Pierwsi Afroamerykanie w NBA


To było 54 lata temu. Afroamerykanie mieli bardzo ograniczone prawa – nie mogli przebywać w niektórych hotelach, jadać razem z białymi w restauracjach. Także w sporcie dominowali wyłącznie biali zawodnicy. Ale to właśnie wtedy rozpoczęła się ta historia – a jej bohaterami są Earl Lloyd, Chuck Cooper i Nat „Sweetwater” Clifton.

W 1950 roku ta trójka zawodników trafiła do NBA, stając się pionierami, prawdziwymi „przecieraczami szlaków” dla graczy pochodzenia afroamerykańskiego. Cooper jako pierwszy Afroamerykanin został wybrany w drafcie NBA, Clifton jako pierwszy czarny gracz podpisał kontrakt NBA. A historyczna data to 31 października 1950 roku – wtedy to właśnie, w meczu Washington Capitals – Rochester Royals, gracz tej pierwszej drużyny, Lloyd został pierwszym w historii Ligi czarnym zawodnikiem, który wystąpił na parkietach najlepszej Ligi świata.

Tysiące graczy pochodzenia afroamerykańskiego podążyło potem ścieżką wytyczoną przez tą trójkę – Oscar Robertson, Bill Russell, Wilt Chamberlain, Julius Erving, Magic Johnson i Michael Jordan – to oni stworzyli z tej Ligi wielkie porywające widowisko, które niezmiennie od kilkudziesięciu lat zdobywa sobie coraz szersze rzesze fanów. Gdyby zapytać przeciętnego kibica NBA o takich zawodników jak Shaquille O’Neal, Patrick Ewing czy Reggie Miller, na pewno usłyszelibyśmy szybką odpowiedź popartą faktami, liczbami, relacjami pełnymi niesamowitych momentów ich karier. Takie samo pytanie o Lloyda, Coopera lub Cliftona spotkałoby się zapewne z zaciekawieniem, zakłopotaniem. Kim oni są?? – zamiast odpowiedzi usłyszelibyście takie pytanie. A raczej kim byli, bo spośród tej trójki, która złamała barierę rasy i koloru, żyje niestety jedynie Lloyd. Cooper umarł w 1984, a Clifton w 1990 roku.

Spuścizna, jaką pozostawili po sobie ci zawodnicy, pozostanie jeszcze długo żywa. Lloyd ma teraz 76 lat, mieszka ze swoją żoną Charlitą w Detroit. Z wielką pokorą wspomina tą pamiętną, historyczną noc w 1950 roku, gdy jako pierwszy otworzył drzwi, przez które podążyło po nim tysiące graczy o czarnym kolorze skóry.

„Nie sądzę, by moja sytuacja była podobna do tej, w jakiej znalazł się Jackie Robinson. On grał w bardzo wrogim otoczeniu, nawet inni gracze z jego drużyny nie dażyli go sympatią – mówi Lloyd. Jeśli chodzi o koszykówkę to na poziomie uczelnianym już wtedy zespoły miały mieszany, biało-czarny skład. Inna była mentalność. Ale oczywiście zdarzyło się, że zespół grał wtedy w takich miejscach, gdzie na pewno nie byłem mile widziany jako czarny zawodnik.

„Pamiętam, że w Fort Wayne (stan Indiana) zatrzymaliśmy się w hotelu, gdzie pozwolono mi spać, ale nie dostałem nic do jedzenia. Nie chcieli też, by ktokolwiek z gości hotelowych mnie tam widział. Pomyślałem sobie wtedy, że jeśli mogę tam spać, to przecież może chociaż w pewnym stopniu mnie akceptują. Pamiętajcie o tym, że dorastałem w podzielonej rasowo Virginii, więc byłem do takiego stanu rzeczy przyzwyczajony. Czy zrobiło to na mnie jakieś wrażenie, dotknęło mnie??? Nie. Jeżeli pozwalasz sobie stawać się coraz bardziej zgorzkniałym, rozpamiętującym takie rzeczy człowiekiem, to po pewnym czasie zacznie cię to zżerać od środka. Jeśli nie załamiesz się niepowodzeniami, to uczynią one z Ciebie mocniejszego, bardziej odpornego człowieka. W końcu jak mówi stare porzekadło: „What doesn`t kill you, makes you stronger”

