Zmarł Charles Antetokounmpo – ojciec Giannisa.

Śmierć w rodzinie zawsze jest traumatycznym przeżyciem – nieważne, czy mówimy o zwykłych śmiertelnikach, czy będących w świetle fleszów celebrytami.

Właśnie dostałem wiadomość na telefon, że w wieku 54 lat na zwał serca zmarł ojciec Giannisa, Charles. Podczas dzisiejszej wizyty w Milwaukee zaczął się skarżyć na bóle w klatce piersiowej i od razu został przewieziony do szpitala, ale niestety nie udało się go uratować.

Oficjalne oświadczenie Bucks wisi już na stronie:

„The Bucks family is heartbroken about the sudden death of Giannis’ father, Charles,” general manager Jon Horst said in a statement. „The entire organization, his teammates and coaches are here to support Giannis and his family during this incredibly difficult time. Charles was a big part of the Bucks and will be terribly missed by us all. On behalf of ownership, we express our utmost condolences and offer our prayers to Giannis and his family.”

W takich sytuacjach zawsze ciężko cokolwiek więcej napisać. Na moment wchodzimy w głowę Giannisa i wyobrażamy sobie, przez co teraz przechodzi. Przed nim szczyt kariery, maksymalny kontrakt i nagle taki obuch prosto w łeb. Współczuję i łączę się w bólu na ile mogę. Mimo, że dawno nie piłem, dzisiaj w końcu otworzę Aberloura A’bunadha, który już mnie woła do siebie od ponad miesiąca.

Giannis, trzymaj się!

Reklama

Ranking bucks.pl: #4 Thon Maker

Nie ma bata, jesteśmy już w pierwszej czwórce naszego rankingu, a na dobrą sprawę wiemy bardzo mało o zawodniku, który mnie tak bardzo ekscytuje i jara. Thon Maker to zawodnik, którego Michał zaczął śledzić jak jeszcze był w Afryce. Maker. Nie Michał. Udało mi się też przez chwilę zamienić z nim parę zdań (Michałem, nie Thonem) na temat Makera i na wierzch wypłynął najistotniejszy problem:

(…)Po drugie – największym brakiem Thona to po prostu masa ciała. Wystarczy popatrzeć na Kevina Duranta czy Kevina Garnetta z pierwszych lat jego gry w NBA, żeby stwierdzić że nie trzeba być mieć bicepsów Davida Robinsona by dawać sobie radę w lidze. Jednak Thon potrzebuje paru kilogramów mięśni by jeszcze lepiej wykorzystywać swoją grę w post-up. Zarówno w obronie jak i ataku. Dodatkowo pomoże mu to nie odnosić kontuzji, a patrząc na jego nogi można łatwo wysnuć wniosek, iż w ciągu kilku kolejnych lat jego budowa się nie zmieni to jego nogi mogą połamać się jak zapałki. Także nic tylko jeść, ćwiczyć, jeść, ćwiczyć  (cała rozmowa tutaj)

W tej chwili Thon jest na diecie i wciąga 6 posiłków dziennie. Ale nie: śniadanie, banan + jogurt, zupka, schabowy z pyrami i dwie kromki chleba na kolację. 6 pełnych posiłków! Prawie 5 tysięcy kalorii na dobę. Wszystko po to, żeby te łamiące się jak zapałki nogi wytrzymały kolejne próby bloków z pomocy i próby przepychania się (śmiechłem, bo ma 11% Reb Rate) pod koszem z innymi centrami. Thon będzie nadal naszym pierwszym centrem i owszem, nie będzie zapewniał obrony pomalowanego jak Dwight w swoich najlepszych latach, ale będzie fantastycznym uzupełnieniem atletycznej, piątki Bucks.

Co Maker da Kozłom, że jest tak wysoko? Po pierwsze, mówimy o potencjale, który jest jeszcze nie do końca określony. Już w tej chwili widać w jakim tempie te patykowate nogi zapieprzają nawet za szybkimi skrzydłowymi. W jaką naturalną łatwością korzysta z pick’n’popów z Giannisem i rozciąga grę trójkami. Trójki, etyka pracy, zespołowość, to wszystko powoduje, że mimo oczywistych braków w wyszkoleniu, Thon jest zawodnikiem, który doskonale w tej chwili pasuje do układanki Kozłów. Nie musi być pierwszym strzelcem, ani go-to-guy’em. Jego rolą ma być rozciąganie gry i trafianie trójek z czystych pozycji, a w obronie ograniczenie głupich fauli i poprawienie gry na desce. I myślę, że postęp tylko w tych aspektach jego gry, pozwoli mu  w kolejnym sezonie wskoczyć nawet o dwie pozycje wyżej w naszym rankingu.

Ranking bucks.pl: #5 Tony Snell

Kiedy Tony Snell przyszedł do Bucks za Cartera-Williamsa, wiedziałem, że możemy się spodziewać dobrego strzelca za trzy i wszechstronnego obrońcy. Ale po tych dwóch latach jakie gra w Bucks, okazało się, że stał się jednym z najbardziej wartościowych zawodników w naszym składzie.

