To nie jest miejsce typowe dla Bena Wallace’a. Wystarczy, że zajedziesz do ośrodka wypoczynkowego w Scottsdale (Arizona) i od razu będziesz wiedział, ze to nie jest on. Ludzie opiekujący się polem golfowym zbierają leżące na trawie liście, lokaje parkują warte $75.000 samochody, po czym odprowadzają gości do pokoi wartych 585 dolarów za noc. A to dopiero początek absurdów. W środku znajdują się super komfortowe kanapy, a na każdego gościa przysługuje trzech dozorców. Miesce rodem z MTV Cribs, tyle że z klasą. Ben zupełnie tu nie pasuje…
Nie odbierzcie tego jako lekceważenia, ale Ben Wallace jest bardziej Holiday-Inn-typem (nie odejmując niczego tym hotelom). Szczerze mówiąc jest to miejsce o wiele bardziej sprzyjające odprężaniu się przy jakiejś gierce czy słuchając CD kolesi z getta. Jednak wielki Ben utknął na dobre w luksusach Phoenician Resort. W tego typu miejscach broszury są aż przepełnione kolorowymi zdjęciami pięknych widoków rozciągających się na terenie ośrodka. Nie inaczej jest i tutaj. Rosnące wszędzie kaktusy i kamieniste drogi powodują, że sesja zdjęciowa Bena przypomina bardziej turnee po zachodnim wybrzeżu Nilu. Gdyby Wallace zaciągnął się cygarem Suge Knight, to wydmuchany przez niego wprost na kamerę dym raczej na pewno byłby jedną z usuniętych scen z DVD „Rodziny Soprano”. Potraficie to sobie wyobrazić?
„Nie palę cygar” – mówi Ben obojętnym tonem, na który może sobie pozwolić tylko człowiek jego rozmiarów. W porządku. To może rozpuścisz afro, założysz jeden z garniturów od Armaniego, które masz w pokoju, a później popozujesz trochę do zdjęć przy wózku do golfa? „Nie bracie. Jestem taki, jakim mnie widzisz” – uszłyszałem z powrotem. Tak jak mówiłem, to nie jest jego miejsce (tak na marginesie, to jego włosy zawsze są splecione na wyjazdach, a rozpuszcza afro dopiero w domu, kiedy widzi się ze swoją żoną).
Dzisiaj, pewnie jak zawsze, Ben jest tylko prostym człowiekiem z White Hall (Alamabama), ubranym w zwykły t-shirt i czekającym na kilka pytań po których będzie mógł w końcu wskoczyć do łózka. Jego Detroit Pistons, którzy jutro grają ważny mecz z Phoenix Suns, właśnie skończyli trening. Zmęczony Ben idzie wolniej niż zawsze, a jego słynne włosy wyglądają teraz jak lekko kędzierzawe warkoczyki. To jest właśnie cały Ben Wallace – wygląd zewnętrzy w niczym mu nie przeszkadza.
„Jestem wielkim fanem samochodów wyścigowych.” – mówi z szyderczym usmiechem na twarzy. „Robię tego typu rzeczy. Poza tym….nie, to chyba wszystko. Interesowałem się autami od dziecka, dlatego już przelałem moją pasję moim dzieciom.”
Nie tylko małe Wallace’y lubią się kręcić wokół dużego Numeru 3. Ben, drugi najmłodszy z dziesięciorga rodzeństwa chłopak, pochodzący z małego miasteczka Dixie, jest przyzwyczajony do przebywania z dużą ilością dzieci. To po części tłumaczy dlaczego tak wiece młodych kibiców zaczęło przychodzić do Pałacu od czasu przejścia Bena do Tłoków.
„Nie mam pojęcia o co w tym chodzi” – odpowiada ze wzruszeniem ramion Wallace, zapytany o uwielbienie które otrzymuje w praktycznie każdej hali NBA. „Może to polega na tym, że kibice mogą się do czegoś odnieść, albo z kogoś się pośmiać. Nie interesują ich statystyki, kto ile rzuca punktów i ile ma zbiórek. Włączają telewizor i chcą się dobrze bawić, nawet nieznając się na pułapkach czy pick’n’rollach.”
Ostatnio zaczęto zadawać pytanie: do jakiego stopnia można mówić o zabawie podczas gry. Kiedyś fajnie się patrzyło na białego chłopaka wcielającego się w rolę Michaela Jordana. Ale czy potraficie sobie wyobrazić tego samego fana w gigantycznym afro? Dla niektórych jest to już przegięcie. Są krytycy, którzy oceniają ludzi wzorujących się na Benie jako krzykliwą i rażącą w oczy kpinę. Big Body, jak czasem zwracają się do Wallace jego znajomi, pochodzi z południa i prawdopobodnie byłby w stanie rozpoznać rasizm nawet w pełnej hali Auburn Hills. „Nie zgadzam się z tym, co mówią niektórzy. Dzieci są niewinne, one nie rozumieją, że to co robią jest złe. Po prostu widzą coś co im się podoba i zaczynają się w to wkręcać. Mi to kompletnie nie przeszkadza, bo nie mam w zwyczaju przejmować się drobnymi sprawami. Po prostu wychodzę na parkiet, żeby się dobrze bawić i wygrac kilka spotkań. Kibice, a w szczególności młodzież i dzieci, uwielbiają widzieć na parkiecie zawodników, którzy cieszą się grą.”
