Czy cieszę się po zwolnieniu Kidda?

Pisałem w lipcu 2014:

Zawsze tak jest – im mniej pracy, tym więcej wolnego czasu, a co za tym idzie, komputer idzie w odstawkę. Siedzenie po 10 godzin dziennie na dworze, z dala od ESPN, twittera i NBATV jest potwornie rewitalizujące i pozwala chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkich zawirowaniach wokół Melo, Jamesa, Wade i Jasona Kidda. Z drugiej strony mam świadomość tego, że najlepsza część sezonu ucieka mi bardzo szybko między palcami, a ja łapię się na tym, że zamiast na bloga, swoje żale związane z zatrudnieniem Kidda wylewam na niczego nieświadomego syna.

Kidd w Bucks nic a nic mi się nie podoba. Wszystko chyba przez to, w jaki sposób został zatrudniony. Lasry moim zdaniem zachował się bardzo nieprofesjonalnie odbierając telefon od agenta Kidda i dając się przekonać, że Jason będzie lepszą opcją niż Larry Drew. Nie zapominajmy, że w czasie jak Lasry myślami był już przy szczegółach kontraktu Kidda, Drew miał ważny kontrakt i słowne zapewnienie od nowych właścicieli, że utrzyma pracę. Parę dni potem – JEB! – jak samolot ze spadochroniarzami spada na niego z nieba informacja o tym, że jednak może sobie zrobić dłuższe wakacje i owszem, byłeś fantastycznym trenerem Drew, cenię cię jako osobę, jesteś świetnym fachowcem, to nie twoja wina, to ja, muszę trochę popracować nad sobą i mieć więcej przestrzeni dla siebie, tak wiec, sam wiesz co teraz będzie, życzę ci powodzenia na nowej drodze życia. And shit.

Potem Kidd pojawia się na długo oczekiwanej konferencji i przez mniej niż 15 minut robi nam odtworzenie konferencji prasowej Tuska, tylko że zamiast przed taśmami, ucieka przed tematem Blooklynu i Nets. Pytań pada masa, odpowiedzi są zawsze te same: „Jak patrzę na siebie, to widzę trenera”. Obok Kidda siedzi Hammond, człowiek, który teoretycznie powinien pociągać za kadrowe sznurki w Bucks i tylko świeci oczami, nie wypowiadając imienia nowego trenera ani razu. Dlaczego? Bo o jego zatrudnieniu dowiedział się podobno w ostatniej chwili, kto wie, czy nawet sam Drew go o tym nie poinformował, jak stracił pracę. To wszystko jednak nie przeszkodziło Hammondowi w powiedzeniu, że „ostatnie cztery dni były wyśmienite dla Bucks”. Owszem, były bardzo dobre – głównie jednak dlatego, że po raz pierwszy od kilku sezonów trendujemy gdzie tylko się da i w końcu robi się o nas nieco głośniej niż do tej pory.

Czy Kidd będzie dla Bucks dobrym trenerem? Ciężko teraz jednoznacznie stwierdzić, jak trener z tak małym doświadczeniem poradzi sobie z grupą zawodników z równie małym stażem w lidze. Nie ukrywam, że mimo niesmaku, jaki zbudził we mnie sam sposób zatrudnienia Kidda, jestem podekscytowany świadomością tego, że czeka nas znowu coś całkowicie nowego. Kidd ma parę asów w rękawie, które będzie mógł dowolnie testować w Milwaukee, ale nie okłamujmy się, zdaję sobie sprawę z tego, że Milwaukee jest tylko krótkim przystankiem w karierze Kidda. Przystankiem, który Jason będzie pewnie chciał wykorzystać jako sposób na wypromowanie swojej osoby i pokazania, że jest w stanie zapanować zarówno nad drużynami naszpikowanymi przestarzałymi i przepłaconymi gwiazdami, jak i nad drużyną, która jest świeżo po najgorszym sezonie w historii. Dodatkowo nieco martwi mnie to, jak w nowym systemie Kidda poradzi sobie Parker.

