Ranking bucks.pl: #3 Malcolm Brogdon

Moi drodzy obywatele,

stoję tutaj w pokorze przed zadaniem, które nas czeka. Wdzięczny za zaufanie, którym mnie obdarzyliście, mając w pamięci poświęcenie naszych przodków. Dziękuję prezydentowi Trumpowi za jego posługę na rzecz naszego narodu oraz hojność i chęć współpracy, które okazał w trakcie przekazywania władzy.

Przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych, steal tegorocznego draftu. Wybrany z 36 numerem w drugiej rundzie przez Milwaukee Bucks, Malcolm Brogdon nie jest typem zawodnika, który jest w tej chwili rozchwytywany przez media. Przed pójściem do NBA skończył studia magisterskie na wydziale historii. Nie miał innego wyjścia, bo pomimo tego, że ma już 24 lata, rodzice nie wpuściliby go do domu, gdyby dowiedzieli się, że nie ma wyższego wykształcenia. Takie rodziny, jak państwo Brogdon, są w NBA rzadkością: matka jest profesorem psychologii i dziekanem na wydziale fizyki i matematyki na uniwersytecie Morehouse. Jego tata oraz dwaj bracia, Gino i John, są prawnikami. Nie miałem jeszcze przyjemności przeprowadzić z nim wideokonferencji na Skypie, ale jego agentka Danielle Cantor niejednokrotnie odbierała już telefony od dziennikarzy, którzy po wywiadzie z Malcolmem mówili: „To był mój najlepszy wywiad życiu. On kiedyś zostanie prezydentem!” [1]

Jego przygoda z NBA o mało nie skończyła się jeszcze przed draftem. W sezonie 2011-12 zdecydował się na operację stopy, co spowodowało, że wiele zespołów nie chciało ryzykować i brać go w pierwszej rundzie. I teraz pewnie żałują, patrząc na to, co prezentuje na boisku Malcolm. W NBA pewnie nigdy nie będzie all-starem, ale studiując w Virginii zapracował sobie na najwyższe honory. 20 lutego dostał zaproszenie do John Paul Johes Arena na zastrzeżenie numeru #15. Stanie się tym samym siódmym zawodnikiem w historii tej uczelni, którego koszulka zawiśnie pod sufitem. Swoją uniwersytecką karierę zakończył zdobywając 1809 punktów, ma najlepszą w historii skuteczność z osobistych (88%) oraz szóstą jeśli chodzi o skuteczność za trzy (36%). Dodatkowo, jako jedyny zawodnik, w jednym sezonie zdobył nagrody zarówno dla najlepszego obrońcy jak i najlepszego zawodnika Atlantic Coast Conference. W 2016 został również wybrany do pierwszego składu All-American.

Czterdziestu czterech Amerykanów złożyło już tę przysięgę. Słowa te były wypowiadane w czasach rosnących fal dobrobytu i spokojnych wodach pokoju. Jednak zdarza się, że przysięga ta jest składana w czasach gromadzących się chmur i szalejących sztormów. W takich czasach Ameryka sobie radzi nie z powodu umiejętności czy wizji tych, którzy rządzą, lecz dlatego, że my pozostajemy wierni ideałom poprzedników i założycielskich dokumentów.

Kiedy patrzę na jego grę odnoszę wrażenie, że jest weteranem z 10-letnim stażem, a nie debiutantem, który dopiero pod nieobecność Dellavedovy zaczął wychodzić w pierwszym składzie Bucks. Niby jest wolny i flegmatyczny, ale popatrz jak na pierwszym kroku mija Rose’a, Uncle Drew i innych rozgrywających. Jego łatwość do penetracji, doskonała wizja oraz umiejętność podejmowania dobrych decyzji na boisku czynią z niego doskonałe uzupełnienie szalonej i nieokrzesanej ofensywy Kozłów. Kidd wiele razy komentował grę Malcolma prostymi słowami: „Umie grać w koszykówkę i nie panikuje.” Pod wieloma względami przypomina mi innego byłego debiutanta Bucks, który też miał fantastyczny stosunek asyst do strat – Nate’a Woltersa. Trzeba jednak pamiętać, że to praktycznie jedyne podobieństwo, jakie można im przypisać. Malcolm potrafi punktować, jest twardy i nieustępliwy w obronie. Poluje na zbiórki. Walczy o przechwyty. Niedawno został pierwszym debiutantem w tym sezonie, który zaliczył triple-double (mecz z Bulls: 15/12/11),  a w rozegranym parę dni temu meczu z Knicks miał 12 punktów, 8 asyst, 6 zbiórek i ani jednej straty – szkoda, że po wygranym 105-104 spotkaniu w Nowym Jorku mowa była głównie o game winnerze Giannisa.

