Zapowiedź: wygrać z Nets i jechać na długi weekend.

Już za parę godzin zmierzymy się z Nets, których największym osiągnięciem jakim mogą się w tej chwili pochwalić to seria 15 przegranych meczów na własnym parkiecie z rzędu. Dla nas, ewentualna wygrana będzie trzecią z kolei i nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem jeśli powiem, że oczekuję tylko wysokiego zwycięstwa Bucks. Z bilansem 24-30 jesteśmy w tej chwili na 9 miejscu, tylko jeden mecz za Pistons.

Nets są w tej chwili zespołem, który w stylu zarządzania i budowania składu bardzo przypomina mi Orlando. W ciągłej przebudowie, bez jakiejkolwiek strategii i długofalowego myślenia. Kilka szybkich faktów o Nets:

  • Nie mają ŻADNEGO picku w drafcie 2017.
  • Przegrali 15 meczów z rzędu u siebie.
  • Wygrali 5 z ostatnich 46 meczów.
  • Ofensywnie zajmują przedostatnie miejsce w lidze – pomimo tempa na poziomie 101,4 (1 miejsce w NBA) .
  • Są na trzecim miejscu w lidze pod względem oddanych trójek (32 na mecz). W trzech dotychczasowych meczach z Bucks (wszystkie przegrali) oddawali średnio po 38.
  • Fatalne shot selection + dużo oddawanych trójek + dobra deska w obronie = masa kontrataków. A w takim graniu czujemy się najlepiej.
  • W meczu na pewno nie zobaczymy wciąż kontuzjowanego Jeremy’ego Lina. Występ Quincy Acy’ego stoi pod znakiem zapytania.
  • Bucks wygrali 9 z 10 ostatnich spotkań z Nets odkąd Jason Kidd opuścił Brooklyn w sezonie 2013-14.

Chciałbym zobaczyć obronę podobną do tej, która zaserwowaliśmy z Pistons w ostatnim spotkaniu. Był to pierwszy mecz od trzeciego stycznia, w którym udało nam się zatrzymać przeciwników poniżej 100 punktów. Po części dlatego, że w końcu agresywnie kryliśmy, ale duża w tym również zasługa samych Pistons, którzy praktycznie cały czas grali przez środek na Dummonda i oddali tylko 21 trójek. A krycie im bliżej kosza i w dużym tłoku, tym lepiej dla Bucks. To właśnie swingowanie, gra piłką, rozciąganie ofensywy i demolowanie nas z dystansu przyprawia nam najwięcej problemów. Nets teoretycznie mają to wszystko, minus trafianie. Tak więc będzie dobrze.

Początek meczu o 1:30. Widzimy się!

 

Reklama

RETRO: O czym kibic Bucks musi pamiętać w 2014 roku?

Kolejny mecz dopiero dzisiaj w nocy (1:30 na wyjeździe z Nets), a mnie z rana wzięło na wspomnienia. Szukając na stronie czegoś kompletnie nie związanego z Bucks, trafiłem na wpis z 2013 roku, w którym zastanawiałem się, czego mniej więcej spodziewać się po Bucks w 2014 roku. Krótki tekst, dlatego polecam lekturę do porannej kawy w pracy.

1. Bucks są obecnie na etapie budowania wsparcia zarówno finansowego jak i politycznego koniecznego do postawienia nowoczesnej hali w Milwaukee. Niestety, obecny rząd nie ma zamiaru dawać ani dolara z publicznych pieniędzy na drużynę, która od lat nie ma żadnych sukcesów. Trochę statystyk, żeby to potwierdzić znajdziecie poniżej.

2. Licząc od roku 1991, Bucks mają siódmy najgorszy stosunek zwycięstw w sezonie zasadniczym.

3. Jeszcze inne statystyki pokazują, że licząc od roku 1991 jesteśmy w końcowej piątce jeśli chodzi najgorsze kluby NBA. Od 1991 mieliśmy tylko jeden sezon z ponad 50 wygranymi (2001) i tylko jeden, w którym awansowaliśmy poza pierwszą rundę playoffów (2001). Auć.

4. Kiepawi Bucks mieli tylko jednego all-stara w ostatniej dekadzie (Michael Redd w 2004). W pozostałych weekendach gwiazd nie mamy żadnego uczestnika, nawet w meczach debiutantów/drugoroczniaków, czy w konkursie trójek. Tylko Desmond Mason w konkursie wsadów uratował nieco honor.

