Czasami przyłapuję sie na tym, że rozmyślam o początku mojej kariery, aż do dnia dzisiejszego. Zdarzały się już momenty frustrujące, szalone, a nawet takie, w czasie których myślałem, ze moje marzenie nigdy się nie spełni….. Ale nie poddawałem się.
Jones zaczyna opisywać swoją przygodę z koszykówką od momentu zakończenia uniwersytetu w Houston, nastepnie przenosi nas w śnieżne zimy w Boise, po czym zahaczając na krótko o różne zespoły doprowadza nas na słoneczną Florydę wprost na finały konferencji.
To co mnie utrzymywało na duchu przez ten cały czas to wiara w siebie i ciężka praca.
Za chwilę przeczytacie historie o zepsutej taksówce, przez którą o mało nie spóźnił się nadebiut w NBA, o jednym z pierwszych zagrań hack-a-Shaq, o tym jak tracił miejsce w drużynach na rzecz takich „gwiazd” jak Bo Kimble, Miles Simon czy Moochie Norris.
Wszystko bez zbędnego przerywania, bez nudnych pytań, uciążliwego wtrącania się. Nie pozostaje Wam nic innego jak tylko słuchac historii opowiedzianej przez 28 letniego specjalistę od „trójek”.
Tak więc zaczynamy.
1997-98: Black Hills Posse
Po zakończeniu trzeciego roku nie dostałem zaproszenia na żaden z campów NBA. W czwartej rundzie draftu CBA zostałem wybrany przez drużynę Yakima Sun Kings. W drużynie był również inny rozgrywający, Bo Kimble i zarząd musiał sie pozbyć jednego z nas. Jako że Bo miał doświadczenie w NBA, wybór padł na mnie i musiałem przedwcześnie pożegnać się z drużyną.
Poszedłem więc do Rapid City i grałem w International Basketball Association za $300 tygodniowo. Jako, że pochodzę z Teksasu, ciężko mi było się przyzwyczaić do zaistniałej sytuacji. W szczególności do ostrych zim. Do tego cetrum miasta składało się z góra czterech, pięciu bloków…
Mieszkałem w hotelu, razem z Mico Harrisonem, kolesiem z Montany, który też dopiero przystosowywał się do nowej sytuacji. Z tego co wiem to teraz pracuje jako przedstawiciel Nike i zajmuje się m.in. Kobe Bryantem czy Jermainem O’Nealem.
Tego roku przegralismy w finale po trzech meczach z Fargo Beez, a ja dostałem kilka ofert z klubów CBA.
1998-99: Idaho Stampede
To był niewątliwie duży krok do przodu w mojej karierze, bo moje zarobki wzrosły z $300 dolarów tygodniowo do $1200. Miałem wrażenie, że robie wielkie rzeczy, bo dostałem nawet umeblowane mieszkanie, które dzieliłem z Williem Murdockiem, zawodnikiem z Kanady.
Trener Russ Bergman dał mi wielką szansę aby wychodzić na boisko i robić to na co mam ochotę. Grałem wtedy na dwójce, trener popuścił cugle i zrobił ze mnie główną siłę w ataku. Wtedy jeszcze grałem ofensywnie.
Nie można też powiedziec, zebyśmy mieli złą drużynę. Na jedynce grał Chris Garner z Memphis, na trójce był Jerome Lane z Pittsburgha. Szło nam całkiem dobrze aż do finałów, gdzie przegraliśmy z Connecticut prowadzonym przez Adriana Griffina (obecnie skrzydłowego Bulls).
1998-99: Orlando Magic
To był ten sezon z lockoutem i w momencie kiedy się skończył drużyny na gwałt potrzebowały wolnych zawodników. Zadzwonił do mnie Chuck Daly z Orlando i dał mi szansę na grę, mimo że wybrali w drafcie Milesa Simona, który okupował moją pozycję. Myślałem że będą się ze mną liczyć bardziej niż z nim, chociażby dlatego, że on nie zagrał w ani jednym meczu przed sezonem, w przeciwieństwie do mnie. Jednak zarząd klubu uważał, że skoro wzięli go w drafcie, to maja wobec niego pewne zobowiązania i w rezultacie on został w klubie a mnie zwolniono….z powrotem do CBA.
1998-99: New Jersey Nets
Wróciłem więc do Idaho, gdzie czekała na mnie ta sama drużyna, ci sami zawodnicy, wszystko identyczne. Zdąrzyłem tam spędzić jakieś półtora tygodnia, zagrałem w czterech meczach, atmosfera była świetna, mieliśmy zawsze prawie komplet kibiców, którzy wspierali nas całym sercem.
