Być przed Johnem Hensonem to zaszczyt. Ale być przed Johnem Hensonem i jednocześnie nic nie znaczyć dla swojej drużyny – to kolejny policzek w twarz od całej ekipy dla Hensona.
GPII dołączył do Bucks w zeszłym sezonie i z marszu stał się moim ulubieńcem po tym, jak zaczął się chwalić swoimi intensywnymi treningami w nowo wybudowanym centrum treningowym:
Mimo tego, że zawsze marzyłem o tym, żeby ktoś mi ścinał włosy podczas oglądania Family Guy’a (na marginesie, podobne marzenie ostatnio jednak się spełniło, po tym, jak moja dentystka zamontowała monitory przy każdym fotelu i pozwala oglądać mecze podczas kanałówki, yeeey!), mam wrażenie, że GPII ma dużo elementów, nad którymi należałoby popracować. Pierwszym na pewno są rzuty, bo nie widzę sezonu trzymania w składzie zawodnika, który gra na pozycji rozgrywającego i nie jest żadnym zagrożeniem z dystansu. JPII różni się od Hensona tym, że ma trzy zalety – odziedziczył grę w obronie po tacie, (2) ma niegwarantowany kontrakt i (3) nie ma pewności, że w ogóle będzie w składzie Bucks w nadchodzącym sezonie.
A tak fajnie zaczął karierę w NBA:
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.