Copeland nowym zawodnikiem Bucks.

copelandByć może słyszałeś o nim przez to, że kiedyś był za słaby, żeby załapać się do pierwszego składu w drużynie z dołu tabeli w lidze hiszpańskiej.

Albo po tym, jak będąc dzieckiem stracił brata, który został rozjechany samochodem przez Pana Mercedesa  szalonego idiotę, który nawet nie zatrzymał się, żeby sprawdzić, co wgniotło mu błotnik.

A może usłyszałeś o nim, jak przyjął bezpańską kulę wprost w ramię na jednej ze studenckich imprez?

Nie? No to na pewno kojarzysz go, bo kilka miesięcy temu został pchnięty nożem przed jednym z klubów w NY przez co stracił końcówkę sezonu.

Ma 31 lat, nazywa się Chris Copeland i niedawno został nowym zawodnikiem Bucks. Skrzydłowy z dobrą etyką pracy, wysokim basketball IQ, rozumiejącym grę bez piłki i pojęcia spacingu. Człowiek od czarnej roboty, który zna swoje miejsce na parkiecie, będzie od przyszłego sezonu reprezentował Kozły w miejsce Dudley’a.

Jak mówi sam zawodnik, jest dobrym znajomym Kidda, z którym zna się z czasów gry w Knicks i nie może się doczekać gry w Bucks. I obawiam się, że dobra znajomość z Kiddem to główny atrybut, który zdecydował o zatrudnieniu Chrisa.

A ja? Jakoś się nie podniecam, bo zbawieniem dla drużyny na pewno nie będzie. Co najwyżej solidnym zmiennikiem dającym kilka minut wytchnienia (z jego 31% z gry raczej nie ma co liczyć na więcej). Chyba, że zapcha dziurę pod koszem obok Antka w pierwszym składzie, jak Kidd nie zdecyduje się na wystawianie niskiej piątki z Middletonem i Greivisem. Sie zobaczy.

Copeland najprawdopodobniej podpisze roczną umowę i dostanie skromne 2,8 miliona + nowe kamizelki kuloodporne i pochwę na klubową finkę.

Reklama

Czy Bucks popełniają błąd pozbywając się wszystkich weteranów?

131002_roster_pachulia_40023 lata – taka najprawdopodobniej będzie średnia wieku Bucks w przyszłym sezonie. Dla porównania, najmłodszym zespołem w dniu rozpoczęcia sezonu w historii NBA byli zeszłoroczni 76ers. Przeciętny wiek drużyny wygrywającej mistrzostwo to 28,2, drużyna złożona z zawodników młodszych niż 26 lat zdobyła mistrzostwo tylko raz w ostanich 50 latach. Co więcej, 8 z 10 najstarszych mistrzów zdobywało swoje tytuły w ostatnich 20 latach.

Bucks będąc najmłodszą drużyną w NBA na pewno ściągną na siebie oczy wielu kibiców i dziennikarzy, którzy wcześniej nie zdawali sobie sprawy z tego, jak fajną koszykówkę można grać w MKE. Ale czy jest sens? O ile zawsze byłem fanem młodych i perspektywicznych zespołów, to jeszcze nigdy nie spotkałem się z tym, aby takie drużyny sięgały na szczyt. Wypuszczanie na parkietu młodych, niedoświadczonych i głodnych gry graczy ma oczywiście swoje plusy, ale bez odpowiedniego wsparcia w szatni ze strony doświadczonych kolegów, może się to bardzo łatwo odbić przeciwko nam. Żeby nie było, że znowu marudzę – jestem pod wielkim wrażeniem szybkiej przebudowy Bucks i zwrotu, jakiego dokonaliśmy w ostatnich sezonach. Ale nie podoba mi się to, jak lekką ręką oddaliśmy Zazę do Mavs (za pick w drugiej rundzie) i Dudley’a do Wizards (również za pick w drugiej rundzie), szczególnie w momencie, gdy obaj mieli duży wpływ na młodzież, znali tutejszą drużynę i pewnie byliby w stanie zakończyć tu swoje kariery.

