Wczoraj pierwszy mecz ligi letniej dla Bucks i od razu pierwsza porażka – 89-101 z Pelikanami. Z racji na urlop i bardzo ograniczone hotelowe wifi (chociaż i tak jest lepiej, niż się spodziewałem), moje oczy wytrzymały jedynie jedną kwartę w jakości gorszej niż przedyoutubowe 180p z 3 klatkami na sekundę. Jedyne, co w tej pikseliozie byłem w stanie rozróżnić świadomie to Seth Curry, który zmiażdżył nas 30 punktami i chyba jako jeden z niewielu z biegających wczoraj po parkiecie graczy wyglądał na pewniaka do podpisania kontraktu.
W Bucks całkiem solidny, ale nie powalający na kolana debiut zaliczył wybrany z 17 numerem Vaughn, który rzucił 14 punktów, do których dołożył 5 zbiórek i dwie asysty. Liderem Bucks był Kilpatrick (24 punkty), a 15 punktów dołożył Kevin Jones. Groźnie wyglądał sam początek meczu, kiedy już w 10 minucie z parkietu zszedł Inglis. Damien rok temu stracił cały sezon z powodu kontuzji prawej stopy i teraz też wyglądało na to, że znowu ją sobie uszkodził. Na szczęście po chwili pokuśtykał na ławkę, a po meczu powiedział, że powinien być już gotowy na niedzielne spotkanie z San Antonio.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.