Wtedy pojechaliśmy na mecz wyjazdowy, do Sioux Falls.
Rozegrałem tam świetne zawody, nastepnego ranka wskoczyliśmy szybko do samolotu bo gralismy back-to-back we własnej hali. Jeszcze przed meczem, jakoś po południu, zadzwonił do mnie Dave Pendergraft, człowiek zajmujący się personelem w New Jersey. Powiedział mi, żebym się zjawił w klubie.
No więc musiałem lecieć z powrotem do New Jersey. Telefon zadzwonił do mnie koło chyba 13:30, a już o 18 miałem samolot i w między czasie musiałem spakowac wszystkie moje rzeczy. Na domiar złego pogoda musiała się zepsuć, więc wsiadłem w taksówkę, która z kolei w połowie drogi doszła do wniosku, że jednak nie dowiezie mnie na lotnisko.
Mówię więc do kierowcy: ‚naprawdę muszę dojechać na lotnisko. Nie mogę spóźnić się na ten samolot’. On, przejęty, zadzwonił migiem po inną taksówkę żeby mnie zabrała. Wsiadam do środka, pędzimy po drogach, wysiadam na lotnisku i widze, ze samolot już odleciał.
Nie widziałem co robić, ani do kogo dzwonić. Instynktownie zadzwoniłem do Sama Cassella, który wtedy rozgrywał w NJ a ja znałem go z Houston. Wytłumaczyłem mu co się stało, co spotkało się z jego komentarzem: ‚człowieku, ale jak to się stało?’. Na szczęście nie zadawał więcej pytań i w końcu dał mi numer do trenera Johna Calipari.
Zadzwoniłem więc do Johna, powiedział mi: ‚nie przejmuj się, nic się nie stało. Nie ruszaj się z miejsca’. Zabrzmiało to tak, jakby moja szansa na angaż była już stracona. Chwilę później zadzowniłem do Sama, żeby powiedzieć najnowsze wieści, ale jak się domyśliłem trener rozmawiał z Samem, bo po chwili słyszę telefon. ‚Wiesz co? Nie przejmuj się tym dzisiaj. Przyleć jutro i spotkamy się w Miami.’
Skończyło sie na tym, że podpisali ze mną umowę. Pojechałem do Miami, wziąłem udział w jednym treningu, po czym trener wpuścił mnie na boisko. Jeszcze ledwo znałem nasze zagrywki, ale już byłem strasznie podniecony samą obecnościa na boisku, ponieważ w Orlando grałem tylko w meczach przedsezonowych.
Swój pierwszy mecz zagrałem przeciw Miami. Wszystko pokazywała stacja TNT. Podniecony, podekscytowany i szczęśliwy byłem na parkiecie całą pierwszą połowę. Pełen animuszu broniłem Tima Hardaway’a. Pierwsza akcja, mój palec ląduje w jego oku, Tim idzie do szatni, po czym nie wraca już na boisko…
W New Jersey byłem w sumie półtora miesiąca, po czym mnie zwolnili.
1998-99: Boston Celtics
Od razu udałem się z powrotem do Idaho, gdzie dokończyłem sezon ze swoją poprzednią drużyną. Oczywiście przegraliśmy w finale, a ja w niezbyt dobrym humorze wróciłem do domu w Houston.
Zaraz po tym zadzwonili do mnie z Bostonu. Zdąrzyłem raptem spędzić sześć dni w domu, a oni już mi kazali pakować manatki i jechać do nich. Zatrudnili mnie do końca sezonu.
Pobyt w Bostonie był dla mnie kolejnym krokiem w przód. Zatrzymałem się w hotelu Westin i dzieki kontuzji Kenny’ego Andersona mogłem spędzac dużo minut na parkiecie (bo zostałem tylko ja i Dana Barros). Dzieliliśmy się czasem i musze przyznać, że grało mi się całkiem dobrze.
Kiedy skończył się sezon myślałem, ze trener Pitino będzie mnie chciał zatrzymać. Wyjechałem więc na całe lato, w między czasie oni zrobili kilka roszad kadrowych i okazało się, że nie musiałem już tam wracać.
1999-2000: Golden State Warriors
Dwa miesiące przed rozpoczęciem sezonu byłem w na całym campie w Golden State. W skrócie, na dwa miesiące przed czasem ćwiczyłem i robiłem dosłownie wszystko, o co mnie prosili.