Jason Kidd zapytany o to, na jaki progres liczy w przyszłym sezonie odpowiedział, że chce przejść z „dobrego” w „dobre”. Nie wybitne. Nie świetne. Takie ostrożne podejście z jednej strony zdejmuje z drużyny presję zbyt wysoko ustawionej poprzeczki, ale z drugiej strony, czy nie jest to po raz kolejny ślepe patrzenie w slogan „Own the future”? Kiedy przyjdzie czas na obawy, że budując przyszłość zapominamy o tym, że należałoby jeszcze coś wygrywać tu i teraz? Wygląda na to, że na chwilę obecną przyjdzie nam czekać na wymianę, która zaskoczy wszystkich, ściągnie nam jednego/dwóch weteranów będących gdzieś przy końcu swojej kariery. Bo jakoś nie jestem w stanie pogodzić się z tym, że „future is now”, bo zanim Monroe wejdzie w grę, Giannis nabierze doświadczenia, a Parker wrócić do formy, minie co najmniej rok.

Trochę się obawiam tego, jak tak młody zespół poradzi sobie z trudami całego sezonu. Boję się, że nie uda nam się do końca uniknąć sytuacji, w których dwóch, trzech zawodników walczy bardziej o swoje indywidualne wyniki, niż o ostateczne dobro zespołu. Pewnego dnia Antek przestanie bezgranicznie kochać Milwaukee i wyciągnie swoją gigantyczną dłoń po maksymalny kontrakt, który zagwarantują mu tylko w LA, albo NY. Z sentymentu zostanie w klubie, czy może odwali Hardena i pójdzie grać pierwsze skrzypce w lepszej orkiestrze, dla światowej klasy dyrygenta? To samo tyczy się każdego z Kozłów – koszykarski biznes jest nieubłagany i nie można liczyć się z tym, że w przypadku Bucks będą inne rozwiązania, niż te, których nauczyła mnie historia.

Źle się czuję szukając dziury w całym na początku off-season, w momencie, kiedy Bucks nawet nie wykonując już żadnego ruchu i tak będą pewniakami do play-offów. Mamy potwornie mocną pierwszą piątkę, ale czy mamy już na tyle głęboki skład, że możemy liczyć na odpowiednie zaplecze w przypadku jakiejkolwiek kontuzji? A może plan Kidda to przetestować zawodników teraz? Wypuścić ich w ekstremalnych marunkach do walki o najwyższe cele bez doświadczenia, po to, aby sami wyciągali odpowiednie wnioski i w razie czego, w przyszłości, brali na siebie odpowiedzialność? Cieżko teraz jednoznacznie odpowiedzieć, ale wydaje mi się, że temat młodych Kozłów będzie się ciągnął jeszcze przez kilka dobrych lat, niezależnie od wyniku, jaki osiągniemy w nadchodzącym sezonie.

Bucks – Pelicans 89-101 (Las Vegas 0-1)

Pelikany – Kozły

buckspelicanslv

Wczoraj pierwszy mecz ligi letniej dla Bucks i od razu pierwsza porażka – 89-101 z Pelikanami. Z racji na urlop i bardzo ograniczone hotelowe wifi (chociaż i tak jest lepiej, niż się spodziewałem), moje oczy wytrzymały jedynie jedną kwartę w jakości gorszej niż przedyoutubowe 180p z  3 klatkami na sekundę. Jedyne, co w tej pikseliozie byłem w stanie rozróżnić świadomie to Seth Curry, który zmiażdżył nas 30 punktami i chyba jako jeden z niewielu z biegających wczoraj po parkiecie graczy wyglądał na pewniaka do podpisania kontraktu.

W Bucks całkiem solidny, ale nie powalający na kolana debiut zaliczył wybrany z 17 numerem Vaughn, który rzucił 14 punktów, do których dołożył 5 zbiórek i dwie asysty. Liderem Bucks był Kilpatrick (24 punkty), a 15 punktów dołożył Kevin Jones. Groźnie wyglądał sam początek meczu, kiedy już w 10 minucie z parkietu zszedł Inglis. Damien rok temu stracił cały sezon z powodu kontuzji prawej stopy i teraz też wyglądało na to, że znowu ją sobie uszkodził. Na szczęście po chwili pokuśtykał na ławkę, a po meczu powiedział, że powinien być już gotowy na niedzielne spotkanie z San Antonio.