Krótka przerwa na póki co chyba największy highlight reel z tego sezonu. Po meczu zapytany jak się czuł po tym wsadzie, Malcolm odpowiedział: „Czułem się świetnie. Nie patrzyłem dookoła, po prostu atakowałem na kosz. Szczerze? Gdybym zauważył, że kryje mnie LeBron, pewnie nawet bym nie wyszedł w górę tylko wycofał akcję.”

Brogdon jest nietypowym zawodnikiem również pod tym względem, że trafił do NBA jako gracz kompletny, dojrzały, znający swoje słabe i mocne strony. Nie szukający swojej boiskowej osobowości, ale starający się rozwijać wszystkie te umiejętności, w których jest najmocniejszy. Jego boiskowe IQ jest tak wysokie, jak sufit Giannisa. Czasami oglądając go na parkiecie odnoszę wrażenie, że patrzę na młodego, nieco zmodyfikowanego Jasona Kidda – perfekcyjnie kierującego grą, dyrygującego ofensywą jak Charles Dutoit Filharmonią Narodową.  Genialnie uwalnia się na zasłonach, świetnie biega bez piłki. Nawiązał kontakt z Moosem i jak nikt inny w drużynie potrafi obsługiwać asystami centra Bucks.

Póki co w sezonie zdobywa 8.5 punktów, zbiera 2.7 piłek i rozdaje 3.8 asyst na mecz. Ale już w trzech meczach styczniowych jego średnie skoczyły do 11.3 punktów, 4.7 zbiórek i 6.0 asyst. Stosunek asyst do strat – 6.0 w styczniu (2.71 w grudniu). Jednym z elementów, nad którymi musi na pewno popracować, to skuteczność: TS% w styczniu 44% (gigantyczny spadek, w porównaniu do 16 meczów z grudnia kiedy miał 62%). Wszystko jednak sprowadza się do skutecznej egzekucji w tłoku, spod samego kosza, bo aż 65% jego punktów w styczniu zdobywał z pomalowanego (ze skutecznością 56%). Najgorzej wypada jeśli chodzi rzuty z półdystansu (10/41 w tym sezonie, 25%) i klasyczne jump shoty (50/147, 34%). Najskuteczniej wykonuje lay’upy po minięciu obrońcy (21/29, 72%).

Niech dzieci naszych dzieci powiedzą, że gdy przyszła chwila próby nie pogodziliśmy się z końcem tej podróży, że nie odwróciliśmy się ani nie zawahaliśmy i z oczami spoglądającymi przed siebie i boską łaskawością spływającą na nas, nieśliśmy dalej ten wspaniały dar wolności i dostarczyliśmy go bezpiecznie przyszłym pokoleniom.

W tej chwili raczej ciężko powiedzieć, czy Malcolm będzie w stanie podnieść swoją grę do takiego poziomu, aby realnie zagrozić Embiidowi w zdobyciu nagrody dla debiutanta sezonu. Ale w tej chwili pewne jest to, że Kozłom znowu udało się wylosować perełkę, która w perspektywie czasu może okazać się idealnym uzupełnieniem Giannisa i Parkera. Bucks mają już dwie gwiazdy, które świecą mocnym światłem – potrzeba jeszcze zawodników, którzy będą ich idealnie uzupełniali na boisku. Jestem przekonany, że Brogdon jest właśnie takim zawodnikiem.

Jeśli jeszcze nie widziałeś, to obejrzyj skrót z pierwszego triple-double w karierze Malcolma – w dopiero drugim w karierze wyjściu w pierwszej piątce. Ostatnia akcja. Kidd rozrysowuje akcje specjalnie pod asystę Brogdona. Pick’n’roll. Lay’up Monroe. Łatwe punkty. I patrz na tą dziecięcą radość nie tylko MB, ale i całej ławki. Tomasz Hajto byłby dumny z „timspirytu” tej drużyny. Ale to temat na osobny tekst.


Najlepszy debiutant poprzedniego sezonu zasługuje na to, żeby być w pierwszej trójce rankingu bucks. Do wszystkich zalet, o których dopiero przeczytaliście, albo widzieliście w zeszłym sezonie, dołóżcie jeszcze fantastyczny kontrakt oraz to, że potrafi bronić zarówno „jedynkę” jak i „dwójkę”. Brogdon jest tak wysoko w moim rankingu pomimo tego, że raczej nigdy nie będzie zawodnikiem, który będzie się czymś szczególnym wyróżniał na parkiecie. Jest wysoko, ponieważ mam pewność, że prawie rzadko nas zawiedzie. Czy będzie jeszcze lepszy niż rok temu? Trudno powiedzieć, bo równie dobrze, mógł właśnie osiągnąć swój szczyt. Ale nawet ta pesymistyczna myśl robi z niego rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia, których niestety coraz mniej w dzisiejszej koszykówce.

Reklama

Jedna myśl w temacie “Ranking bucks.pl: #3 Malcolm Brogdon

Możliwość komentowania jest wyłączona.