Całe życie czekałem na to, żeby przeprowadzić wywiad z Jasonem Williamsem. Dla mnie był bohaterem już o wiele wcześniej niż od czasów na Florydzie.
Kiedy był w college’u słyszałem historie o białym chłopaku w Belle, Zachodnia Virginia, który robił „black things” z piłką, m.in. sztuczki Globetrotters’ów w czasie zwykłego meczu. Szczerze mówiąc to słyszałem dużo takich pierdół. I w większość w nich wierzyłem.
Przez swoje umiejętności dostał przydomek „White Chocolate”. Nienawidziłem go, ale śmiałem się z niego, ponieważ nigdy nie słyszałem, żeby Jason miał co do niego jakieś wątpliwości. Usłyszałem o nim zanim jeszcze ludzie zaczęli mówić: „Żaden biały człowiek nie powinien grać w taki sposób”, albo „Jesteś pewien, że nie jesteś czarny, chłopcze?”
Tak więc kiedy otrzymałem telefon od szefa z poleceniem przeprowadzenia wywiadu z Williamsem, zamurowało mnie. Miałem swoją szansę. Coś nowego czaiło się przede mną. Biegiem spakowałem walizki, pocałowałem dziewczynę na do widzenia i poleciałem do Memphis, żeby napisać historię, na którą czekałem całe życie. Wyobraźcie sobie jak bardzo byłem zaskoczony kiedy dowiedziałem się, że White Chocolate, człowiek który do tej pory robił wyjątkowe rzeczy na parkietach NBA…że White Chocolate….w zasadzie……nie żyje.
Od lat czytam magazyny i zastanawiam się jak Black Eyed Peas „Where is the love?” Dlaczego biali chłopcy nie są darzeni miłością w tej grze? Dlaczego na okładce biali nigdy nie występują solo, tylko zawsze parami? Że już nie wspomne o tym: „DO the WHITE thing”. Litości! Koszykówka to sport czarnych? Od kiedy, pytam się? Wymyślił ją James Naismith, wypromował George Mikan, Abe Saperstein zrobił z niej rozrywkę, Red Auerbach był jej trenerem, Jerry West jest na logo, Larry Bird ją uratował, Larry O’Brien i David Stern nią rządzili. Mam wymieniać dalej? Ten magazyn też nie jest wyjątkiem. Zrozumcie w końcu, że na świecie jest masa młodych ludzi, którzy chcą być jak Jason Williams. I to nie tylko białych. Dlaczego więc środowisko porównuje zawodników tego typu tylko do BIAŁYCH ludzi? Mówi się, że Dirk jest następcą Larry’ego. Dlaczego, skoro jedynym podobieństwem jest ich kolor skóry. Czy przed Dirkiem nie było już ludzi, którzy robili to samo co Larry? Byli, ale nie byli biali. A do kogo porównuje się Williamsa? Oczywiście społeczne reguły pozwalają tylko na porównanie go do Pete’a Maravich’a. „Następny Pistol” – da się słyszeć na okrągło. Dlaczego do jasnej cholery nigdy nie słyszę, że „On jest następnym Earl’em Monroe, albo następnym Skip To My Lou”, mimo iż to byłoby chyba najbliższe prawdy?
Tak więc: pisarze, reporterzy, felietoniści, dziennikarze telewizyjni i radiowi, którzy uważacie, że gra Jasona Williamsa pełna jest „Black thing” i jedyne na co go stać to bycie kolejnym białym w NBA, następne siedem liter jest dla was: FUCK YOU!
W zasadzie cała historia tego artykułu zaczęła się we wrześniu 2003. Po tym jak dowiedziałem się że muszę napisać ten artykuł była miesięczna przerwa na telefonowanie i nieodebrane połączenia pomiędzy mną a ludźmi Jasona. Ostatecznym terminem był Halloween. Nie udało się.
Kiedy w końcu udało mi się dodzwonić, odpowiedzialny za relacje z mediami w Grizzlies Kirk Clayborn w końcu ruszył sprawę. Widział jak bardzo napaliłem się na tą historię. „Spotkajmy się w Boston. Zaraz po święcie Dziękczynienia.” – mówił. W piątek jestem w Massachusstes. Czekam. Podniecam się. Jestem gotów. Dzwoni Kirk „Nie będzie nas w Boston aż do niedzieli. Kiedy mówiłem po świętach nie miałem na myśli DZIEŃ po.” – powiedział. Poleciałem z powrotem do Pleasantville. W sobotę, dzień przed wywiadem wracam do Boston. Po drodze czytam wiadomość MEM 112 CLE 115 2OT. Następne litery przesuwają się od lewej do prawej: J. Williams 24pkt, 11 asyst. Hmm nawet dobry mecz zagrał.