Prezydent Bucks pewny, że Bucks zostaną w Milwaukee.

feiginJesteśmy na początku offseason, a Bucks paradoksalnie rozgrywają najważniejszy mecz od lat. Tyle, że zamiast spotykać się na parkiecie w cudownych nowych strojach, debatują gorąco w klimatyzowanych biurowcach nad sensem pozostawienia Bucks w Milwaukee. Znasz historię.

Wczoraj prezydent Bucks Peter Feigin zapytany przez dziennikarza WTMJ o to, czy jest sens pozostawienia drużyny w mieście i czy jest szansa, że obędzie się bez przenosin odpowiedział bez ogródek:

„Bez dwóch zdań. To inwestycja nie tylko dla miasta, ale i dla całego regionu. Inwestycja w nowoczesną halę szybko zacznie przynosić zyski”.

Wszystko wygląda na to (już nie wiem, który raz to piszę), że Bucks zdobędą jednak wymagane 17 głosów na „tak”, proponowana ustawa przejdzie, miasto dołoży kasę i nowa hala powstanie. W ostatnich dniach zauważyłem pospolite ruszenie w Milwaukee, po części napędzane przez desperackich fanów, którzy z sentymentu nie chcą dopuścić do sytuacji w której Bucks mieliby się przenieść poza Wisconsin. Na blogach związanych z drużyną pojawiały się nawet dane kontaktowe do senatorów, którzy mają decydować o przyszłości zespołu z sugestiami, żeby wysłać smsa lub zadzwonić i spróbować nakłonić do zagłosowania na „tak”…

Ostatnio pojawiła się kolejna informacja, która nie podoba się władzom miasta (gdybym był mieszkańcem Milwaukee i nie lubił koszykówki, pewnie też bym się wkurzył). Jeśli zostanie wybudowana nowa hala, podniosą się ceny biletów. Władze Bucks uważają, że rynek w Milwaukee jest zbyt mały i zbyt biedny, aby zapełnić halę, gdy bilety będą kosztowały tyle co w LA czy NY, dlatego wystąpiły do miasta z kolejną prośbą – finansowanie z budżetu miasta różnicy między starą, a nową ceną. Szybkie kalkulacje w ratuszu pozwoliły oszacować, że takie wsparcie będzie kosztowało budżet rocznie około 3 milionów dolarów.

Feigin zakończył wywiad słowami:

„Na dniach oczekujcie świetnej wiadomości związanej z FA. Zmieniami drużynę.”

Cały wywiad:

Krótkie przypomnienie dlaczego tak bardzo zależy nam na czasie. Jeśli hala nie zostanie ukończona do października 2017 roku, Edens i Lasry będą musieli sprzedać drużynę NBA z 575 milionów – czyli nieco ponad 550mln, które wyłożyli na drużynę, ale znacznie mniej, niż w sumie do tej pory wyłożyli. Bucks przeniosą się do Las Vegas albo Seattle, Antek albo wpadnie w depresję w deszczowym Seattle albo zbankrutuje w dwie noce w kasynach i popełni samobójstwo rzucając się po efektownym eurostepie z klifu. A ja wsiądę na rower, pojadę na najbliższy orlik i zrobię jednoosobowy strajk głodowy. Powiadam.

Koszmar z Bucks w roli głównej.

LAND03.JPG LAND A deer crosses railroad tracks on the former Rocky Flats plutonium site, headed toward the wildlife preserve now occupying the land. Photo by Marty Caivano/Jan. 4, 2011
Monta Ellis w drodze z Milwaukee do Dallas                                                                     Photo by Marty Caivano/Jan. 4, 2011

Ostatnia rzecz, jaką pamiętasz jest głośny huk. Potem zrobiło się ciemno i cicho. Gdy odpływałeś wraz z kołyszącymi cię do wiecznego snu dźwiękami przypominałeś sobie o całkiem niedawnych wydarzeniach. O 15 zwycięstwach w sezonie Bucks. O tym, jak wielkim byli pośmiewiskiem i nikt, nawet w najczarniejszych snach, nie chciał spędzać tam ani chwili. Dla ciebie minęły dwa wspaniałe lata – nowa praca, szybki awans, jeszcze szybszy rozwód i jeszcze nowsza żona.

