Może to imię Carmelo ich zwiodło? Brzmi tak jakoś bezpłciowo. Łatwo wpada na język i równie prosto się z niego ześlizguje. Może to stąd odczucie, że człowiek o tym imieniu jest równie uległy? To imię… Przywodzące na myśl pyszne czekolady Goplany, czy dźwięczne riffy Coltrane’a. Imię, które brzmi optymistycznie i pogodnie jak boja kołysząca się na morzu. Jakby imię dało się zważyć, Carmelo znalazłoby się poza skalą. Poza tym, jest to imię, które coś obiecuje, jakby spełnienie czy uległość, zupełnie jakby jego właściciel był zupełnie obojętny, zbyt kapryśny żeby przejmować się tym, w którą stronę wieje wiatr. On po prostu będzie szybował razem z nim.
Jednak Carmelo Anthony nie jest tego typu człowiekiem. W czasach, kiedy wszystko zdaje się być podatne na wpływy i stworzone dla wyzysku, mój bohater jest kompletnym przeciwieństwem tego, do czego zmuszani są znani i sławni ludzie. Wybór dany od gwiazd? Dochodowa uległość lub całkowite nieposłuszeństwo. Pomyśl: Will Smith vs Tupac Shakur – kiedy system Ci się poddaje, musisz udowodnić, że albo potrafisz go naprawić, albo będziesz mieć jaja, żeby go z hukiem rozwalić.
W 2003 roku koszykówka musiała jakoś ukształtować dwie najlepiej zapowiadające się gwiazdy, przez co połączyła ich w parę i kazała im działać w tym systemie poprzez ogłoszenie ich ambasadorami tego sportu. I o ile LeBron James zdążył już nam udowodnić, że jest tak wielkim ekspertem systemu Davida Sterna, jak wszyscy oczekiwaliśmy, o tyle Carmelo przekształcił się w coś zupełnie innego. Nie jest niepocieszonym buntownikiem który ma gdzieś poparcie i uznanie, ale nie jest również tak pogodny i ułożony jak LeBron. Na pewno jednak jest wart o wiele więcej niż tusz, którym gazety drukowały nic poza krytyką jego postawę na olimpiadzie, jego bójkę w barze w Nowym Jorku, zatrzymanie na lotnisku z trawką przyjaciela w plecaku, występ na DVD, który wyglądał jak usunięta scena z „The Wire” (który, nawiasem mówiąc, jest jednym z ulubionych show Carmela).
Po tych wszystkich kontrowersjach, Carmelo Anthony zaprezentował się w stylu, o którym media mogły już zapomnieć: odgrywając rolę dawnego pierwowzoru – beztroska gwiazda, dorywcza w mówieniu prawdy, zbyt wyluzowana żeby kłamać. Melo może i jest anty-gwiazdą, wolny od rozdrażnienia, ale media dalej czekają jak szalone na to, co się stanie za jakiś czas. W czasach sztucznych uśmiechów i standardowych „proszę okłam nas zamiast mówić prawdę której nie chcemy usłyszeć” odpowiedzi w reporterskim światku, Carmelo jest nieprawidłowością. Podczas wywiadów telewizyjnych zdaje się owijać kamerę swoimi rękami i delikatnie mówić prawdę całemu światu. Jednak rzeczywistość kosztuje wiele w Stanach. I Melo właśnie spłaca swoją działkę.
DIME: Pierwszy rok już się skończył, drugi dopiero się zaczął. Czy widzisz jakąś różnicę w swoim życiu, zarówno na, jak i poza parkietem?
Melo: Szczerze mówiąc nie widzę żadnej różnicy. Sezon debiutancki był dla mnie ciężki, jednak udało mi się przez niego przejść.
Co okazało się szczególnie trudne?
Napięcie. Musiałem spełnić oczekiwania, musiałem żyć na wysokich obrotach i borykać się z problemami jakie napotyka na swojej drodze każdy koszykarz NBA.
Patrząc wstecz łatwo mi przypuszczać, że uporałeś się z problemami nadwyraz dobrze, ale ja Ty się oceniasz? Wydaje Ci się, że spełniłeś wszystkie oczekiwania jakie były w Tobie pokładane?