(…)

O wiele bardziej podoba mi się druga plotka, w której czytamy, że po raz kolejny staramy się o ściągnięcie Bledsoe’a i jego wartego 6,5 milionów kontraktu do Milwaukee. W razie fiaska, będzie to drugi offseason z rzędu, gdzie dstaniemy policzka od samego zawodnika i jego agenta i pewnie już definitywnie będzie można o nim zapomnieć. Zdrowy Bledsoe byłby jednak świetnym wzmocnieniem naszego backcourtu i olbrzymią szansą na pogonienie w cholerę Knighta. Bledsoe + Wolters to para, która bardzo, bardzo by mi odpowiadała.

Boli mnie trochę to, że początkowy entuzjazm związany z Lasrym i Edensem na czele Bucks, który potem cudownie przerodził się w jeszcze bardziej i zupełnie inaczej pobudzający draft z udziałem Mallory Edens, powoli zaczyna się zamieniać w starą, niezbyt dobrą karuzelę. Raz jestem na szczycie podniecenia, bo udaje nam się wylosować Parkera, potem znowu zbiera mi się na wymioty, jak czytam plotki związane z Linem i Vasquezem. W między czasie czuje w buzi kapcia po tym, jak zaliczam mini vomita przy okazji zatrudnienia Kidda. Tak sobie myślę, że to jest chyba fenomen bycia kibicem Bucks. A prawdziwa zabawa dopiero przed nami.


Pisałem w sierpniu 2014:

Wysiadłem z auta i sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni marynarki. Kartka papieru z „X” i „O” ciągle była na miejscu, tak samo jak nadgryziony przy gumce ołówek i bezlitośnie szybko kończąca się półlitrowa butelka Jim Beama. Wziąłem szybkie dwa łyki, żeby zabić stalowy smak krwi, który po uderzeniu w kierownicę rozgościł się na dobre w moich ustach. Od wypadku w 2012 miałem już nie wsiadać w auto po alkoholu i poniekąd nadal się tego trzymam. Teraz jednak, zacząłem się oszukiwać i podjąłem decyzję, że bardzo przyjemnie otwiera się butelkę przy 90km/h i bierze pierwszego łyka przy 120.

Wycierając krew z ust, zdaję sobie sprawę z tego, jak czuła się Joumana, kiedy trzymałem ją za rozpuszczone włosy i z wielką satysfakcją uderzałem jej głową w deskę rozdzielczą. Niby minęło już trzynaście lat od tamtego ekscesu, dalej nazywam to w ten sposób, a ja dalej mam napady złości. A alkohol, jak dobra dziwka, jest tylko tymczasowym dostarczycielem przyjemności.

Migająca złowrogo lampa budowała nastrój jak z horroru, a ja powoli zaczynałem czuć się jak jeden z głównych bohaterów. Wgniecenie na przedniej masce wyraźnie krzyczało „MORDERCA!”, a zbita szyba dodawała szeptem: „DUI!” W podejmowaniu decyzji nie pomagał dodatkowo przeszywający głowę ból, ani widok tego, co znajdowało się na przodzie mojego nowiutkiego SUVa.

A zaczęło się pięknie. To Marshall będzie naszą jedynką. Knight dostanie szansę albo na dwójce, albo jako pierwszy z ławki, jeszcze zobaczę. Na trójce zaryzykuję, a ch$%#@j, Antek tylko po to, żeby stretch czwórką mianować mojego głównego bohatera w tym sezonie – Parkera. Center – Sanders z Hensonem, jeśli ten pierwszy znowu nie zacznie odp(*&^%ć jakich głupot.

Jabari to jest gość, fyi. Widziałem już zawodników z takim wyjściem do rzutu i z taką gotowością do gry w NBA tuż po drafcie, ale jeszcze nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że sam będę mógł go trenować. Wielka szansa dla wielkiego zawodnika, żeby uczynić trenera pijaka trenerem roku. Taki wysłałem mu sms, jak tylko dowiedziałem się, że Cavs wzięli Wigginsa z jedynką. Odpowiedział: „kk”.

Ominąłem kałużę i wyjąłem telefon. Jasny blask wyświetlacza dodał dużo czerwonego zabarwienia zazwyczaj czarnym od błota kałużom. Trzy nieodebrane połączenia, cztery smsy i jeden trup na aucie – taki był w skrócie mój bilans dzisiejszego powrotu z treningu, jeśli mnie zapytasz. No i pół litra bourbonu obalonego za kółkiem, ale o tym już nikt nie musi wiedzieć.

