Bucks znowu roztrwonili 16-punktową przewagę z trzeciej kwarty i zapewnili sobie wyjazdowe zwycięstwo w Sacramento dopiero po pięciu dodatkowych minutach gry.
Miałem iść spać, kiedy w trzeciej kwarcie nasza przewaga urosła do bezpiecznych szesnastu punktów, ale stwierdziłem, że skoro za niecałą godzinę i tak trzeba będzie iść po bułki, lepiej dokończę spotkanie. I dobrze zrobiłem, bo ominęłaby mnie niezła dramaturgia, w które W KOŃCU zobaczyłem clutch Bledsoe, jakiego brakowało w zeszłorocznych playoffach w serii z Celtics. Eric oprócz pierwszego w tym sezonie triple double (26pkt, 13as, 12zb) popisał najpierw doprowadził do wyrównania po pewnym wjeździe pod kosz, a potem lockdown obroną i przechwytem w ostatnich sekundach zapewnił dogrywkę.
Bledsoe with the amazing defense on Fox in the final possession to secure OT from r/MkeBucks//embed.redditmedia.com/widgets/platform.js
Przy słabszej i spokojniejszej nocy Giannisa Bucks pokazali, że mają na tyle głęboki skład, aby wygrywać mecze nawet z gorącymi ostatnio Sacto (przed meczem z Kozłami mieli 9 wygranych w 10 ostatnich meczach).
Oprócz Bledsoe zaimponował również Brogdon, który był niemal perfekcyjny z gry (9/11) i skończył mecz 25 punktami. Trafił też kluczową trójkę pod koniec czwartej kwarty i dwa wolne pod koniec dogrywki, które zapewniły nam zwycięstwo.
Swoje z ławki zrobił też Mirotić, który w 27 minut zdążył trafić 5 trójek i uzbierać w sumie 21 punktów.
Po cichu i bez szału 21 punktów dodał Middleton, który jednak nie może zaliczyć tego meczu do udanych pod względem skuteczności (8/20).
Lopez po cichu kontynuuje liczbę meczów w których oddał więcej trójek niż miał zbiórek. Obecna seria wynosi 3 mecze z rzędu. Brawo! Poczuł już za to playoffy:
Dla Bucks była to szósta wygrana z rzędu i dziewiąta w ostatnich dziesięciu meczach. Dodatkowo, była to 9 wygrana z rzędu na wyjeździe i brakuje nam już tylko trzech, aby pobić klubowy rekord. A następne trzy mecze? Lakers, Utah i Phoenix.