Na parking dla zawodników przed Bradley Center zajeżdża czarny Lincoln. Wysiada z niego postać w czarnym płaszczu. Na szyi krzyż z diamentów 58 Van Cleef & Arpel. 6.22 karatów. Waga? Bóg jeden wie. Na krześle pasażera leży otwarta Biblia. Leviticus. 5 Księga.
Stojący przed wejściem ochroniarz nie chce go wpuścić do środka. Odwraca się więc i wraca do swojego auta. Wcześniej jednak wyczytał z ust ostatnie słowa ochroniarza: „Jeb się czarnuchu.” Jezus odchodzi razem z nim.
„Kto wstąpi na górę Pana,
kto stanie w Jego świętym miejscu?
Człowiek o rękach nieskalanych i o czystym sercu,
który nie skłonił swej duszy ku marnościom
i nie przysięgał fałszywie.
Taki otrzyma błogosławieństwo od Pana
i zapłatę od Boga, Zbawiciela swego.
Takie jest pokolenie tych, co go szukają,
co szukają oblicza Boga Jakubowego” Psalm 24:4-6
Na jego twarzy zawsze jest uśmiech. Jego umysł powinien znajdować się razem z nami. Wg nas tak nie jest. Ale „my” – świat poza Michaelem Reddem – nie znamy „go”. Albo „Go”. Jedyne co wiemy to to, że w roku LeBrona Jamesa był w stanie oficjalnie stać się jednym z 15 najlepszych koszykarzy na świecie. Siedzi w szatni tylko w ręczniku, spokojny, zamyślony co przyniesie kolejny sezon, który lada moment się zacznie. Zdaje się nie zwracać uwagi na to presje, jaką każdy na niego wywiera. Jego Milwaukee osiągając bilans 41-41 byli niewątpliwie jedną z największych niespodzianek w zeszłym sezonie. I mimo że dwaj debiutanci: TJ Ford i Terry Porter również mieli wielki wpływ na jego wniebowstąpienie, on będzie musiał w tym roku udowodnić, że to co działo się rok temu nie było tylko snem…. Bierze wdech i poprawia ręcznik.
Niech ta Księga Prawa będzie zawsze na twych ustach: rozważaj ją w dzień i w nocy, abyś ściśle spełniał wszystko, co w niej jest napisane, bo tylko wtedy powiedzie ci się i okaże się twoja roztropność. Czyż ci nie rozkazałem: Bądź mężny i mocny? Nie bój się i nie lękaj, ponieważ z tobą jest Pan, Bóg twój, wszędzie, gdziekolwiek pójdziesz.Jozue 1:8-9
Za każdym razem po wielkim rzucie, wskazuje palcem na Boga. Od czasu porażki w Atenach, jego imię jest na ustach wszystkich. Potrzebowalismy strzelca, a Michael był pod ręką. Dlaczego nikt go nie wziął? Oczywiście, Garnett i dwóch O’Nealów również wszyscy wspominali, jednak zbawcą tego zespołu powinien być ktoś inny. Michael Redd, syn Kolumba, pastora. Dziecko Boże.
Przyznaje, że oglądał olimpiadę, ale tylko jako fan. Starał się nie stawiać na miejscu swoich kolegów. „Kiedy słyszę o tym, że ludzie chcieli mnie na olimpiadzie, robi mi się przyjemnie. Jednak nie wydaje mi się, żebym wniósł coś nowego do tego zespołu. Obrońcy by się na mnie rzucili, nie miałbym wolnych pozycji. Oni nie są głupi. Jeśli zaś chodzi o naszą drużynę to powiem tak: oni byli w stanie zdobyć złoto. Koniec kropka.”
Innymi słowy, ratowanie reprezentacji USA na olimpiadzie nie było w jego planach.
Redd jest jednym z niewielu zawodników, którzy otwarcie przyznają się do tego, że Bóg jest najważniejszą osobą w ich życiu. No może jeszcze oprócz Dwighta Howarda, który powinien brać Michaela za przykład, jeśli chce przejąć miano „centrum przesłań Boga w NBA”. Michael nie jest nudnym człowiekiem, nie mówi zbyt wielu kazań dla swoich nie wierzących kolegów, nie mniej jednak udaje mu się bronić przez byciem gwiazdorem i udanie walczy ze wszystkimi pokusami jakie przynosi bycie milionerem. „Musicie zrozumieć jedno. Nie patrzę na koszykówkę tak, jak większość graczy. Kocham to co robię, kocham koszykówkę, ale nie żyję tylko nią. Wyżej od grania cenię sobie wiarę, rodzinę, najbliższych. Jednego wieczoru mogę trafić tylko 2 z 15 rzutów i dalej wrócić do domu z uśmiechem na twarzy. Bóg mi w tym pomaga”.
