Zaraz po treningu rzutowym w Air Canada Center i na moment przed wyjściem na zewnątrz, gdzie szaleje burza śnieżna, Chris Bosh siedzi w opuszczonym pokoju. Siedząc ciągle w stroju treningowym założył ręce za głowę, głośno ziewnął, a jego umysł zaczął skupiać się na rzeczach bardziej interesujących niż koszykówka oraz bardziej atrakcyjnych niż burza śnieżna.
„Całe życie marzyłem o tym, żeby być grafikiem. Chciałem projektować strony komputerowe, zajmować się multimediami. Do dziś, za każdym razem jak odwiedzam jakąś stronę, zastanawiam się, jakiego kodu użyli przy jej tworzeniu.” – mówi Chris.
Jeśli pomyślimy o mierzącym 208cm kujonie pracującym przy swoim iMacu nad Javą z taką samą dedykacją, jak wykonuje jump shoty, to powyższe słowa mogą być dużym zaskoczeniem, szczególnie dla tych, co nie znają Bosha. „W szkole zawsze najbardziej lubiłem matematykę” – mówi Chris, który przyznaje, że czyta co najmniej jedną książkę na miesiąc – „Uwielbiałem algebrę i analizy matematyczne. Zrozumiałem to dosyć szybko jak byłem młody. Wielką przyjemność sprawiało mi łamanie kodów i rozwiązywanie problemów.”
Urodzony w Dallas skrzydłowy nie zajmuje się już łamaniem kodów na zajęciach matematyki czy informatyki, ale zajął się o wiele bardziej wymagającym zadaniem. Jego zadaniem jest teraz rozkładanie na czynniki pierwsze gry Kevina Garnetta czy Tima Duncana, zawodników, którzy jeszcze niedawno widnieli na plakatach w jego pokoju. Jego umysł jest ciągle zajęty. „Wiem jak powinno się grac w tą grę i ciągle nad sobą pracuję.” – mówi Bosh, który jako drugoroczniak doprowadził szkołę Lincoln High do zdobycia mistrzostwa stanu Dallas z bilansem 40-0. „Dosyć szybko się uczę, a z racji na to, że koszykówka jest jakby moim darem, przyswajanie pewnych rzeczy przychodzi mi jeszcze szybciej. Wielu rzeczy nie możesz się nauczyć tylko grając. Musisz spędzać czas oglądając video, słuchając raportów scoutów, znać plusy i minusy swoich przeciwników a później odpowiednio dostosować swoją grę do tego.”
Bosh już w tym sezonie zrobił więcej, niż od niego oczekiwano. Po odejściu Cartera, Toronto stało się drużyną desperacko poszukującą lidera, a takim od razu stał się Chris. Wybrany w drafie 2003 z numerem 4 (zaraz za LeBronem, Darko i Carmelo) Bosh przyznaje, że chciałby przez cały swój rozwój pozostać niezauważanym, tak jak to ma miejsce teraz. Ale zdaje sobie również sprawę z tego, że jego czas już nadszedł – czy tego chce, czy nie. „Zaraz po transferze czułem presję, ale nie mogłem się do niczego zmuszać. Po prostu wychodziłem na parkiet i grałem. Mam nadzieje, że ludzie będą mnie traktowac tak, jakby nie było mnie widać na radarze. Wtedy, jak już będę w pełni gotowy, pokażę im, że potrafię grać w koszykówkę.”
Bosh po raz pierwszy zaczął wyłaniać się jako gwiazda na początku roku notując 9 z rzędu double-doubles (rekord klubu). Ponadto został wybrany zawodnikiem tygodnia na wschodzie, co zdarzyło się dopiero drugi raz w Toronto (w pierwszym tygodniu stycznia Bosh notował średnio 20.5 punktu, 13 zbiórek oraz 1.3 bloku). „Przez jeden tydzień byłem najlepszym graczem na wschodzie. Przez chwilę o tym myślałem, ale tak naprawdę dopiero jak to do mnie dotarło powiedziałem sobie: WOW. Nie jestem jednak osobą, która długo cieszy się z takich rzeczy. Było pewne, że w następnym tygodniu wybiorą kogoś innego.”
