Kiedy Delly dołączył do Bucks rok temu, prosto po zdobyciu mistrzostwa z Cavs, liczyłem na to, że będzie dużym wzmocnieniem naszego obwodu – poprawiając nieco zarówno naszą defensywę, jak i dodając nam trochę energii po drugiej stronie parkietu. No i w sumie, jako zawodnik wart 30 milionów za trzy lata gry, spełnia swoją rolę. Albo inaczej – gra tak, jak mnie do tego przyzwyczaił i nie daje żadnych powodów do dodatkowego entuzjazmu.
Delly za szybko i za łatwo przegrał rywalizację z Brogdonem i mimo tego, że wyszedł w pierwszej piątce w 54 meczach, na parkiecie spędzał nie więcej niż 26 minut – trochę za mało jak na 10 baniek rocznie. Jak wiesz, nie jestem zwolennikiem tego, żeby wpływ na grę całego zespołu oceniać na podstawie indywidualnych statystyk, ale nie mogę się powstrzymać: jego DefRtg spadł z roku na rok ze 108 na 113,7. Podobny spadek zaliczył w OffRtg: ze 109 na 101,4. Dodatkowo, niestety nie udało mu się utrzymać 41% skuteczności za trzy z sezonu 2015/16 i zeszły zakończył z kolejnym statystycznym spadkiem: na przeciętne 36%. W świetle rozwoju Brogdona, rola Delly’ego w Kozłach będzie z roku na rok spadała. A że ma przed sobą jeszcze trzy lata kontraktu, trzeba przełknąć dumę i pogodzić się z tym, że w naszym składzie będzie kolejny (po Hensonie) zawodnik zgarniający niezłą kasę za granie po 20-25 minut (albo nawet 15-20).
Delly przez całą swoją karierę musiał mierzyć się z wyzwaniami typu: jak być szybszym? Jak lepiej rzucać? Co zrobić, żeby dopasować się do tej drużyny? Ten głos w głowie, który na okrągło mówi ci o tym, że jesteś za słaby i że non stop musisz nad sobą pracować, z jednej strony buduje charakter i samodyscyplinę, ale z drugiej strony, potrafi być destruktywny. Szanuję Delly’ego za to, że osiągnął tyle w swojej karierze i że każdego dnia dba o siebie bardziej, niż niejeden profesjonalny atleta. Kiedy rok temu kupił dom w Milwaukee, nie cieszył się najbardziej z dużego telewizora czy sali kinowej z bilardem. Najbardziej jarał się własną siłownią w piwnicy i osobnym „pokojem na regenerację”. Pod tym względem jest trochę jak Jason Terry – może nie wnosić na boisko zbyt wiele polotu i finezji, ale jeśli chodzi i świecenie przykładem i budowaniem atmosfery w szatni, to jest odpowiednim człowiekiem w odpowiednim klubie.
Sportowo jednak oczekiwałbym od niego trójek na poziomie około 40% i solidnej obrony, na jaką na pewno go momentami stać (żebyśmy nie musieli znowu oglądać Snella kryjącego pg). Wtedy na spokojnie będę mógł powiedzieć, że mamy rezerwowego rozgrywającego, który potrafi wnieść do gry więcej niż parę asyst i skuteczne przekozłowanie piłki przez całe boisko.