Słup latarni wygięty, trawa wokół chodnika zaorana niczym Tera Patrick starająca się o wolny pokój gościnny u Charliego Harpera. Obok czapki z daszkiem widzę plamę oleju, tuż przy nienaturalnie wygiętym ciele leży niedawno zmieniany flitr paliwa Boscha za prawie $60. Pieprzone wyrzucanie kasy w błoto. If you pardon the pun.

Załuję, że nie mam szluga, bo trzęsące się ręce powoli zaczynają utrudniać sprzątanie.

Szkoda też, że skończyła się gorzała, bo trzeźwiejący umysł powoli zaczyna łączyć fakty.

Patrzę na czapkę z daszkiem i w głowie słyszę: „Nie mogę się doczekać.”

Patrzę na zmiażdżone ciało na samochodzie: „To będzie dla Ciebie fantastyczny sezon, trenerze.

Widzę bezwładnie leżącą rękę i wiem, że już nigdy nie rzuci buzzera.

Widzę oczy, patrzące ślepo przed siebie i wiem, że nie zobaczą nigdy jak czysty rzut idealnie wpada do kosza, pieszcząc siatkę całym swoim obwodem.

Widzę zakrwawioną koszulkę Bucks z #12 i wiem, że jak tylko prawda wyjdzie na jaw, Milwaukee nie będzie moim nowym domem.

Ale ty nikomu nie powiesz, prawda?


Tak, cieszę się, że Kidda już nie ma w Milwaukee.
Tak, jaram się na samą myśl, że możemy jeszcze uratować ten sezon.
Dzięki za wszystkie dzisiejsze podniecone SMSy z rana i telefony po południu. Fajnie, że jesteśmy razem z Kozłami.

Sayonara Jason!

Reklama

Zapowiedź: Bucks (21-18) vs Magic (12-29) o 2:00

Nie można zagrać gorzej, niż w meczu z Pacers, chociaż pewnie gdybym postawił na to kasę, to by się dało. Nie chcę po raz kolejny pisać, że mecz z Orlando trzeba po prostu wygrać. Magic, po świetnym starcie 8-4, wygrali tylko jeden mecz z ostatnich piętnastu, głównie przez plagę kontuzji – brak Vucevica, Rossa i Isaaca zrobił swoje. Pacers za rządów Hammonda zamienili się trochę w takich Bucks z Florydy – przeciętność pełną gębą. W obronie i ataku są w drugiej dziesiątce ligi, zajmują też 22 miejsce jeśli chodzi o skuteczność trójek.

Na pewno warto nastawić się na efektowny duel Giannisa z Gordonem, warto także zawiesić oko na Hezonji, który rozgrywa swój najlepszy sezon w karierze. Per36: 14,2 punktów i 6,6 zbiórek. Plus, niesamowita wizja i pewność siebie:

Ze strony Bucks zastanawiam się, czy do pierwszego składu wróci Snell. Nie wiem czy Kidd osiągnął swój cel i zmotywował go do lepszego grania spychając go za karę na ławkę, ale z perspektywy wyników Bucks, był to bezsensowny ruch. Pozbawił Tony’ego jego największego atutu – pozwolić mu grać bez piłki, dograć w idealne miejsce, dać rzucić za trzy, przybić piątkę – a kazał więcej rozgrywać i kreować sobie sytuacje do rzutu. To nie jest jego gra.

W zeszłym sezonie Bucks wygrali wszystkie mecze z Magic, a Giannis zdobywał w nich średnio prawie 19 punktów, 11 zbiórek i 7 asyst na mecz. Do tego Kozły wygrały z rzędu trzy pojedynki z Orlando u siebie i 4 z ostatnich 6 ogólnie.

Początek meczu o 2:00.

Recap: Skacowani Bucks bez szans z Pacers.