Lloyd nie jest tak powszechnie rozpoznawany jak Jackie Robinson, pierwszy czarnoskóry gracz baseballa (debiut w 1947 roku). Jest kilka przyczyn takiego stanu rzeczy. Cała trójka – Lloyd, Cooper, Clifton – weszli do Ligi w tym samym sezonie, razem też dźwigali na swoich barkach ciężar, z jakim Robinson musiał zmagać się w osamotnieniu. Faktycznie, Cooper zadebiutował zaledwie dzień później po Lloydzie. A w aspekcie Robinsona grającego już 3 sezon w lidze baseballa, debiut Afroamerykanów w NBA nie spotkał się z tak wielkim oddźwiękiem.

Ale nie można powiedzieć, że droga Lloyda była łatwa. Po meczu w Fort Wayne, Lloyd i jeden z jego kolegów z drużyny, John „Red” Kerr, schodzili razem z parkietu po zwycięskim meczu.

„Celebrowaliśmy zwycięstwo, obejmowaliśmy się z Earlem w geście zwycięstwa, gdy kilku kibiców podeszło do nas i opluło nas – opowiada Kerr, były wspaniały gracz i komentator meczy Chicago Bulls. Oni nie zrobili tego, bo wygraliśmy mecz. Oni pluli na Lloyda”

Przy innej okazji odmówiono mu podania obiadu w holu obiadowym, więc udał się do własnego pokoju, by tam zjeść posiłek. Horace „Bones” McKinney, ówczesny trener zespołu z Waszyngtonu w geście poparcia poszedł do jego pokoju i razem ze swoim zawodnikiem zjadł obiad. Takie gesty pomagały Lloydowi przetrwać ciężkie chwile.

„Bones pochodził z Wake Forest, więc dorastał na Południu w latach 30-tych i 40-tych, mówi Lloyd. Nie musiał tak postąpić a jednak to zrobił. Nie zapomina się takich chwil.”

Lloyd, któremu nadano przydomek „Big Cat”, został wybrany przez Capitols w dziewiątej rundzie draftu, po udanej karierze uczelnianej w West Virginia State. Mierzący 6 stóp i 6 cali skrzydłowy znany z bardzo dobrej gry defensywnej najczęściej bronił pola przeciwko najlepszemu zawodnikowi przeciwnej drużyny. Po sezonie gry w stolicy przeniósł się do zespołu Syracuse Nationals. W sezonie 1954/55 zaliczał przeciętnie 10.2 ppg i 7.7 rpg, przyczyniając się walnie do zdobycia mistrzostwa NBA przez Nationals. Lloyd zakończył karierę w wieku 32 lat w 1960 roku broniąc wtedy barw Detroit Pistons. Za całą karierę miał średnie na poziomie 8.4 ppg i 6.4 rpg.

Następnych 10 lat pracował jako wywiadowca i trener pomocniczy, by na początku sezonu 1971/72 stać się pierwszym czarnym trenerem Tłoków, po tym jak zrezygnował z tej posady Butch van Breda Kolff. Ale zespół do końca sezonu wygrał jedynie 20 spośród 72 meczy i zaledwie po 7 meczach nowego sezonu Lloyd został zwolniony ze swego stanowiska.

„Trenowanie sprawia przyjemność, gdy drużyna wygrywa – mówi Lloyd, śmiejąc się. A ja nie wygrywałem.”

Ale Lloyd osiągnął sukces na innym polu. Ponad 10 lat pracował w Komisji Edukacji w Detroit, a następnie w departamencie ds. kontaktów z ludnością w Dave Bing Incorporated.

