Nie mniej niż pięciu różnych graczy było podstawowymi rozgrywającymi LA Lakers podczas ich ostatniej trylogii. Działo się to w drużynie prowadzonej przez Shaqa i Kobe’ego, prawdopodobnie przyszłych członków Hall of Fame, w drużynie w której Glen Rice i Rick Fox pełnili rolę trzeciej strzelby jako SF, wreszcie w drużynie w której AC Green, Horace Grant i Samaki Walker równo podzielili między siebie mistrzowskie sezony na pozycji silnego skrzydłowego.
I co zostaje po tej wyliczance? Zostaje popularna „jedynka”, co do której każdy doświadczony trener (może poza zwolennikami systemu trójkątów) powie że jest najważniejsza dla dobrej gry jego zespołu. Może właśnie dlatego do tak nietypowej sytuacji na PG doszło akurat w LAL – w końcu trudno nazwać ich drogę do sukcesu konwencjonalną. Ale wciąż to zbyt mało by wyjaśnić jak to możliwe by zespół tak dobry jak Lakers lat 2000-2002 przeszedł przez wszystkie te lata z wieczną prowizorką na najbardziej newralgicznej pozycji na parkiecie.
Z drugiej strony to chyba właśnie dziwaczne zwyczaje panujące w tym względzie u Jeziorowców uczyniły pobyt Dereka Fishera (30 lat) w tym klubie tak imponującym. Kiedy obieżyświaty takie jakie jak Ron Harper, Tyronn Lue czy Lindsey Hunter przychodzili i odchodzili, DFish nieustępliwie trwał na posterunku, na którym równie dobrze mógłby na dłużej zagrzać miejsce którykolwiek z wymienionych wcześniej graczy. Jeśli dodać do tego zmagania z kontuzją stopy i powszechnie znaną niechęć Phila Jacksona do kieszonkowych playmakerów, to temat „Fish w LA” urasta niemal do rangi fenomenu. Pamiętajmy że przecież rok temu, zanim do Lakers trafił Gary Payton, Derek przez długi czas był jedynym kandydatem na prowadzącego ich grę.
Oto co bohater tego artykułu mówił w tamtych dniach, gdy wydawało się że szczęście będzie tak blisko: „Przywykłem do tego że ludzie nie chcą powierzać mi najbardziej odpowiedzialnych zadań, że nic nie należy w pełni do mnie. Spodziewam się że teraz wreszcie to się zmieni. Jestem teraz zdrowy w 100%, i niezależnie od tego czy ktoś chce na mnie postawić, czy nie, ja jestem gotowy by podjąć wyzwanie”.
To było niecały rok temu, ledwie na tydzień przed rozpoczęciem przedsezonowego campu LAL. Cała kariera Fishera to pasmo rozczarowań i ciągłego udowadniania własnej wartości na boisku. Pierwsze kroki na koszykarskich parkietach stawiał w Little Rock w stanie Arkansas, gdzie dorastał grając ze swoim starszym bratem Duane’em Washingtonem, który potem grywał nawet na boiskach NBA w barwach Nets i Clippers w latach 80-tych i na początku 90-tych. Ukończywszy liceum Parkview HS Derek nie chciał jeszcze iść w ślady brata, zdecydował się najpierw na grę w NCAA. Spośród uczelni Samford, Liberty i Arkansas-Little Rock (jedyne, które oferowały mu stypendium) wybrał tą ostatnią, pozostając w rodzinnych stronach. Ale nawet na starych śmieciach niełatwo było mu przekonać do swojej gry trenerów:
„Dla ówczesnego coacha na uczelni zatrudnienie mnie było sporym ryzykiem, przynajmniej on tak to widział. Kilku asystentów musiało przekonywać go by jednak zdecydował się na ten ruch.”
Derek szybko mu się odwdzięczył za zaufanie, wchodząc do uczelnianej starting-five już po trzech meczach sezonu. Grał solidnie przez dwa lata, kiedy to Jim Platt został zastąpiony na stanowisku trenera przez Wimpa Sandersona, legendę Uniwersytetu Alabama, który dał zawodowej koszykówce Latrella Sprewella, Roberta Horry’ego, Jasona Caffeya i tuzin innych graczy. Sanderson nastawił swój nowy zespół bardzo ofensywnie, co okazało się błogosławieństwem dla Fishera. Rzucał wtedy średnio 17,1ppg, by w następnym sezonie osiągnąć statystyki 14,6ppg, 5,2rpg i 5,1 apg, dzięki czemu zdobył tytuł Sun Belt Conference Player of the Year.
Sam DF mówi o zatrudnieniu Wimpa: „Ten ruch zmienił wszystko. Okazał się dla mnie niezwykle istotny. Myślę że bez niego może i moja kariera jako tako by wyglądała, ale miałbym takiego ciągu na kosz jak teraz i ludzie nie wiedzieliby czego się po mnie spodziewać.”
Sanderson nie robi z siebie ojca sukcesów Fisha, za to chwali jego zdolności przywódcze i, przede wszystkim, etykę pracy. „Wielu graczy którzy mają talent gra dobrze we wtorki i czwartki, ale odpoczywa w poniedziałki, środy i piątki. Derek nigdy tak nie robił. Właśnie te cechy lubiłem też w Sprewellu, kiedy pracujesz ciężko każdego dnia ludzie patrzą na ciebie z podziwem, a ty nigdy nie olewasz swoich obowiązków. Taki jest również Fisher”.
Czas zapłaty za tą harówkę nadszedł latem 1996, kiedy LA Lakers zdecydowali się poświęcić na niego swój jedyny wybór w drafcie. Jako niski (24) numer pierwszej rundy Fish nie wzbudzał wielkich emocji, szczególnie kiedy Jerry West oddał swojego podstawowego centra w zamian za perspektywicznego zawodnika z highschool. W ten sposób Kobe Bryant znalazł się w świetle jupiterów, a Fishera po prostu cieszyło w owym czasie miejsce w składzie renomowanego klubu i gwarantowany kontrakt. Ale nawet kiedy był ignorowany, mały człowieczek z Little Rock znał swoją wartość.
Opowiada: „Najpierw cieszyłem się przede wszystkim z bycia częścią zespołu, ale równocześnie wiedziałem na co mnie stać. Tamtego lata graliśmy z Kobe’em w Summer Pro League przeciwko innym rookiem albo weteranom szukającym zatrudnienia. Zdecydowanie górowaliśmy nad każdym z nich, tamte dni dały mi pewność że mam wszystko co konieczne by grać na poziomie NBA”.
Ta pewność była testowana przez osiem kolejnych lat. Gdy występował jako zmiennik dla Nicka Van Exela jego szybkie postępy i świetna postawa przyczyniły się w znacznym stopniu to oddania The Quicka przez klub z Los Angeles latem 1998. Jednak szybko poznał nowych konkurentów do gry na pozycji PG – w tym samym czasie do zespołu dołączyli Harper i Lue. Weteran, groźny wtedy, i rookie, melodia przyszłości. Można się było spodziewać że zepchną Fishera na boczny tor. Tak przynajmniej myślało wtedy wielu kibiców…
org. art.: Derek Fisher :: Fisher King
tłumaczenie: Piotr Wiąckiewicz