Gdyby nie robić rankingów pod szyldem: „najlepszy” i „najgorszy”, tylko skupić się na wszystkich unikalnych „naj” w zespole, które odpowiednio dobrane i wzajemnie się uzupełniające tworzą zgrany kolektyw godny Stanisława Anioła, miałbym jeden problem z głowy. Bo Mirza jest zawodnikiem na swój sposób wyjątkowy – jest żywym przykładem na to, że statystyki w baskecie mają niewiele wspólnego z tym, co widzimy patrząc na danego gracza.
Słuchaj tego: z jednej strony Telly zarobi w przyszłym sezonie 10 milionów (na szczęście ostatni rok trwania kontraktu), a nie jest wart nawet 1/3 tej sumy. Z drugiej, zeszły sezon zakończył z trzecim najlepszym net rating w zespole (3.4) i piątym najlepszym +/- (+74: ciekawostka, Telly spędził 43% swojego czasu na parkiecie z Giannisem i miał przy nim +69. Najwięcej grał jednak z Brogdonem i to z przy nim zanotował rekordowe +107 w całym sezonie).
Telly jest dziwny, do tego stopnia, że jego rola w obronie ogranicza się do nie wyłamywania ze schematów i nie strugania bohatera. Za słaby, żeby kryć podkoszowych, za biały i za łamliwy, żeby kryć skrzydłowych. Z kolei w ataku jego mocną siłą były zawsze trójki, dlatego nie dziwi fakt, że w poprzednim sezonie oddał ich najwięcej w karierze. Szkoda tylko, że przy najniższej, 34% skuteczności. Uwielbiam go jednak za etykę pracy i miłość do koszykówki, którą podkreśla na każdym kroku. Przeszedł w życiu więcej niż jestem sobie w stanie wyobrazić, a to dodatkowo dodaje my +7 do punktów sympatii.
Jakby nie patrzeć, Telly jest jednym z pierwszych zawodników, których pewnie uda się upchnąć, jak tylko będą się szykowały zimowe roszady w składzie. Wygasający kontrakt jest zawsze mile widzianym aktywem i wcale bym się nie zdziwił, gdyby Mirza nie dograł do końca sezonu w Milwaukee.