Wydaje mi się, że nawet je przekroczyłem. Oczekiwałem tylko tego, że będę wychodził na boisko, grał w koszykówkę, dobrze się bawił, zdobywał punkty i pomagał drużynie wygrywać. Udało mi się to. Dodatkowo udało nam się dostać do play-offs co uczyniło nas jeszcze lepszym zespołem.
Czego się nauczyłeś poprzez kontakt z mediami 24 godziny na dobę?
Zdałem sobie sprawę z tego, że media to nie twój przyjaciel. Potrafią zarówno stworzyć jak i zabić człowieka.
A co było w Twoim przypadku? Zostałeś stworzony czy zabity?
Hmm, oni mnie stworzyli. A teraz wydaje mi się, że chcą mnie zniszczyć. Ale ja nie jestem typem człowieka, który pod czyimś wpływem coś porzuci albo z czegoś zrezygnuje.
Czy jak Cię tworzyli, miałeś wrażenie jakby byli po Twojej stronie?
Każdy , kogo kreują media, kto jest w centrum zainteresowania, musi patrzeć na dobre złe strony pozornie pozytywnych spraw, ponieważ na topie możesz być tylko przez jakiś czas. Dlatego właśnie chcą mnie złamać: ponieważ ciągle wychodzę na parkiet i robię to, czego się ode mnie oczekuje.
W jaki sposób media chcą Cię zniszczyć? Są wobec Ciebie nie fair?
Nie mogę winić mediów na całej linii. I nie będę tego robił, ponieważ w niektórych aspektach to ja popełniłem błędy. Zdaję sobie sprawę z tego, że to ich praca, że dzięki temu sprzedadzą się gazety, czasopisma. Dlatego nie będę ich obwiniał za to co robią.
A co sądzisz o tym, co robią media z atletami, szczególnie Afro-Amerykańskimi. Zawsze przedstawiają ich jako dobrych graczy, albo złych złodziei.
Ludzie wierzą w to, co czytają. Nie znają mnie jako osoby. Wydaje mi się, że ogólnie prasa nie przedstawiła mnie w złym świetle. Jestem dobrym człowiekiem, przynajmniej tak mi się wydaje. Jest wiele osób które uważają podobnie. Z drugiej strony zawsze będą osoby uparte i nieustępliwe.
Wygląda na to, że liga chciała Cię przedstawić w pewien sposób. Nie przeczę że nie jesteś dobrym człowiekiem za jakiego ma Cię liga, zwracam tylko uwagę na to, że jesteś o wiele bardziej prawdziwy i realny niż liga Cię kreowała.
I taki po prostu jestem. Zawsze będę prawdziwy i szczery. Czasami mówienie prawdy może być bolesne, ale swoje nauczki już z tego wyciągnąłem. Zawszę będę stąpał twardo po ziemi, będę wyluzowany i skromny. To są rzeczy, których nie potrafię i nie chce zmieniać. Sądze, ze ludzie to wiedza, ale jak przeczytają dwa czy trzy artykuły to zaczynają mieć negatywne myśli na mój temat.
Kiedy ludzie mówią o niektórych zawodnikach, że wiedzą jak postępować z mediami, jest to równoznaczne z tym, ze są doskonałymi kłamcami…
Dokładnie. I może kłamanie od czasu do czasu jest częścią tego biznesu? Czasami mam wrażenie że przez mówienie prawdy i skromność mam same kłopoty.
Czy w przyszłości widzisz siebie jako człowieka umiejącego rozmawiać z mediami, czy będziesz jeszcze bardziej prawdomówny?
Wydaje mi się, że jednak to pierwsze. Już powoli zaczynam to robić i bardzo mi to pomaga. Ale jak zawsze było się skromną i prawdomówną osobą ciężko jest siadać przed kamerą i kłamać.
Tak więc będziesz musiał się nauczyć jak być lepszym kłamcą?
[śmieje się] i siedzimy tu i rozmawiamy o kłamstwach.
Powodem dla którego się o to pytam jest to, że jako reporter, sympatyzuję z wami wszystkimi. Po meczach, w szatni, zawsze jakby prosimy was o kłamanie, ponieważ jak powiesz prawdę to możesz być pewny że rozwinie się z tego wojna.
Dokładnie, dokładnie. W tym biznesie wszystko polega na tym, żeby się nauczyć jak grac również poza parkietem.