5. Brak sukcesów, związany z brakiem porywających zawodników  spowodował drastyczny spadek liczby kibiców BMO Bradley Center. Kiedy w sezonie 2001/02 doszliśmy do finałów konferencji, średnio na mecze przychodziło 18178 osób. W ostatnich sezonach zajmujemy ostatnie miejsca w lidze ze średnią widzów oscylującą w granicach 15000. Nawet mecze z udziałem Kobego czy Lebrona nie gwarantują kompletu publiczności.

6. Obecna fatalna pozycja Bucks wcale nie zależy od tego, że Milwaukee to wieś i small market, ale od kiepskiego zarządu (o czym niedługo nieco więcej). Podobnie w Milwaukee wyglądała sytuacja z Packers i Brewers, którzy przez okres około 20 lat nic nie znaczyli w MLB i NFL, a po zmianie zarządu stali się jednymi z mocniejszych drużyn w swoich ligach.

7. Przez ostatnie dziesięć, może nawet dwadzieścia lat, w Bucks zatrudniany jest bardzo mało kreatywny zarząd, który podejmuje strasznie krótkoterminowe i chaotyczne decyzje kadrowe. Chorą sytuacją jest to, że decyzje o zatrudnieniu zawodników podejmuje GM i jego ludzie, trener z asystentem, potem ich decyzje są wetowane lub zatwierdzane przez właściciela Kohla, któremu zależy na tym, żeby drużyna zawsze walczyła o playoffy (nawet w tym sezonie takie są jego oficjalne oświadczenia).

8. Bucks istnieją tylko i wyłącznie na łasce Kohla, który w niedalekiej przyszłości będzie musiał (jeśli nie chce upadku Kozłów w Milwaukee) poświęcić bagatela 200-250 milionów ewentualnego zysku ze sprzedaży klubu na budowę nowej hali. Jeśli tego nie zrobi, trzeba będzie liczyć na wsparcie lokalnego rządu i mieszkańców, na budowę hali z budżetu miasta.

9. Z drugiej strony, ani mieszkańcy, ani tym bardziej politycy, nie zgodzą się na wydanie lekką ręką publicznej kasy, jeśli nie będzie nadziei na poprawę sytuacji w klubie i lepsze wyniki. Z tym będzie cholernie ciężko, bo Bucks niechętnie się przebudowują. Jest nadzieja, że po tym sezonie uda nam się wylosować TOP5 pick w drafcie zamiast ściągania na kolejne lata przepłaconych weteranów, którzy nie mają nic wspólnego z budowaniem wieloletnich sukcesów.

10. W czasie, gdy odnosiliśmy największe sukcesy, bazowaliśmy głównie na zawodnikach wybranych w pierwszej piątce draftu. Kareem Abdul-Jabbar, Marques Johnson, Sidney Moncrief, Glenn Robinson, Ray Allen czy Andrew Bogut. Bucks NIGDY nie mieli +50 sezonu albo wygranej serii w playoffach bez zawodnika wybranego w czołówce draftu. .

11. W poprzednich dwudziestu latach ponad 70% zawodników, którzy zagrali co najmniej dwa razy w meczu gwiazd zostali wybrani w pierwszej piątce draftu. To tak na marginesie. Przed draftem 2014 jest szansa na wylosowanie którejś z potencjalnych gwiazd, jak Wiggins, Parker czy Randle (tak, Randle, zapraszamy).

12. Jeśli Bucks zdecydują się oficjalnie na przebudowę, mają kilku weteranów do oddania, którzy mogą być ciekawi dla zespołów walczących w playoffach. Ersan Ilyasova, Zaza Pachulia, Caron Butler, Gary Neal czy Luke Ridnour nie będą stanowili o najbliższej przyszłości Bucks i spokojnie można ich oddać za jakieś picki w przyszłym drafcie i spadające kontrakty.

13. Nie mówmy, że oddawanie weteranów to tankowanie. To po prostu dawanie więcej minut dla młodych i utalentowanych Kozłów jak John Henson, Larry Sanders, Giannis Antetokounmpo, Brandon Knight, Nate Wolters i Kris Middleton. Dodatkowym plusem takiej strategii może być ewentualnie wyższy pick w przyszłorocznym drafcie.

Org. artykuł z 30.12.2013 znajdziesz tutaj.