Co najbardziej pomogło Boshowi? Niewątpliwie wymiana z New Jersey Nets, na mocy której do zespołu trafili Aaron Williams, Eric Willams i (teoretycznie) Alonzo Mourning. Dzięki temu transferowi nie dość, że zaczęli grac wysocy Toronto: Loren Woods oraz Rafael Araujo, ale również Chris mógł przesunąć się na swoją naturalną pozycję silnego skrzydłowego. „O wiele pewniej czuję się na ‘czwórce’. To, że nie musze walczyć o zbiórkę ze 120kg centrami jest miłą zmianą.”
W styczniu, oprócz tego, że Chris notował średnio około 20 punktów oraz 10 zbiórek, ludzie zaczęli zwracać uwagę na całą drużynę Raptors, która po słabym początku sezonu, w pierwszym miesiącu nowego roku mogła pochwalić się bilansem 8-3. Zatem nie tylko wyłoniła im się nowa gwiazda, ale również zaczęła prowadzić swoją drużynę do zwycięstw. „Zawsze chcesz budować drużynę wokół człowieka, który wygrywa. A u Chrisa jest to na pierwszym miejscu. Jest utalentowany, ale w przeciwieństwie do innych młodych graczy w NBA, jemu zależy na zwycięstwach.” – mówi Loren Woods.
Mimo tego, że Chrisowi zajęło trochę czasu przystosowanie się do nowej gry Raptors po odejściu Vince’a Cartera, można powiedzieć, że opłacało się czekać. Teraz w końcu są drużyną. I Bosh jest jednym z głównych czynników takiego stanu rzeczy. „W czasie jak trwały rozmowy dotyczące wymiany, Chris był zawsze pozytywną postacią. Nie odzywał się, nie komentował, zaciskał zęby i ciężko trenował. Karmiliśmy się jego energią i od tamtego czasu wszyscy zrozumieliśmy swoje role i zaczęliśmy grac jak drużyna.” – tłumaczy Peterson.
Pod koniec stycznia, po jednym z porannych treningów, Chris przebrał się ze stroju sportowego w jeansy i białą koszulkę i przyznał, że nie ma żadnych planów na wieczór. W zasadzie, on nie ma planów na większość wieczorów. Niewątpliwie jest pewną anomalią w NBA. Jeździ zwykłym Chevroletem Avalanche, bez żadnych dodatków, którego kupił zaraz po drafcie. Mieszka w skromnej chatce poza Toronto razem ze swoją kuzynką – Adriene Mayes – która przeprowadziła się do niego z Detroit. „Pomaga mi we wszystkim w domu. Samemu nie dałbym sobie rady, poza tym, nie lubię mieszkać sam. Jest nas dwójka i cieszymy się swoim towarzystwem.” – mówi Bosh.
Mimo posiadania papierów na dobre granie i mając świadomość tego, że za dwa-trzy lata będzie jeszcze lepszym graczem, Chris mądrze wydaje swoje pieniądze, często dając więcej innym niż sobie. Jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobił po przyjeździe do Toronto, było założenie Fundacji Chrisa Bosha, która opiekuje się bezdomnymi oraz dziećmi z rodzin patologicznych. Prowadzi ją nie kto inny jak Mayes. Chris mówi: „Nie potrzebuję tylu rzeczy, co inni. Zdaję sobie sprawę z potęgi pieniądza, ale nie chcę, żeby zatrzęsły jakoś moim życiem.”
Skromność i hojność Bosha są głównymi cechami, dzieki którym jest ulubieńcem zarówno kibiców jak i kolegów z drużyny. Weterani z Raptors są bardziej niż zadowoleni z faktu, że mogą go traktować jak dojrzałego człowieka, mimo, ze w świetle prawa nie mogą z nim pić. „Moim zdaniem Chirs jest w tym momencie drugim najlepszym silnym skrzydłowym na wschodzie. Za kilka lat będzie gwiazdą, zarówno na, jak i poza parkietem. Nie dość, że jest super facetem, to jeszcze potrafi się zastawić, rzucić z dystansu, czy wejść po zwodzie pod kosz. Będzie grał w lidze jeszcze przez jakieś 10-12 lat dlatego jak ja skończę karierę, na pewno kupie bilet żeby zobaczyć, jak sobie radzi.” – mówi o swoim koledze z drużyny Jalen Rose.
