Wczoraj pisałem o tym, że Bucks wchodzą w fazę meczów, które absolutnie muszą wygrywać. Przed nami jeszcze mecz z Orlando, potem GSW, a następnie cztery bardzo ważne pojedynki: Heat, Wizards, Heat i 76ers. Podobnie jak dzisiejszy przespany mecz z Pacers, każda wygrana w tych meczach albo zbliża nas do pierwszej czwórki na wschodzie, albo coraz szybciej spycha do spotkania z Celtami/Cavs w pierwszej rundzie PO.
Bucks może i zdają sobie z tego sprawę, ale w dzisiejszym meczu absolutnie nie było tego widać. Pierwszy raz od dawna, po porażce nie mam wyrzutów do Kidda, bo chłopaki zawalili ten mecz już pierwszej kwarcie. Pacers doskonale się bawili, trafiali z 70% skutecznością z gry (!!!) ograniczając Bucks do lewie 29% i ostatecznie zamknęli pierwsze 12 minut prowadząc 37-16 (16 punktów to najmniej ile rzucili Bucks w tym sezonie). Mieli przy tym dwa runy: 15-4 oraz 13-0. My w tym czasie popełniliśmy aż 6 strat i graliśmy tak, jakby była niezła popijawa w szatni przed meczem.
Do przerwy przegrywaliśmy już 64-38 (Pacers zdobyli więcej punktów z pomalowanego – 40 – niż my w całej połówce), po trzech 88-65 i kiedy w czwartej kwarcie miałem już wyłączać mecz i z zaszklonymi od łez bezsilności kłaść się spać, rezerwowi postanowili wnieść się na wyżyny swoich umiejętności i wygrali tę część meczu 31-21 i na minutę przed końcem przegrywaliśmy już tylko 9 punktami.
Wstyd być fanem Bucks po tym meczu, a co dopiero zawodnikiem, albo częścią organizacji. Zagraliśmy z Pacers dobre spotkanie parę dni temu wygrywając 122-101 , a powrót Oladipo nie może być usprawiedliwieniem na taki nagły spadek formy.
Wczoraj wieczorem wrzuciłem na twitterze informację:
The Greek Freak is doing things not seen since @SHAQ!!#FearTheDeer pic.twitter.com/ULLo2y7Fyh
— Milwaukee Bucks (@Bucks) 8 stycznia 2018
Oczywiście Giannis dzisiaj musiał zagrać swój najgorszy mecz w tym sezonie. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby był tak pasywny i uciekający od piłki. Skończył mecz z 17 punktami (tylko 8 rzutów z gry w 32 minuty), 7 zbiórkami i 3 asystami. Do tego miał najgorsze ze wszystkich starterów -19.
Bledsoe (11 pkt) i Middleton (19) trafili w sumie 11 z 27 rzutów z gry.
Snell dalej ma karę i wchodzi do gry z ławki.
Jedynym plusem po tym meczu to 3/3 za trzy Browna.
Zostaliśmy doszczętnie zniszczeni w punktach z pomalowanego 42-60. A przecież to Kozły zajmują 5 miejsce w NBA pod tym względem (średnio 47.6 na mecz), a Indiana dopiero 14 (43,7). Dominacja pod koszem w połączeniu ze świetną obroną Pacers wystarczyły, żeby nas ośmieszyć w wyjazdowym meczu. Do tego granie piłką i ciągły ruch w ataku: Pacers mieli 30 asyst przy 44 trafionych rzutach.
Zapomnijmy o porażce, wyciągnijmy wnioski i grajmy dalej. W środę walczymy o czwarte zwycięstwo z rzędu u siebie – tym razem z Magic.
Jedna myśl w temacie “Recap: Skacowani Bucks bez szans z Pacers.”
Możliwość komentowania jest wyłączona.