Wytłumacz swoimi słowami co się stało wtedy w barze w Nowym Jorku.
Byłem tam ze swoją dziewczyną i jakiś facet napluł jej na twarz. Zrobiłem to, co zrobiłby każdy mężczyzna: nie ważne czy to była moja dziewczyna, siostra czy matka – reakcja zawsze byłaby taka sama.
Ale ty nie jesteś jak każdy inny mężczyzna?
Dokładnie.
Czyli przywaliłeś facetowi czy co?
Możesz powtórzyć?
Dałeś mu po pysku?
[śmieje się głośno]
Z liścia?
[śmieje się dalej] Nikt nic nie widział. Tyle mogę Ci powiedzieć. To co podały media było bardzo przejaskrawione. Nikt tak naprawdę nie widział co się stało.
Tak więc po tym jak poradziłeś sobie z tym incydentem i jak popatrzysz na to co stało się w Detroit w meczu z Indianą, możesz jakoś odnieść się do tego, co mówił kiedyś Charles Barkley o tym, że bycie profesjonalnym atletą nie powinno robić z Ciebie ruchomego celu?
Tak, mogę do tego nawiązać. Przed tym jak zostajemy profesjonalistami, jesteśmy zwykłymi ludźmi. Jeśli ktoś chciałby nam coś zrobić, naszą naturalną reakcją byłoby oddać. Nie będziemy siedzieli myśląc: „Oh, mam to, mam tamto, mam tak dużo do stracenia”. Nie. Pierwszą reakcją, pierwszym instynktem jest oddać. Profesjonaliści są jak bańka mydlana. Żyjemy w wielkiej bańce mydlanej, jak się poza nią wydostaniemy to jesteśmy w kłopotach. Nie możemy wykraczać poza swoje terytorium. Musimy zdać sobie sprawę, że jako atleci jesteśmy w tej bańce i jak wykroczymy poza nią to będziemy mieli przesrane.
Jak długo będziesz w stanie żyć w tej bańce? Myślisz że nadejdzie taka chwila, że będziesz się chciał z niej uwolnić na dobre?
Nie, nie, nie, na pewno nie. To ja wybrałem takie życie a nie życie wybrało mnie. Wybralem bycie koszykarzem. Wybrałem bycie w centrum uwagi. Nie mam zamiaru ryzykować tego wszystkiego co jeszcze przede mną.
Tak więc, do pewnego stopnia, jesteś przygotowany, żeby żyć w tej bańce?
Tak, dokładnie. Jako atleci, jesteśmy przygotowani. Niektórzy są po prostu gotowi wyjść poza granice naszego terytorium znacznie wcześniej, niż inni.
Zmieńmy temat. Wkurzyłeś się jak Stringer Bell dostał kulkę w „The Wire?” (Stringer Bell, handlarz narkotyków który powoli zaczynał robić uczciwe interesy został zabity na rozkaz Avona Barksdale’a – narkotykowego króla, który nie chciał słuchać o uczciwych zamiarach Stringera – przyp. dvk)
Niezupełnie, bo znałem jego zamiary. Albo Avon by się go pozbył, albo on wykończyłby Avona. Sądzę jednak, że nie jest tak źle bo jestem wielkim fanem Avona.
Dlaczego bardziej lubisz Avona niż Stringera?
Ponieważ obaj są zupełnie innymi ludźmi. Stringer był bardziej nastawiony na biznes. Z kolei Avon był panem na ulicy i tak naprawdę nie mogłeś nic zrobić o czym on by się nie dowiedział. W takim przypadku lepiej umieć znaleźć się na ulicy niż mieć glowę do interesów.
Czy masz zamiar wdrożyć w życie swoje nauki wyniesione z ulicy do życia w NBA?
O tak. Wykorzystuje to żeby zobaczyć jakie ludzie mają intencje, co chcą zrobić, czego oczekują, jak się zapatrują na niektóre sprawy.
Wychowywanie się w biednej dzielnicy, na co dzień sceny niczym z „The Wire” – to wszystko brzmi banalnie. Nie dlatego, że jest nieprawdziwe, ale dlatego, że tak naprawdę zapominamy jak tragiczne potrafi być życie. Czy jako człowiek który wywodzi się z takiego miejsca chcesz w jakiś sposób pokazać sposoby, żeby położyć kres tego typu sytuacjom?