Skończyło się na tym, ze podpisałem nie gwarantowaną umowę, jednak miałem tam klauzulę, że jak wytrzymam w Golden State do 1.grudnia, to umowa automatycznie stanie się gwarantowana az do końca sezonu.
Tak minęła połowa listopada, a pod koniec miesiąca graliśmy na wyjeździe z Utah, gdzie z powodu kontuzji Mookie Blaylocka miałem po raz pierwszy zagrać w wyjściowym składzie. To był mój najlepszy mecz w tamtym czasie: trafiłem wszsytkie 6 rzutów z gry (z czego pieć trójek), miałem z siedem, albo osiem asyst i, co najważniejsze, wygraliśmy.
Zaraz po tym pojechaliśmy do Los Angeles na mecz z Lakersami. Kilka godzin przed spotkaniem, trener woła mnie do swojego biura. Podekscytowany myślę sobie, ze pewnie znowu chce, żebym wyszedł w pierwszym składzie. A on do mnie mówi, ze z powodu mojego kontraktu (a był minimalny) muszą się ze mna pożegnać.
Nie potrafiłem tego zrozumieć. Siedziałem tam, prosto po rozegraniu meczu życia i nie wiedziałem, dlaczego mnie zwolniono. Nie wiedziałem kompletnie co robić. Skończyło się na tym, że pogadałem z kilkoma kolegami z drużyny: Starksem, Cummingsem i powiedziałem im, ze doceniam to, co zrobili dla mojej kariery.
Z Los Angeles poleciałem prosto do Oakland spakować ciuchy.
1999-2000: Dallas Mavericks
Miałem dzień żeby się z powrotem wyprowadzić z domu. Dostałem telefon od Dona Nelsona, który powiedział: ‚potrzebujemy pomocy, bo brakuje nam obrońców. Widzieliśmy Cię w spotkaniu z Utah, podoba nam się Twoja gra, przykro nam, że zostałem zwolniony z Golden State i chcielibysmy podpisac z Tobą kontrakt.’ Miałem dołączyć do nich w Chicago.
Poleciałem do Chicago, prosto z Oakland, z wielkimi torbami. Prosto z lotniska miałem jechać na salę. Nie znałem jeszcze zagrywek, w klubie nawet nie mieli jeszcze koszulki z moim nazwiskiem i numerem. Wyszedłem więc z numerem ‚zero’…bez nazwiska. Graliśmy cały czas wysokie pick’n’rolle, czyli standard w NBA. Zdobyłem 16 punktów i tak zostałem graczem Dallas.
Przez koło miesiąc grałem, po czym nagle ni z tego ni z owego przestałem. Przez 12 spotkań trener nie wpuścił mnei na boisko. Po tym wszystkim, znowu przed meczem z Lakersami, wezwał mnie do swojego biura. „Jutro zagrasz”. Ale się podnieciłem.
Na minutę, dwie przed końcem pierwszej połowy wchodze żeby grac przeciw Kobemu i Shaqowi. Z ambitnym zadaniem od trenera. Za każdym razem jak Lakersi wyprowadzają piłkę, miałem faulować Shaq’a. Byłem człowiekiem od hack-a-Shaq. Przed końcem drugiej kwarty miałem już na końcie cztery przewinienia. Schodzimy na przerwę, a ja wkurzony na zainstniałą sytuację zaczynam się zastanawiać, czy to wszystko jest warte zachodu…
Pod koniec czwartej kwarty znowu wszedłem na boisko…Znowu tylko po to, żeby faulować Shaq’a. Po tym meczu graliśmy z Utah, a trener ponownie mi zaufał. Tym razem miałem faulowac Oldena Polynice’a. Ogólnie rzecz biorąc, w czasie mojej gry w Dallas zacząłem się zastanawiać nad tym, czy dalej mam wystarczająco dużo umiejętności, żeby grac w tej lidze.
Po seoznie wróciłem do domu i ciężko pracowałem nad swoją grą, żeby już więcej nie być człowiekiem od hack-a-polynice.
2000-01: Vancouver Grizzlies
Na ligę letnią pojechałem do Los Angeles z Portland Trail Blazers. Spędziłem tam rewelacyjnie czas, po czym Vancouver zaoferowali mi kontrakt. Był jednak mały haczyk. Wydaje mi się, że gdybym wtedy na to przystał, to teraz byłbym w jeszcze lepszej sytuacji.
