny Quebradillas zawsze nosił ze sobą pistolet jak tylko jechał na mecz z Isabela, bo jak mówił:„między tymi miastami jest sporo złej krwi”. Pewnego razu burmistrz Quebradillas wystrzelił z pistoletu w kierunku sędziego, bo nie podobała mu się jego decyzja. Na szczęście dla sędziego, kula trafiła w odźwiernego. Za swoje naganne zachowanie, burmistrz już do końca zycia nie mógł na żywo oglądać meczu swojej druzyny na stadionie  Roberto Clemente.

Być może nigdy nie byłbym w stanie się w pełni opanować, gdyby nie jeden mecz w San German, mieście na południowym zachodzie kraju. Miejsowi fani tak bardzo nienawidzili naszej drużyny Gallitos, że na noc przed naszym przyjazdem zapalili tysiące świeczek i modlili się o naszą śmierć. A tuż przed meczem ktoś złamał obręcz na jednym z koszów i wszyscy musieliśmy czekać (oczywiście razem z 5000 wrogich fanów) na to, aż obręcz zostanie przyspawana do kosza na pobliskiej stacji benzynowej. Co oczywiście trwało wieczność. Fani znudzeni, coraz głosniej grali na bębnach i coraz więcej pili. Byłem tak zestresowany cała sytuacją, że zszedłem z boiska i poszedłem do szatni.

Szatnia była niczym innym jak pustym, niewymalowanym pokojem z jedną, ciemną żarówką wiszącą pod sufitem. Moi zawodnicy tak bardzo nie lubili tego miejsca, że za każdym razem przyjeżdżali do San German ubrani w strój meczowy. Nigdy jednak nie powiedzieli mi dlaczego, dlatego przypuszczałem, ze miało to związek z jakimiś miejscowymi czarami. Kiedy siedziałem w rogu tego strasznego pokoju i próbowałem znaleźć odpowiedź, kątem oka zobaczyłem tarantulę wielkości piłki do baseballa, kilka centymetrów od mojej głowy. Po raz pierwszy w zyciu nie uciekłem przed swoją fobia, ale stawiłem jej czoła. Siedziałem i patrzyłem, jak tarantula powoooooli przesuwała się po ścianie. Chciałem w pełni doświadczyć strachu i patrzyć na obrzydliwego pająka mimo przeszywających mnie dreszczy. A kiedy wyszedłem z szatni i wróciłem na boisko, nie czułem już niepokoju. Od tamtego momentu, życie w Puerto Rico przestało sprawiać mi problemy.

PS.

Jak się przyjmie, to następna część z książki Sacred Hoops już niedługo. 😉

Reklama

3 myśli w temacie “Phil Jackson – „Święte kosze” (1)

  1. Gdzie mozna dostac te ksiazke, najlepiej ebook, choc jak bedzie w formie papierowej to tez bedzie super

    Polubienie

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.