Niedziela. Boston. Czekam. Podniecam się. Jestem gotów. Cała drużyna wychodzi na trening. Wszyscy co do joty. Tylko nie Jason. Widzę Kirka, który mówi do mnie: „O niczym nie słyszałeś, prawda?”
Zasada numer jeden: – NIGDY NIE WIERZ W TO, CO PRZECZYTASZ
„Twój człowiek nie grał wczoraj w nocy. Wysiadły mu plecy i cały czas leży załatwiony u siebie w pokoju. Ledwo mówi, nie mówiąc już o tym jak jest przytłumiony po wszystkich środkach przeciwbólowych jakie dostaje od Scottie’ego. Nawet nie bierze udziału w treningach, dlatego obawiam się, ale będziemy musieli zmienić termin spotkania.”
Odwracam się żeby zobaczyć tą wielką czarną chmurę która musi podążać za mną całe moje życie. Nie widzę żadnej. Wszystko co widzę to zmarnowana szansa, dzień typu marzenia-zawsze-się-spełniają skończył się, zanim tak naprawdę się zaczął, okazja do napisania artykułu o rozgrywającym, który został zapomniany tylko dlatego, ze grał w czasach Kidda i Byrona Davisa….czuję się, jakby ktoś dał mi w mordę.
Lecę z powrotem do domu. Z pustymi rękami. Następnego dnia dzwoni komórka. Trochę dziwnie rozmawia się z kimś kto ma głos po całonocnej terapii niesamowicie mocnym Vicodinem. Jason Williams jest….wyłączony.
„Gram cały czas tą samą koszykówkę. Nie wydaje mi się żebym coś zmienił. Ludzie nie patrzyli na nas i nie oczekiwali zwycięstw, a teraz, kiedy to się zmieniło, ja musiałem się tylko nieco uspokoić, żeby być pod kontrolą. Ale cały czas jestem taki sam, czyli nadal będę się nie zgadzał z tym, co naokoło mówią.” – zaczął Jason.
Ale coś na pewno się zmieniło, nawet jeśli Williams nie chce się do tego przyznać. To stosunek asyst do strat. I jeśli chodzi o rozgrywających, to ta statystyka potrafi zmienić wiele rzeczy. Rok temu Jason był chwalony za stosunek 3.76 (II miejsce w lidze), w tym roku osiągnął niewyobrażalne 4.42! Reszta statystyk jak do tej pory to 11.4 punktów oraz 7.1 asysty. Co ważne – cyferki nadal rosną.
Różnica jest w zasadzie taka jak zamiana Puff na Diddy. Od czasu kiedy Jason zmienił numer koszulki z 55 na 2, nic nie jest już tak samo. Transfer do Grizzlies, zdjęcie presji zwycięstwa w każdym spotkaniu, do tego dodanie Hubiego Browna w miejsce Sidney’a Lowe – wszystko to przyczyniło się do metamorfozy Williamsa.
„Różnica pomiędzy numerem 2 a 55 jest taka” – mówi o sobie w trzeciej osobie- „że 55 przyszedł do ligi w czasie lockout’u , drużyna w zasadzie nie miała weterana na PG, od którego mógłby się uczyć, nie miał trenera, który chciałby go uczyć. A numer 2 ma trenera, który potrafi się z nim dogadać. Powie mu co robi źle a co dobrze. Pozwoli mi grać tak, jak lubię.”
Przypominam Jasonowi, że ten trener to człowiek, który publicznie ogłosił, że nie jest pewny czy J-Will nie jest typem człowieka który „chce tak samo źle dla siebie jak i dla niego” oraz „Jason nie będzie w stanie radzić sobie z presją kiedy nadejdzie jego moment.” Jason odpowiada w taki sposób, na jaki by go nie stać było jeszcze dwa lata temu, mówiąc: „Chcę być tak dobry jak możliwe. Im jestem lepszy, tym lepszy jest mój zespół. Mam nadzieje, że uda nam się wejść od playoff i coś tam zwojować.”
Naprawdę coś z nim nie tak. Zrobili mu pranie mózgu! Jasna cholera, naprawdę! Urodziłem się żeby kochać i podziwiać zawodnika, którego już nie ma! Jest martwy. Wychodzi na to, że Hubie Brown, doskonały stosunek asyst do strat, bilans ponad .500 na zachodzie, żona, dziecko, Mike Miller, Pau Gasol i miasto Memphis dokonali tego, czego Rick Adelman i bracia Maloof nie potrafili: IDEALNE MORDERSTWO.
I zadaję już tylko jedno pytanie, tak dla pewności: „Czy White Chocolade nie żyje?”
org. art.: n/d
tłumaczenie: Dawid Księżarczyk