Grizzlies zaoferowali mi dwuletni gwarantowany kontrakt. Po raz pierwszy zdarzyło mi się dostać ofertę wartą więcej niż minimum. Za pierwszy rok gry miałem dostać $750.000, a za drugi $895.000.
Myślałem nad tym kontraktem, a w między czasie dostałem telefon z Hawajów od Dona Nelsona. ‚chcesz zarobić trochę pieniędzy?’ Pewnie że chcę, a o co w ogóle chodzi? – parsknąłem. ‚Na stole leży umowa na mocy której ty i Cedric Ceballos pójdziecie do Los Angeles za Travisa Knighta i Tyronna Lue. Oczywiście pod warunkiem, że podpiszesz z nami kontrakt.’ Odpowiedziałem: LA? Ale….Vancouver….miałem tam być zmiennikiem Mike’a Bibby’ego. Patrzę na sytuację w Los Angeles i mam być tylko dodatkiem do wymiany? Byłem w kropce, zaufałem instyktowi i poszedłem do Vancouver, gdzie myślałem, że dostanę więcej czasu do gry.
Tak też się stało. Co się później okazało, w moim kontrakcie była opcja (ukryta między zdaniami), że na mocy przepisów mogłem zerwać umowę, po czym ponownie ja podpisać ale już za $1.25mln, co w sumie dawałoby $2mln za dwa lata gry.
Kiedy w klubie dowiedzieli się, że mogę przejść do LA musieli dać mi większy kontrakt. Dlługo nie czekałem i od razu skorzystałem z opcji żeby więcej zarobić na dobrodusznośni moich pracodawców.
Chwilę później dowiedziałem się, że Billy Knight, ówczesny manager, nic nie wiedział o takiej opcji w koim kontrakcie. Ja go zerwałem, a on się mnie pyta: „dlaczego to robisz?”. Odpowiedziałem, że dzięki temu za nastepny sezon będe miał gwarantowane $1.25mln. „Nic o tym nie wiem, musze zadzwonić do Dicka” – powiedział prezes (a Dick to był człowiek, który konstruował moją umowę). Od Dicka usłyszeliśmy: „Nic takiego nie obiecywałem”.
I tak oto znowu wylądowałem na bruku. Wszyscy patrzyli na mnie i zadawali sobie pytanie: „co on robi? zrywa gwarantowany kontrakt?”
2001-02: Houston Rockets
Przez całe lato nie dostałem praktycznie żadnej szansy do pokazania się, bo wszyscy o mnie mówili: „O! To ten wariat, co zrezygnował z gwarantowanej kasy.”
W między czasie Houston miało problemy z podpisaniem umowy z Moochie Norrisem. Siedziałem więc w domu, a oni pierwszego dnia treningów podpisali ze mną minimalny kontrakt. Byłem więc w drużynie, wydawało mi się, że całkiem dobrze sprawdzę się w roli zmiennika Steve Francisa i zwalnianiu tempa.
Na parę godzin przed ustaleniem składów dowiaduję się, że doszli do porozumienia z Moochie. A mnie oczywiście zwolnili. Byłem zdruzgotany, bo przed nosem przepadła mi szansa grania w rodzinnym miescie, przy całej swojej rodzinie.
2001-02: Detroit Pistons
Jak przyjechałem do Detroit, oni mieli w składzie Chucky Atkinsa i Danę Barrosa. Rick Carisle dopiero debiutował jako trener i nie za bardzo przepadał za niskimi rozgrywającymi. A skoro miał ich aż dwóch, to potrzebowali większego gracza. Dlatego mnie ściągnęli.
Z bilansu 32-50 podnieśliśmy się do 52-30, a ja, mimo że znowu na minimalnym kontrakcie, byłem zadowolony z zaistniałej sytuacji.
Z ławki wchodziłem ja, Jon Barry i Corliss Williamson. Mieliśmy swietny rok, weszliśmy do playoffs a wszyscy mi powtarzali: „niczym się nie przejmuj. Graj swoje a my sie Tobą zajmiemy podczas wakacji.”
W końcu w drugiej rundzie przegraliśmy z Bostonem, a Kenny Anderson miał niesamowite wystepy przeciwko nam. Od tego zaczeły się zawirowania kadrowe. Trenerzy doszli do wniosku, że klub potrzebuje innego pierwszego rozgrywającego, bo Chucky Atkins nie za bardzo sobie radził.
Podpisali kontrakt z wolnym agentem Chauncey’em Billupsem. Mnie się zapytali, czy chcę być trzecim rozgrywającym za minimalną stawkę. Nie zgodziłem się na to, bo za ciężko pracowałem, żeby sie cofać, zamiast robić postepy.