Wczoraj pisałem o tym, że Bucks wchodzą w fazę meczów, które absolutnie muszą wygrywać. Przed nami jeszcze mecz z Orlando, potem GSW, a następnie cztery bardzo ważne pojedynki: Heat, Wizards, Heat i 76ers. Podobnie jak dzisiejszy przespany mecz z Pacers, każda wygrana w tych meczach albo zbliża nas do pierwszej czwórki na wschodzie, albo coraz szybciej spycha do spotkania z Celtami/Cavs w pierwszej rundzie PO.

Bucks @ Pacers 96 – 109

Bucks może i zdają sobie z tego sprawę, ale w dzisiejszym meczu absolutnie nie było tego widać. Pierwszy raz od dawna, po porażce nie mam wyrzutów do Kidda, bo chłopaki zawalili ten mecz już pierwszej kwarcie. Pacers doskonale się bawili, trafiali z 70% skutecznością z gry (!!!) ograniczając Bucks do lewie 29% i ostatecznie zamknęli pierwsze 12 minut prowadząc 37-16 (16 punktów to najmniej ile rzucili Bucks w tym sezonie). Mieli przy tym dwa runy: 15-4 oraz 13-0. My w tym czasie popełniliśmy aż 6 strat i graliśmy tak, jakby była niezła popijawa w szatni przed meczem.

Do przerwy przegrywaliśmy już 64-38 (Pacers zdobyli więcej punktów z pomalowanego – 40 – niż my w całej połówce), po trzech 88-65 i kiedy w czwartej kwarcie miałem już wyłączać mecz i z zaszklonymi od łez bezsilności kłaść się spać, rezerwowi postanowili wnieść się na wyżyny swoich umiejętności i wygrali tę część meczu 31-21 i na minutę przed końcem przegrywaliśmy już tylko 9 punktami.

Wstyd być fanem Bucks po tym meczu, a co dopiero zawodnikiem, albo częścią organizacji. Zagraliśmy z Pacers dobre spotkanie parę dni temu wygrywając 122-101  , a powrót Oladipo nie może być usprawiedliwieniem na taki nagły spadek formy.

Wczoraj wieczorem wrzuciłem na twitterze informację:

Oczywiście Giannis dzisiaj musiał zagrać swój najgorszy mecz w tym sezonie. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby był tak pasywny i uciekający od piłki. Skończył mecz z 17 punktami (tylko 8 rzutów z gry w 32 minuty), 7 zbiórkami i 3 asystami. Do tego miał najgorsze ze wszystkich starterów -19.

Bledsoe (11 pkt) i Middleton (19) trafili w sumie 11 z 27 rzutów z gry.

Snell dalej ma karę i wchodzi do gry z ławki.

Jedynym plusem po tym meczu to 3/3 za trzy Browna.

Zostaliśmy doszczętnie zniszczeni w punktach z pomalowanego 42-60. A przecież to Kozły zajmują 5 miejsce w NBA pod tym względem (średnio 47.6 na mecz), a Indiana dopiero 14 (43,7). Dominacja pod koszem w połączeniu ze świetną obroną Pacers wystarczyły, żeby nas ośmieszyć w wyjazdowym meczu. Do tego granie piłką i ciągły ruch w ataku: Pacers mieli 30 asyst przy 44 trafionych rzutach.

Zapomnijmy o porażce, wyciągnijmy wnioski i grajmy dalej. W środę walczymy o czwarte zwycięstwo z rzędu u siebie – tym razem z Magic.

Zapowiedź: powstrzymać Oladipo, wygrać w Indianapolis.

O tym, jak wiele znaczy Victor Oladipo dla Pacers przekonały się ostatnio Byki, które zostały zniszczone przez Indianę 125-86. Był to pierwszy mecz Victora po powrocie z kontuzji i od razu zrobił swoje: 23 punkty (9/11 z gry), 9 asyst, 5 przechwytów w 24 minuty. Pacers przerwali serię pięciu porażek z rzędu i nie będą już takim łatwym kąskiem dla Kozłów jak ostatnio, kiedy wygraliśmy 122-101. Tak na marginesie:

Pacers z Oladipo: 20-14.
Pacers bez Oladipo: 0-5

Jeśli Bucks chcą pretendować do bycia POWAŻNYM zagrożeniem na wschodzie, takie mecze jak ten (czy z chociażby z Pistons i Heat), powinni wygrywać bez większych problemów. Sytuacja na wschodzie robi się coraz ciekawsza:

