Śląsk nadal niepokonany u siebie.

Po jednostronnym pojedynku we wrocławskiej hali AWF Śląsk Wrocław sobie zapewnił awans do play-offów z pierwszego miejsca. Dzięki 25 punktom Roberta Skibniewskiego i 21 Aleksandra Leńczuka, gospodarze pewnie pokonali Sokół Łańcut 105-71.

Śląsk Wrocław – Sokół Łancut 105 -71

 

Teoretycznie, gdyby ten mecz skończył się już na cztery minuty przed końcem pierwszej połowy, nikt by się nie obraził. Śląsk prowadził wtedy 52-22 i przy niespodziewanej indolencji strzeleckiej gości, mógł sobie pozwolić na spokojnie dogranie do końcowego gwizdka. Pierwszoplanową rolę odgrywał Robert Skibniewski (w całym meczu 25 punktów i 9/13 z gry), który jak natchniony trafiał trójki (6/9). Dla wrocławskiego weterana był to najlepszy mecz w tym sezonie i – nie obraź się Robercie – wyglądał w nim lepiej niż w styczniu 2005 roku, kiedy to po jego asyście Radosław Hyży zdobył zwycięskie punkty w meczu pucharu ULEB z Telekomem Bonn. Czternaście lat minęło, a Robert nadal pokazuje, że jest w stanie znacząco pomóc Śląskowi w upragnionym w tym sezonie awansie do ekstraklasy. A ja, nie wiedzieć dlaczego, po każdej udanej akcji wrocławskiego rozgrywającego przypominałem sobie jego cross-over i podanie pod kosz ze wspomnianego powyżej meczu. Zimna krew, opanowanie, pewność siebie i wysokie koszykarskie IQ – tylko to przychodzi mi do głowy żeby opisać mecz w wykonaniu Skiby.

Na słowa uznania zasłużył również Aleksander Leńczuk, który trafił wszystkie cztery próby za trzy oraz 3 z 4 rzutów za dwa. W sumie w niespełna 19 minut na parkiecie zdobył 21 punktów, raz po raz rażąc trójkami z narożników.

Swoje zrobili również Aleksander Dziewa (15 punktów, 9 zbiórek i 5 asyst) oraz Jakub Musiał (11 punktów, 4 zbiórki). Ten pierwszy nadal udowadnia, ze jest jednym z głównych pretendentów do tytułu MVP pierwszej ligi – jako typowy stretch four potrafi zarówno przepchać się pod koszem jak i zagrozić rzutem z dystansu – mimo, że dzisiaj nie popisał się skutecznością (jedynie 7/14 z gry). Kuba z kolei zagarniał piłkę za każdym razem, jak zbliżał się koniec czasu akcji. Wykorzystywał wtedy swoją szybkość i aż cztery razy w takich sytuacjach udało mu się wymusić faul.

Ciężko kogokolwiek wyróżnić w drużynie z Łańcuta, skoro drużynowo trafili tylko 25 z 60 rzutów z gry, a Śląskowi pozwolili trafiać z prawie 53% skutecznością. To był jeden z tych meczów, o którym jak najszybciej trzeba zapomnieć i przejść myślami do serii playoff z GKSem Tychy.

Szkoda trochę, że w tym meczu zabrakło emocji, tak jak to miało miejsce w Wałbrzychu, gdzie Górnik dopiero w ostatnich sekundach pokonał Kotwicę Kołobrzeg 70-68 i tym samym zapewnił sobie ósme miejsce w tabeli. Tym samym wielką sensacją kończy się sezon zasadniczy w pierwszej lidze, gdzie do kolejnej rundy awansuje beniaminek z Wałbrzycha (mecze ze Śląskiem Wrocław już w najbliższy weekend o 15:00 w hali AWF) a z dalszymi rozgrywkami – po przegranej u siebie z Basketem Poznań 86-96 – pożegna się jeden z faworytów do wygrania ligi – Polonia Leszno.

Nie ma co ukrywać, że dolnośląskie derby Śląsk Wrocław – Górnik Wałbrzych w pierwszej rundzie play-offów będą niesamowicie emocjonujące. Szczególnie mając w pamięci mecz w Wałbrzychu, gdzie kibice wypełnili halę do ostatniego miejsca i przygotowali gościom z Wrocławia małe piekło, jak za starych dobrych lat fani we Włocławku. Górnik pokazał, że na własnym parkiecie jest nieprzewidywalną drużyną (bilans 10-5 po sezonie zasadniczym) i jeśli tylko udałoby im się wyrwać jeden z dwóch pierwszych meczów wyjazdowych, wrocławianie na pewno nie mieliby łatwego zadania. Ale zapowiedź tej pary to temat na kolejny wpis, który mam nadzieję pojawi się w tygodniu.

Reklama

Jedna myśl w temacie “Śląsk nadal niepokonany u siebie.

Możliwość komentowania jest wyłączona.