Przez pierwsze trzy lata grania w Bulls, Tony nie zrobił zbyt dużego postępu. Odrodził się dopiero w młodym składzie Bucks, gdzie znalazł swoją pewność siebie, przypomniał sobie jak trafiać z dystansu i – przede wszystkim – stał się naszym pierwszym lockdown defensorem, będącym w stanie bronić każdą pozycję od 1 do 3.  Porównując jego średnie z sezonu 2015/16, Snell podwoił (!) liczbę celnych trójek na mecz i poprawił skuteczność zza łuku o 4.5 punktów procentowych (do 40,6%). Co więcej, w czasach gry w Bulls jego OffRtg wynosił ledwie 93 – po przyjściu do Bucks skoczył aż do 114.  Snell może być nudnym i mało wygadanym człowiekiem (koniecznie obejrzyj najlepszą parę z Media Day w historii poniżej) ale jest jednym z pięciu zawodników, którzy rok temu tworzyli najskuteczniejszą piątkę pod względen eFG% w Bucks: Giannis, Brogdon, Middleton, Thon i Snell. Liczę na dużo minut tego ustawienia w przyszłym sezonie, bo będzie jedną z bardziej fun to watch w Milwaukee od kilku dobrych sezonów.

Kozły zrobiły dobrą rzecz, oferując Snellowi kontrakt nieco wyższy niż jego rynkowa wartość, zanim ktokolwiek zdążył się do niego odezwać. Jasne, można mówić, że trochę przepłaciliśmy, ale z drugiej strony, ciężko byłoby teraz znaleźć zawodnika o podobnych zaletach zarówno w obronie jak i w ataku, który dodatkowo pasuje do DNA Kozłów.

Ranking bucks.pl: #6 Greg Monroe

Greg Monroe na boisku sprawia wrażenie pogodnego olbrzyma z kamienną twarzą. Gość, który na pierwszy rzut oka byłby idealnym znudzonym bileterem w Disneylandzie albo rozdawaczem okularów 3D w kinie. Przed Media Day rozmawiał z nim Eric Nehm i padło pytanie, gdzie Greg spędzał wakacje. „Krótki wypad na spotkanie Jordan Brand.” I teraz sparafrazuję, ale niby, że zacytuję: „były bankiety, imprezy, nawet karaoke. Tak, śpiewałem i tańczyłem, ale i tak nie ja ukradłem show. Nie. Nie powiem kto, ale mam wszystko w telefonie. Nagrywałem. Nie wrzucam rzeczy online, co nagrywam, zostaje dla mnie. Może wrzucę kiedyś na instagrama. Poczekajcie.”

Zanim zaczniemy zastanawiać się nad słusznością wyboru Monroe na 6 miejscu, apel o pisanie prywatnych wiadomości do Moose’a z prośbą o zwiększenie aktywności w mediach społecznościowych. Okazuje się, że powyższy przykład to tylko jedna z wielu imprez, którą Greg zachował dla siebie. A, jak się okazuje, prowadzi życie ciekawsze niż bileter/rozdawacz okularów.

Greg jest naszym pierwszym wchodzącym z ławki, często jedyną pewną częścią ataku w momencie, gdy grają rezerwowi. Pomimo tego, że rok temu spędzał na parkiecie aż 7 minut mniej w porównaniu z sezonem 2015/16, jego średnie praktycznie nie drgnęły. Na szczęście to, że Maker wychodzi w pierwszej piątce jest póki co tylko symboliczne, bo w większości meczów na styku, końcówki i tak gramy z Moosem na centrze. Wielkim rozczarowaniem skończył się wybór najlepszego rezerwowego minionego sezonu, gdzie Greg nie dostał żadnego wyróżnienia, mimo pewnej i systematycznej gry na tym samym poziomie: średnio 22 minuty, prawie 12 punktów, 6.6 zbiórek, 2.3 asyst i 1.3 przechwytów na mecz.

Nadchodzący sezon będzie kluczowy w karierze Grega. Po pierwsze, przed sezonem zdecydował się na opcję opt-in i podpisał roczne przedłużenie kontraktu z Bucks. Wiedząc, że przed nim ważna decyzja i najprawdopodobniej ostatnie duże pieniądze w karierze, będzie mu zależało na jak najlepszej grze z ławki. Problem jest taki, że w świetle ciągłego rozwoju Thona i wielo-pozycyjności Wilsona, wcale nie jest powiedziane, że będzie miał zagwarantowany ten sam czas na parkiecie, co rok temu. Nie zapominajmy też, że przed Bucks rok ważnych decyzji – czy podpisać nowe umowy z Parkerem i Monroe. Chciałbym, żeby Moose został na kolejne lata w Milwaukee, mimo felernej obrony jest – mogę to chyba śmiało powiedzieć – naszym najważniejszym ogniwem z ławki. Ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie dawania mu extension na 3 lata za 15-20 baniek za rok.

Ranking bucks.pl: #7 Jabari Parker

Pogięło cię? Parker na siódmym miejscu?!