Lloyd jest tak skromny, że wielu z jego przyjaciół nawet nie wie jak bardzo jego osoba zasłużyła się NBA. „Gdy masz ponad 70 lat i mówisz ludziom, że byłeś pierwszym czarnym zawodnikiem w NBA, to patrzą się na Ciebie jak na wariata – mówi Lloyd. Swego czasu w znanym teleturnieju Jeopardy! padło właśnie pytanie o pierwszego czarnego zawodnika w NBA. Zaraz potem rozdzwonił się telefon, a jego przyjaciele z niedowierzaniem pytali się, czy to prawda.

W 1993 roku Lloyd został wybrany do Virginia Sports Hall of Fame. Do tej pory ogląda mecze NBA, pamiętając o tym jak wielką rolę w doprowadzeniu Ligi do obecnego stanu popularności spełnił.

„Earl był świetnym koszykarzem, ponadto wspaniałym kolegą” – wspomina Kerr.

Podczas gdy Lloyd zdobywał mistrzostwo NBA, kariera pozostałych dwóch zawodników nie potoczyła się tak dobrze.

Clifton (skrzydłowy, 6-7) spędził siedem sezonów w barwach Knicks, gdzie otrzymał przydomek „Sweetwater”, ze względu na nazwę napoju, jaki uwielbiał będąc dzieckiem. Bardzo dobrze grał na tablicach, uwielbiał biegać po boisku, grać w pełnym pędzie. Pochodził z Chicago, a jego przygodę z NBA poprzedzały między innymi dwuletnie występy w Harlem Globetrotters. Umiejętności obchodzenia się z piłką, jakich nabył będąc w tym legendarnym zespole, przydały mu się potem podczas gry w NBA. Za całą karierę zaliczał średnio 10 ppg i 8.2 rpg, a w 1956 roku zagrał w meczu All-Star, zdobywając 8 punktów w ciągu 23 minut gry.

Po zakończeniu kariery w 1958 roku w wieku 35 lat przeniósł się z powrotem do Wietrznego Miasta, gdzie pracował jako taksówkarz. Zmarł w wieku 67 lat, 31 sierpnia 1990 roku w swojej taksówce na atak serca.

Trzeci z bohaterów, Cooper (skrzydłowy, 6-5), był najmłodszy – w 1950 roku miał 24 lata. Został wybrany przez Celtics w drugiej rundzie draftu w 1950 roku, a jego debiutancki sezon był najlepszym w karierze – 9.9 ppg i 8.5 rpg. Pochodził z Pittsburga, gdzie był najlepszym graczem szkół średnich w mieście. Studiował w swoim mieście, jednocześnie grając dla uczelni Duquesne. W NBA grał obok takich gwiazd jak Bob Cousy i Bill Sharman, wyrabiając sobie opinię solidnego rezerwowego o dalekim zasięgu skutecznego rzutu.

Po czterech sezonach w barwach Celtics przeniósł się do Milwaukee Hawks, gdzie spędził cały sezon. Rok później zespół przeniósł się do St. Louis, a Cooper część sezonu spędził w Hawks, a część w zespole z Fort Wayne. Ten role-player spędził w Lidze łącznie 6 lat, w trakcie których zdobywał przeciętnie 6.7 ppg. Nie było to dużo, ale jego rola w promowaniu NBA wybiega daleko poza osiągnięcia na parkiecie.

W dzisiejszej NBA nikogo już nie dziwi widok 10 Afroamerykanów przebywających jednocześnie na parkiecie. Poza tym wielu jest i było czarnych trenerów i generalnych menedżerów.

A wszystko to przez tych 3 graczy, którzy mieli na tyle cierpliwości, umiejętności, a co najważniejsze odwagi, by wejść w świat, który do tej pory był zarezerwowany tylko dla białych. Niech nazwiska Cooper, Lloyd i Clifton na zawsze pozostaną w panteonie najsłynniejszych nazwisk NBA.

Pomyślcie o tym czasami oglądając grę Jamesa, Bryanta, czy wspominając stare dobre czasy Jordana, Ervinga czy Chamberlaina…

By Clifton Brown & Crackersss

Reklama

Jedna myśl w temacie “Pierwsi Afroamerykanie w NBA

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.