Rozwój Bosha może pomóc nie tylko jego drużynie, ale i całemu sportowi w Kanadzie, czyli kraju, który stracił już wiele zespołów zarówno koszykarskich jak i hokejowych. Po odejściu takich zawodników jak Damon Stoudamire, Marcus Camby, Tracy McGrady czy Carter, Bosh ma szansę udowodnić, że warto jest grać w drużynie na północ od granicy. Rob Babcock, manager generalny Raptors mówi: „Kluczem dla nas jest utrzymanie Chrisa w drużynie. Wokół niego chcemy budować zespół. Kiedy patrzysz w przeszłość, największe sukcesy osiągali zawodnicy, którzy przez większość swojej kariery grali w jednym klubie”.
Jeśli więc chodzi o to, Bosh różni się od swoich poprzedników w Toronto: „Póki co chcę tu grać tak długo, dopóki nie znudzę się władzom klubu. Wydaje mi się, że kibice mnie już zaakceptowali, czuję się tu lubiany, a to jest bardzo dobra sytuacja.”
Stojąc przed swoją szafką Bosh przyznaje, że nigdy nie myślał, że będzie taki dobry i taki szybki. Co więcej, nigdy nie sądził, że kiedykolwiek trafi do NBA. „Nigdy nie myślałem o opuszczaniu college’u przed czasem, a co dopiero po jednym roku. Nawet w czasie swojego pierwszego roku nie myślałem o kończeniu edukacji tak szybko. Po raz pierwszy zdałem sobie z tego sprawę, jak ludzie zaczęli łączyć mnie z NBA. Wtedy jednak uważałem ich za szaleńców.”
Chris nigdy nie myślał o opuszczeniu studiów, zanim nie usiadł po sezonie do rozmowy z trenerem Tech Paulem Hewittem. „Zawsze byliśmy w dobrych relacjach, dlatego jak powiedział mi, że mogę liczyć na wybór między 4 a 8 miejscem, zdecydowałem się zaryzykować. Powiedział mi wszystko co powinienem wiedzieć i ani przez chwilę nie starał się mnie na siłę zostawić w drużynie.”
Kiedy po raz pierwszy pojawił się w lidze od razu kazano mu przybrać na wadze. Tak też się stało, od wyboru w drafcie przytył już prawie 15 kilo, głównie dzięki diecie (musi jeść dziennie 5000 kalorii) oraz ćwiczeniom na siłowni. „Nie liczę już kalorii tak jak kiedyś, ale wierzcie mi – jem strasznie dużo. Same zdrowe rzeczy, żadnych fast-foodów.”
„Chris jest inteligentnym facetem. Wystarczy że raz mu coś powiesz, a on już się do tego przystosuje. To jest to, czego ludzie często niedoceniają w tej grze. Możesz wysoko skakać i szybko biegać, ale jak nie masz mózgu, to wbiegniesz głową prosto w mur. On ma jednak łeb na karku. Mówię Wam, pewnego dnia stanie się gwiazdą i ludzie będą mówili, ze chcą być jak Chris Bosh.” – opowiada Jalen Rose.
Pomimo ostatnich sukcesów oraz nasilających się rozmów o jego przyszłej grze w meczach gwiazd, Bosh szybko wraca na ziemię patrząc na statystyki z poprzedniego meczu. „Rzeczą która uświadamia mi o tym, jak wiele pracy przede mną, jest moment, kiedy ludzie mówią mi, ze miałem doskonały mecz w momencie, kiedy zagrałem na średnim poziomie Kevina Garnetta. Miałem 24 punkty i 14 zbiórek – OK. – doskonały wynik, ale takie są średnie Garnetta. Każdy mi mówi jak dobrze zagrałem a taki KG gra tak co noc. Dzięki temu wiem, jak długa jeszcze droga przede mną.”
org. art.: Chris Bosh :: Raptors’ Delight
tłumaczenie: Dawid Księżarczyk