Każdy, kto był w podobnej do mojej sytuacji miał nie lada problemy. Sądzę, że Ci, którzy nie znają tej sytuacji zobaczą po prostu że ten dzieciak jest z Baltimore City, tam są narkotyki i inne tego typu problemy, a później automatycznie Cię zaszufladkują, jakbyś był nieodłączną częścią tego. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że nie obudzilismy się pewnego ranka i nasza mama nie powiedziała: „O! Dzisiaj przeprowadzimy się do slamsów”. To nie było tak, my nie chcielismy tam mieszkać, ale nie mieliśmy wyboru. I tylko dlatego że mieszkałem w takim a nie innym środowisku nie myśl, że jestem złodziejaszkiem, ćpunem czy coś w tym stylu. Nie szufladkujcie mnie razem z nimi.
Z trzech możliwości określających Twoje obecne życie wybierz najtrafniejszą: spełniony, samotny na szczycie albo….
O tak, tak. Samotny na szczycie.
Dlaczego akurat to wybrałeś?
Ponieważ w mojej sytuacji nie mogę nawet nigdzie wyjść na zewnątrz, nie mogę nic robić. Nie mogę nawet wyjść na obiad ze swoją rodziną! Jestem samotny ponieważ są rzeczy które chce robić ze swoją rodziną, z przyjaciółmi, ale nie chcę, żeby później oni przechodzili przez to całe piekło związane z bombardowaniem ze strony prasy.
Znowu bańka?
Dokładnie. Powoli zaczyna mnie przytłaczać. Ale wiem, że jest dla mojego dobra.
Wygląda na to, ze twoje imię i LeBrona zostało połączone na dobre. Jak myślisz, jak bardzo zmieniłoby się Twoje życie, gdyby James był zwykłym zawodnikiem wybranym z numerem piątym w drafcie pięć lat po Tobie, albo przed Tobą?
Szczerze? Na pewno nie byłoby wokół mnie takiego szumu. Myślę, że to że nas połączyli wyszło lepiej dla nas obojga, ponieważ za każdym razem jak słyszysz jego imię, słyszysz też moja i vice versa. Mieliśmy po prostu dobre poczucie czasu.
Patrząc wstecz. Powinieneś być debiutantem ex aequo z LeBronem?
[chwila ciszy] Tak. Patrząc wstecz tak. Tak mi się wydaje. Ale wiesz co? Ja zawsze sobie powtarzam, że pewne rzeczy nie dzieją się bez przyczyny. Tak samo jak te wszsytkie problemy przez które przeszedłem na początku tego sezonu. To wszystko miało swój cel – otworzyć mi oczy na niektóre sprawy.
Sezon zacząłeś nieco ociężale, teraz wygląda na to, że wróciłeś na właściwy tor. Czy coś szczególnego się do tego przyczyniło?
Podczas pierwszych 4-5 meczy wpływ na moją postawę miały wydarzenia spoza parkietu. Każdy kto przeszedł tak wiele w trzy tygodnie jak ja przeszedłem, grałby tak samo beznadziejnie. Tak więc jak ktoś Ci mówi, że poza boiskowe wydarzenia nie mają wpływu na Twoją grę – to kłamią w żywe oczy. To jest cholerne kłamstwo. Teraz postawiłem się w tym samym miejscu w którym byłem w zeszłym roku: robię po prostu to, co do mnie należy i nie przejmuję się tym, co sądzą o mnie inni. A jak już wejdę we własciwy rytm, to nikt nie będzie w stanie mnie z niego wybić.
Jak sobie radzisz z krytyką która Cię ostatnio spotkała?
Staram się znaleźć pozytywne rzeczy w tym wszystkim. Ale to wszystko co się stało, stalo się w cholernie złym czasie. Z olimpiady do bijatyki w barze, później trawa i DVD, strasznie zły timing. Myślałem przez moment, że świat się zaraz skończy. Ale jestem zdeterminowany, żeby zamienić to wszystko w pozytywy.
org. art.: Carmelo Anthony: Truth and Consequences
tłumaczenie: Dawid Księżarczyk
dzięki za artykuł 🙂
PolubieniePolubienie