Nie mam sumienia dać go wyżej. Uwielbiam Jabariego, płakałem jak dziecko gdy zerwał więzadło:

Cały dzień chodziłem do tyłu. Żona się ze mnie śmieje, że przejmuję się pierdołami, które mnie bezpośrednio nie dotyczą. Dzwonią do mnie znajomi z kondolencjami i wyrazami współczucia, jakby zmarł mi ktoś z bliskiej rodziny. Przy okazji odnowiłem trzy kontakty, które się urwały (jak ACL Parkera!!!) co najmniej 12 lat temu. Przez pół dnia fani Bucks liczyli na najlepsze, spodziewając się najgorszego.

Grudzień 2014 – przerwa około 12 miesięcy. Lewe kolano. ACL.
Luty 2017 – przerwa około 12 miesięcy. Lewe kolano. ACL.

W obozie Milwaukee cisza i załamanie. (czytaj więcej…)

, trzymam kciuki z całej siły, żeby wrócił do gry jak najszybciej i grał na wyższym poziomie niż David Bertans (który jest w tej chwili jedynym aktywnym zawodnikiem w NBA po dwóch zerwaniach ACL). Rok temu w październiku pisałem o nim m.in:

Myślę, że na sezon Jabbariego będziemy musieli poczekać do momentu, aż nauczy się dwóch rzeczy – bronić i rzucać z dystansu. Większość punktów jakie zdobywał w zeszłym roku zdobywał po kontrze, spot-upie, izolacjach i post-upie. Putbacki 78%. Kontra 74%. Post-upy 87%. Uwielbiam jego step-back to cross-overze z półdystansu, kocham patrzeć jak zamyka oczy i jak miniaturowa wersja Lebrona pędzi pod sam kosz w kontrze. Rok temu Parker nie był naszym go-to-guy’em z prostego powodu – 28% skuteczności z akcji po izolacji. Idę dalej – 37% skuteczności przy rzutach po p’n’r (dla porównania Giannis 47%). (czytaj więcej…)

Teraz sytuacja jest inna. Parker jest jedną wielką niewiadomą – nawet jak wróci, nie wiemy, jakim będzie zawodnikiem. Niestety, pewne jest to, że mimo mojej olbrzymiej sympatii do tego przesympatycznego, młodego człowieka (wciągam powietrze, wzdycham głośno i z niedowierzaniem kręcę głową) nie widzę już dla niego miejsca w Milwaukee. Powiedziałem to. Już tego nie cofnę. Co więcej, przez jego aktualny stan zdrowia, nie jesteśmy nawet w stanie określić jego wartości rynkowej. Przy okazji ucieczki Irvinga z Cavs pojawiły się pytania i plotki, czy Bucks byliby w stanie oddać za niego Parkera – chętnie.

Parker jest niesamowicie old-scholowym graczem, który w większości swoich akcji przypominał mi o wspaniałych i złotych latach 90 w NBA. Gdyby do jego polotu i łatwości mijania obrońcy dodać jeszcze poprawę skuteczności za trzy (co prawda rok temu rzucał z nadal na 22% skuteczności, ale to i tak olbrzymi krok w porównaniu do 6% w debiutanckim sezonie), można by naprawdę rozpatrywać go w kryteriach TOP3 zawodników Bucks. Pod dwoma warunkami: (1) zdrowie i (2) poprawa obrony. Kidd słusznie próbował ratować naszą defensywę wystawiając Parkera głównie na przeciw najsłabszym ofensywnie zawodnikom przeciwników, jednak często i to nie przynosiło wymiernego skutku: często wymagał switchów, wołał o pomoc, gubił się na przekazaniach czy zostawiał swoich gości niekrytych na półdystansie. Z nim na Parkiecie Bucks tracili rok temu 109 punktów – z nim na ławce wynik ten poprawiał się do 104.

Aby jeszcze dodatkowo utrudnić mu życie w Bucks, jego agent rzucił na konferencji prasowej sugestią, że jego klient powinien za rok podpisać maksa. Moim zdaniem zaszkodziło to znacznie jego lokalnemu PR, bo jak się okazało, wielu fanów z Milwaukee ma podobne zdanie do mojego – nawet w pełni zdrowy Jabari nie jest już wart więcej niż 10 milionów za sezon. Nie ma myślę klubu w NBA (może poza NYK), który byłby w stanie zaryzykować i dać mu znacznie większe pieniądze i dłuższy kontrakt, znając jego historię z kontuzjami.

Niestety, jestem obecnie na etapie, gdzie nie widzę przyszłości dla Parkera w Milwaukee, jeśli nie zgodzi się na średniej wartości kontrakt. Życzę mu, aby jak najszybciej wrócił do drużyny, ale też nie wyobrażam sobie tego, że dajmy na to, Bucks świetnie sobie radzą do połowy maja bez niego, a potem nagle muszą zmienić aktualną rotację, żeby zapewnić miejsce dla wracającego po rehabilitacji Jabariego. Mieliśmy już w Milwaukee problem z kolanami Redda i obawiam się, że Parker byłby nieprzyjemną powtórką z rozrywki.

Zgadzasz się?