Zapowiedź: powstrzymać Oladipo, wygrać w Indianapolis.

O tym, jak wiele znaczy Victor Oladipo dla Pacers przekonały się ostatnio Byki, które zostały zniszczone przez Indianę 125-86. Był to pierwszy mecz Victora po powrocie z kontuzji i od razu zrobił swoje: 23 punkty (9/11 z gry), 9 asyst, 5 przechwytów w 24 minuty. Pacers przerwali serię pięciu porażek z rzędu i nie będą już takim łatwym kąskiem dla Kozłów jak ostatnio, kiedy wygraliśmy 122-101. Tak na marginesie:

Pacers z Oladipo: 20-14.
Pacers bez Oladipo: 0-5

Jeśli Bucks chcą pretendować do bycia POWAŻNYM zagrożeniem na wschodzie, takie mecze jak ten (czy z chociażby z Pistons i Heat), powinni wygrywać bez większych problemów. Sytuacja na wschodzie robi się coraz ciekawsza:

4. Wizards 23-17
5. Heat 22-17
6. Bucks 21-17
7. Pistons 21-17
8. Pacers 20-19
9. 76ers 19-19

Niestety, im więcej meczów Kozłów oglądam w tym sezonie, tym coraz mniej rozumiem, co się tam dzieje. I tak, na przykład, w meczu z Wizards za karę powędrował Snell, a w pierwszej piątce wyszedł Brogdon. Nie wiem, na ile jest to skuteczny sposób na motywowanie zawodników, ale granie dwoma rozgrywającymi i ustawianie na raz trzech graczy, którzy muszą mieć piłkę w rękach, żeby być produktywnymi, nie ma większego sensu. W dodatku Kidd ma pretensje do Snella o to, że jest cieniem samego siebie od początku roku i ogóle nie zwraca uwagi na to, że Tony ma jeden z niższych USG% w drużynie. Coś naprawdę dziwnego dzieje się również z ofensywą Bucks, bo nie zaskakuje tak dobrze, jak powinna. A o obronie nawet nie zaczynam pisać, bo to temat na osobny wpis.

Nie będzie to łatwy mecz, ale Bucks muszą go wygrać. Dla Khrisa wyzwaniem będzie zatrzymać Oladipo, a dla Kidda, nie spierniczyć tego meczu z ławki. Nie tylko trio Giannis-Middleton-Bledsoe musi zagrać na poziomie 60+ punktów, ale również trzeba liczyć na solidne wsparcie punktowe z ławki. Czy będzie to czwarty mecz z rzędu, w którym Maker rzuca ponad 10 punktów?

Dość smucenia – zróbcie sobie drzemkę po pracy, bo o 1:00 w nocy nie śpimy!

Reklama

Roszady w składzie Bucks. Szopka z Bolomboy’em.

 

Bucks trochę namieszali w składzie przed dzisiejszym (1:00 w nocy) meczem z Indianą. W skrócie:

  1. W przerwie meczu z Wizards DeAndre Liggins dowiedział się, że nie będzie już dalej zawodnikiem Bucks.
  2. Zaraz po tym do składu dołączył Joel Bolomboy (średnio 15 punktów i 11 zbiórek w Herd) – nie na dwustronny kontrakt, bo już prawie wyczerpał przysługujące mu 45 meczów w NBA, ale na standardowy kontrakt NBA.
  3. Do składu dołączył też Xavier Munford (Wisconsin Herd) na zasadzie dwustronnego kontraktu.

Później, jeszcze tego samego dnia Bucks:

1. Zwolnili Joela Bolomboy’a 
2. Podpisali do końca sezonu kontrakt z Kilpatrickiem, który grał w Bucks od 18 grudnia – 11 dni po tym, jak został zwolniony z Nets. W sumie wystąpił w 5 meczach Kozłów, spędził na parkiecie średnio 9 minut zdobywając w tym czasie 5,2 punków i 1,4 zbiórek.

Dlaczego Bucks podpisali kontrakt z Bolomboy’em tylko po to, żeby zwolnić go jeszcze tego samego dnia? Może dlatego, że po podpisaniu chociaż na chwilę kontraktu NBA i wysyłając go z powrotem do G-League, może być ciężej innym zespołom zgarnąć go sprzed nosa Kozłów. W tej sytuacji, każdy zespół, który chciałby po niego sięgnąć, nie może już zaproponować krótkiego kontraktu – musi to być od razu umowa do końca sezonu. Gdyby Bucks po prostu odesłali Joela do Herd bez podpisywania kontraktu, każdy zespół mógłby po niego sięgnąć nawet na okres 10 dni dwustronnego kontraktu.

Cały ten strategiczny zabieg kosztował Bucks dokładnie 22,248 dolarów, czyli 3/177 minimum dla weteranów.

W skrócie – Kozły chciały zostawić Bolomboy’a w Herd, ale lekko naznaczyli go poślinionym paluchem, żeby nikt po niego zbyt często nie sięgał.

Proste. Podsumowując – podziękowaliśmy Ligginsowi i zostaliśmy z Kilpatrickiem i Munfordem w składzie. Generalnie, wiele hałasu o nic…