Gra jest wiarą. Niektórzy ludzie cenią sobie grę bardzo wysoko. Inni czują niezwykłą przyjemność grając bądź tylko oglądając koszykówkę. Nawet jeśli trafiają tylko 2/15 z gry, nadal w siebie wierzą. Niektórzy poświęcili chodzenie do Kościoła tylko po to, żeby móc częściej chodzić do hal sportowych. Ich życie kręci się wokół tego sportu. Dla nich, gra jest kazaniem, słowem Bożym.
Przekazałem Michaelowi moje myśli. W odpowiedzi usłyszałem: „Nie odważyłbym się mówić takich rzeczy. Mogę nazwać koszykówkę fenomenem, najlepszym sportem, jaki kiedykolwiek został wynalezony. Ale za żadne skarby, nie nazwałbym go religią.”
Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był.
Trzeba słuchać uważnie. Zarówno jego jak i „Jego”. Niech pochwaleni będą Ci, to co robią. Po raz pierwszy w życiu, człowiek który 18 miesięcy temu przegrał z Bobbym Jacksonem o miano Najlepszego Rezerwowego, człowiek który na stałe wbił się do pierwszej piątki swojego zespołu, człowiek który był 10 strzelcem NBA ze średnią 21.7 punktów na mecz, musi świecić przykładem. Ale bardziej przykładem jak postępować, a nie jak grać.
Mówi się, że Bóg nigdy nie obarcza nas większym brzemieniem niż możemy znieść. Michael Redd – zawodnik który nosi imię najlepszego koszykarza w historii, a w nazwisku ma nazwę morza, które rozdzielił Mojżesz – ma wokół siebie wszech obecną czarną chmurę wypełnioną presją i napięciem. Presją, której Michael zdaje się nie odczuwać. Wszystko dzięki głębokiej wierze.
Pytam się go: „Czy poradzisz sobie z tym napięciem? Czy będziesz w stanie grać na takim poziomie jak rok temu?”
” Napięcie…..Nie ma żadnego napięcia” – mówi to w taki sposób, żebym na 100% zrozumiał, co ma na myśli. Wciąga powietrze, przeciąga się, otrząsa. ”Mam w życiu o wiele trudniejszych rzeczy niż koszykówka. Presja jest wtedy, kiedy zastanawiasz się, czy Twoja mama upora się z rakiem.” – dodaje i odchodzi poruszając się jakby nad chodnikiem. A Pan idzie razem z nim.
W jego domu jest sanktuarium. Pół sypialnia – pól pokój do modlitwy. I kiedy zamyka drzwi, nie słyszysz nic. Nic nie zakłóca spokoju. Widzisz tylko światła. Czerwone i brązowe. To drugie widać w roku okna – ono reprezentuje osobowość Michaela. Spokój i lekkość, jak jego gra.
Tak naprawdę to to nie ma nic wspólnego z koszykówką. Nic wspólnego z religią czy Bogiem. To – czyli samotne mieszkanie w ciemnym pokoju – ma związek tyko z jego wiarą. Bezwarunkową miłością. Wiecznym zaufaniu. Michael mógł zostać zesłany na ziemie, żeby uratować Milwaukee Bucks, może nawet drużynę olimpijską w 2008 czy międzynarodową koszykówkę. Oprócz tego ma być pomocą dla wsyzstkich tych, którzy zostali wyrzuceni z parkingu tylko dla zawodników.
Przed każdym meczem kładzie ręce na piłce. Pociera je wzdłuż „Davida Sterna” i „Spaldinga”. Modli się. I jak większość zawodników modli się o to, żeby rzucić 30 punktów, czy żeby nie zostać ośmieszonym przez Tracy’ego, albo o zwycięstwo potrzebne do zachowania przewagi własnego parkietu w play-offs, Michael modli się o zdrowie. I nic więcej.
„Kiedy trzymam piłkę przed meczem, modlę się, żeby nikomu nic się nie stało.”
– Nic więcej?
Nic więcej…
org. art.: Michael Redd :: The Power of Belief
tłumaczenie: Dawid Księżarczyk
Michael Redd to mój ulubiony koszykarz. Żal mi go,że tak go ścigają kontuzje. Nie zasłużył sobie na to.
PolubieniePolubienie
super
PolubieniePolubienie