Wstajesz po raz pierwszy w nocy na mecz, podekscytowany, zaspany, bo wypadłeś z formy przez wakacje. Czekasz na wyjście pierwszych piątek na parkiet. I nagle widzisz skład z chyba największym zasięgiem ramion w historii: Brogdon, Parker, Giannis, Maker i Henson. Energia, jaką młode Kozły włożyły w pierwszą kwartę była niesamowita – pressing na całym parkiecie od pierwszych minut, Giannis, który zapomniał, że może biegać wolniej niż sprintem. Dobrze się to oglądało, bo Bucks kombinowali zarówno w obronie (ten pressing!) jak i w ataku. Szkoda, że dobra koszykówka skończyła się już drugiej kwarcie.