4. Wizards 23-17
5. Heat 22-17
6. Bucks 21-17
7. Pistons 21-17
8. Pacers 20-19
9. 76ers 19-19

Niestety, im więcej meczów Kozłów oglądam w tym sezonie, tym coraz mniej rozumiem, co się tam dzieje. I tak, na przykład, w meczu z Wizards za karę powędrował Snell, a w pierwszej piątce wyszedł Brogdon. Nie wiem, na ile jest to skuteczny sposób na motywowanie zawodników, ale granie dwoma rozgrywającymi i ustawianie na raz trzech graczy, którzy muszą mieć piłkę w rękach, żeby być produktywnymi, nie ma większego sensu. W dodatku Kidd ma pretensje do Snella o to, że jest cieniem samego siebie od początku roku i ogóle nie zwraca uwagi na to, że Tony ma jeden z niższych USG% w drużynie. Coś naprawdę dziwnego dzieje się również z ofensywą Bucks, bo nie zaskakuje tak dobrze, jak powinna. A o obronie nawet nie zaczynam pisać, bo to temat na osobny wpis.

Nie będzie to łatwy mecz, ale Bucks muszą go wygrać. Dla Khrisa wyzwaniem będzie zatrzymać Oladipo, a dla Kidda, nie spierniczyć tego meczu z ławki. Nie tylko trio Giannis-Middleton-Bledsoe musi zagrać na poziomie 60+ punktów, ale również trzeba liczyć na solidne wsparcie punktowe z ławki. Czy będzie to czwarty mecz z rzędu, w którym Maker rzuca ponad 10 punktów?

Dość smucenia – zróbcie sobie drzemkę po pracy, bo o 1:00 w nocy nie śpimy!

Roszady w składzie Bucks. Szopka z Bolomboy’em.

 

Bucks trochę namieszali w składzie przed dzisiejszym (1:00 w nocy) meczem z Indianą. W skrócie:

  1. W przerwie meczu z Wizards DeAndre Liggins dowiedział się, że nie będzie już dalej zawodnikiem Bucks.
  2. Zaraz po tym do składu dołączył Joel Bolomboy (średnio 15 punktów i 11 zbiórek w Herd) – nie na dwustronny kontrakt, bo już prawie wyczerpał przysługujące mu 45 meczów w NBA, ale na standardowy kontrakt NBA.
  3. Do składu dołączył też Xavier Munford (Wisconsin Herd) na zasadzie dwustronnego kontraktu.

Później, jeszcze tego samego dnia Bucks:

1. Zwolnili Joela Bolomboy’a 
2. Podpisali do końca sezonu kontrakt z Kilpatrickiem, który grał w Bucks od 18 grudnia – 11 dni po tym, jak został zwolniony z Nets. W sumie wystąpił w 5 meczach Kozłów, spędził na parkiecie średnio 9 minut zdobywając w tym czasie 5,2 punków i 1,4 zbiórek.

Dlaczego Bucks podpisali kontrakt z Bolomboy’em tylko po to, żeby zwolnić go jeszcze tego samego dnia? Może dlatego, że po podpisaniu chociaż na chwilę kontraktu NBA i wysyłając go z powrotem do G-League, może być ciężej innym zespołom zgarnąć go sprzed nosa Kozłów. W tej sytuacji, każdy zespół, który chciałby po niego sięgnąć, nie może już zaproponować krótkiego kontraktu – musi to być od razu umowa do końca sezonu. Gdyby Bucks po prostu odesłali Joela do Herd bez podpisywania kontraktu, każdy zespół mógłby po niego sięgnąć nawet na okres 10 dni dwustronnego kontraktu.

Cały ten strategiczny zabieg kosztował Bucks dokładnie 22,248 dolarów, czyli 3/177 minimum dla weteranów.

W skrócie – Kozły chciały zostawić Bolomboy’a w Herd, ale lekko naznaczyli go poślinionym paluchem, żeby nikt po niego zbyt często nie sięgał.

Proste. Podsumowując – podziękowaliśmy Ligginsowi i zostaliśmy z Kilpatrickiem i Munfordem w składzie. Generalnie, wiele hałasu o nic…