2002-03: Sacramento Kings
Przez całe lato nie podpisałem żadnego kontraktu. Nadszedł czas treningów a ja nie miałem nic. Zero.
na trzey mecze przed końcem pre-season, Bibby złamał nogę i Sacramento potrzebowali rozgrywającego. Geoff Petrie i Wayne Cooper, odpowiedzialni wtedy za transfery, zapytali się Mike’a czy warto mnie zatrudniac. Bibby musiał mnie co nieco pochwalić, bo chwilę potem wylądowałem w drużynie Króli.
Byłem zmiennikiem Bobby Jacksona, który rozgrywał niesamowity sezon a my wygrywalismy co się tylko dało. Później Mike się wyleczył i wszystko szło dobrze. Do czasu aż pojechalismy do Los Angeles, gdzie Bobby złamał rękę. A w zasadzie gdzie Shaq złamał rękę Bobby’emu.
W tamtym momencie mój kontrakt nie był gwarantowany. A w składzie mieliśmy już mnie, bibby’ego, Jacksona i Mateena Cleevesa, któremu klub zalegał pieniądze za transfer z Detroit.
Doszło do tego, że podpisali ze mną umowę do końca sezonu.
Później jednak wrócił Bobby, a ja nie wchodziłem na parkiet. Nie było mnie nawet w składzie na playoffy.
2003-04: Milwaukee Bucks
W czasie jak grałem w Sacramento, Terry Porter był asystentem głównego trenera. pracował z nami na treningach, przed meczami, przez co udało nam się znaleźć wspólny język.
po sezonie Milwaukee zatrudniło Portera jako głównego trenera, wybrali w drafcie TJ Forda ale nie mieli dla niego zmiennika. Zatrudnili mnie jako zmiennika i dobrze nam się grało. Później niestety TJ dostał kontuzji kręgosłupa.
Przejąłem pałeczkę i wychodziłem w pierwszym składzie jakoś 25 razy, plus dodatkowo w pięciu meczach playoffs z Detroit. Byłem w sytuacji gdzie udowodniłem sobie, że z bycia rezerwowym rozgrywającym mogłem wnosić cos do gry jako pierwszą ‚jedynka’.
Po tamtym sezonie byłem wolnym agentem a w naszym zespole ciagle brakowało graczy podkoszowych. Tak więc zarząd czuł, że priorytetem powinno być zatrudnienie dużego człowieka i tak przekładali przedłużenie umowy ze mną z jednego terminu na drugi. Później złozyli ofertę wartą $5mln przez co na mnie zostałby jakiś niecały milion do wykorzystania. Biorąc pod uwagę kontuzję TJ’a, byłbym pierwszym rozgrywającym, ale nie podobało mi się to, co działo się w tym klubie.
2004-05: Miami Heat
Przez całe lato nie miałem pracy, a wszyscy inni wydawali się podpisywać umowy. Rafer Alston przeszedł do Toronto, Derek Fisher do Golden State. Cholera, całkiem niezłe transfery.
Myślę sobie: ja też dobrze grałem, dlaczego do jasnej cholery nikt nie zadzwoni do mnie. Doszło do tego, że Miami podpisali kontrakt z Doleacem za połowę mid-level exception (wartego 5 milionów dolarów). Do wydania mieli jeszcze drugą połowę, ale na celowniku mieli namierzonego Roberta Horry’ego.
w tym momencie zadzwonił do mnie Shaq. Powiedział, że obserwował mnie dłuższy czas, że wie kim jestem i dodał: „zapraszam do Miami”.
Pomyślałem: hey, oni mają tam naprawdę mocną ekipę. Rok temu grali już dobrze, a teraz jeszcze mają Shaq’a. Wykorzystałem drugą połowę MLE i podpisałem kontrakt na dwa lata. Przekonamy się co z tego wyjdzie.
Do drużyny przyszedłem ze świadomością, że będe zmiennikiem Dwyane’a Wade, albo ewentualnie będę zaczynał w razie gdy on, przesunie się na rzucającego obrońcę.
I tak doszliśmy to dnia dzisiejszego.
W swojej karierze miałem już dobre momenty, ale ten jest zdecydowanie najlepszy. Wygrywamy mecze a ja jestem gotowy przyczyniać się do nich.
Czy mogę jeszcze o coś więcej prosić?
org. art.: Damon Jones: Koszykarska Odyseja
tłumaczenie: Dawid Księżarczyk