Innymi słowy, młodzież jedynie docenia twardą walkę o każdą piłkę i wyjątkowy styl gry. Zostawcie nudną grę San Antonio Spurs. Dorośli również nie chcą oglądać dysertacji w ataku i chcą podziwiac to co wszyscy. Przeciętny fan robi to, co robi Wallace, jednak nie ma nic przeciwko kilku asystom i wsadom więcej. Ben, Twoje 12.1 zbiórek i 2.4 bloki na mecz wyglądają pieknie jak kwietniowe popołudnie w Phoenix, ale czy mógłbyś do tego jeszcze dodać 15 punktów i kilka podań w stylu Vlade Divaca?
Oczywiście, co tygodniowe akcje w TV są prawdziwą obsesją fanów i prawdziwi nabijacze statystyk – jak Andriej Kirilenko czy Larry Hughes – są pomijani w tych mniej efektownych rubrykach jakimi są bloki czy przechwyty. Ben jednak jest jedną z tych osób, dla której bycie w TOP10 na końcu tygodnia nic nie znaczy. „Umiem zdobywać punkty tak jak każdy kto gra w tej lidze. Ale co potrafisz zrobić jak nie rzucasz punktów? To jest rzecz na której ja się skupiam. Nie potrzebuję trafiać do kosza, żeby mieć wpływ na wynik meczu. Potrafię to zrobić na wiele innych sposobów.” – trzykrotny najlepszy obrońca roku bierze oddech i kontynuuje – „Nikt nie zdobędzie punktów jak nie będzie miał piłki. Jeśli jesteś strzelcem, to będzie potrzebował takiego człowieka jak ja, żeby zebrał dla ciebie piłkę. Ja zbieram po to, zeby inni mogli rzucać. Ciesze się ze zwycięstw i z tego, że wszyscy wokół dobrze się bawią. Uwielbiam patrzeć jak piłka wpada do kosza, szczególnie do tego przeciwnej drużyny.”
Niestety, pomiędzy jego dziećmi a zdalnie sterowanymi wyścigówkami jest coś, czym Ben się przejmuje – zwycięstwa.
America West Arena w Phoenix. Nieee, to też nie jest miejsce dla Bena. Jeśli ta hala nie jest najgłośniejszą w całej NBA, to do ankiety wdarło się kłamstwo. Pokazy świetlne są jak z Vegas, pakujący goryl robi niesamowite wrażenie. Wszędzie siedzą dzieci, kilka z nich nosi czerwono-niebieskie koszulki z numerem 3 (niestety nie siedzą w perukach). Hej, czy to nie jest siostra Ray’a Juniora? Brandy wykonuje różne gesty palcami dając znać, że jej narzeczony Quentin Richardson trafił kolejną trójkę. Jest też były gracz Suns, Cedric Ceballos, który pomaga ustawić Jumbotron w czasie przerwy albo pyta się faceta w sekcji 110, czy wie jaka jest stolica Wenezueli.
Wallace i jego Pistons nie przejmują się Caracas czy innymi stolicami. Od ponad tygodnia media nagłośniły ten pojedynek jako prawdopodobny wstęp przed finałami. Statystycznie najlepsza drużyna na zachodzie kontra druga ze wschodu. Gra spełnia oczekiwania i po pełnym dramaturgii spotkaniu gospodarze wygrywają 100-97. „Nie rzucaliśmy tak, jak bysmy tego chcieli, jednak poza tym odwalilismy kawał dobrej roboty. Udało nam się zrobic to, co sobie założylismy przed meczem – atakowalismy deskę i zatrzymaliśmy ich kontraatak. Jednak jak się przegrywa, to taki mecz jak ten niewiele pomaga. Jesteśmy już gotowi prawie na wszsytko. Nie czekamy aż jedno zwycięstwo w jednym meczu nam w czymś pomoże. Jesteśmy przygotowani na to, co przed nami.”
Reporterzy standardowo pytają Larry’ego Browna o to, czy to była dobra porażka. Trener tłoków nie daje się na to nabrac, bo obrońcy tytułu nie wiedzą nic o „dobrych” przegranych. Wiecie co? Może reporterzy po prostu zapomnieli, że Postons są obrońcami tytułu. Wygląda na to, ze wszyscy poza 313 o tym nie pamiętają.
O momentu aż Halle Berry została wybrana najlepszą aktorką za rolę w Moster’s Ball, a później pojawiła się z Gothiką i Catwoman, nikt nie zniknął z przysłowiowego radaru tak szybko jak ona. Jednak jakby w listopadzie zapytać przeciętnego fana o to, która drużyna wygra wschodnią konferencję, usłyszałbyś Miami, Indiana albo Cleveland. Zapytałbyś ponownie w grudniu i powiedziałby ci, że Miami, Cleveland albo Waszyngton. A po zamknięciu okienka transferowego? Miami oraz Boston lub Philly jako czarne konie. „Nic mi to nie przeszkadza” – mówi Ben, który broni barw Detroit od 2000 roku. „To jest powód, dla którego jestesmy mistrzami. To samo miało miejsce w zeszłym roku. Nikt nie mówił o Detroit do momentu, aż wygraliśmy konferencję. Później każdy mówił tylko o nas.”
Na tym jednak się nie kończy. „Nawet jak doszliśmy do finałów, ludzie mówili, że jesteśmy szaleni skoro chcemy wygrać z Los Angeles. Nie przeszkadzało mi to wtedy, a teraz mam zamiar iść tą sama ścieżką. Dalej, mówcie o innych drużynach. Ale kiedy nadejdzie nasz czas, Pistons będą znowu na szczycie.”
org. art.: Ben Wallace: Ringtone
tłumaczenie: Dawid Księżarczyk
podaj mi ile kosztuje karty bena ok
PolubieniePolubienie