Czujesz, jak powoli odzyskujesz kontrolę nad ciężkimi powiekami. Zamglony świat brutalnie łapie swoimi szponami za twoje powieki i bezlitośnie szarpie do góry. Widzisz płomienie, które z szaleńczym tańcu wykręcają komfortowe fotele z biznes klasy. Nie czujesz zagrożenia, bo wiesz, że teraz nic złego nie może się zdażyć. Middleton i jego pięcioletni kontrakt na 70 milionów nie jest może twoim szczytem marzeń, ale biorąc pod uwagę nowy cap w od przyszłego sezonu, kwota ta nie wydaje się tak zła jak na pierwszy rzut oka. A 3D player jest w tej chwili pożądany w każdej drużynie, dlaczego, szybkie brawo.

Gdybyś miał dłonie, pewnie teraz by klaskały.

Ale na szczęście twój umysł jeszcze nie obudził się do końca i nie zdaje sobie sprawy z beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazłeś.

A Monroe – ciągniesz dalej wewnętrzny monolog, dzięki któremu może już nigdy nie pogodzisz się z otaczającą cię rzeczywistością – 50 baniek w trzy lata za 16 pkt i 10 zbiórek na mecz w słabym Detroit? Proszę cię. Detroit do ograniczało – myślisz sobie. Bucks brakowało punktów i zbiórek, a dziwnym zbiegiem okoliczności, są to dwie najmocniejsze strony Grega. Wiesz, że nie będzie on zbawicielem drużyny, a tylko brakującym trybikiem w coraz lepiej fukcjonującej machinie Kidda. Ale o to właśnie chodzi, czyż nie? Czy nie o to od początku chodziło, żeby mieć młodą i ambitną drużynę, w której Giannis, Middleton i Parker mogą bez przeszkód zmieniać pozycje, po czym siać chaos i zniszczenie w szeregach obrony przeciwników?

Robi ci się gorąco na samą myśl o tym, co Bucks niedługo będą wyrabiali na parkiecie. A może to nie to? Cieszysz się, bo już możesz ruszać głową. Puste oczodoły pasażera siedzącego koło ciebie wpatrują się beznamiętnie w rozdarty sufit. Zwęglone, grube cielsko tonie w tłuszczu rozlewającym się po całym przedziale. Otwarte, spękane i czarnokrwiste usta krzyczą bezszelestnie, wolając o pomoc, która już nigdy nie nadejdzie. Patrzysz w dół i widzisz kikuty dłoni, leżące w miejscu, gdzie jeszcze niedawno miałeś kolana. Białe kości świecą nienaturalnie w tym pełnym krwi i popiołu świecie. Oddychasz głęboko, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji i zamiast nadchodzącej śmierci, czujesz zbliżający się smak zwycięstwa. Czy Monroe będzie w stanie rozgrywać z łokcia jak Pachulia w poprzenim sezonie? Oczy-ku*wa-wiście. Czy jego post-up będzie czymś, co uwolni Bucks z 25 miejsca w lidze pod względem punktów-na-posiadanie? Jasne, że k*rwa tak!

Jarasz się. Dosłownie i w przenośni. W tle słyszysz najeżdżające karetki, ale jeszcze nie zdajesz sobie sprawy z tego, że jesteś częścią niezwykłego wydarzenia w historii. Owszem, liczący się w lidze zawodnicy wybierają Bucks zamiast Lakers czy Knicks. Syreny robią się coraz głośniejsze, a ty nagle uświadamiasz sobie, w jakim bagnie się znalazłeś. Problemy z oddychaniem zaczęły się gwałtownie i nieoczekiwanie. A tym zastanawiasz się nad tym, jak dziwne myśli przychodzą człowiekowi do głowy tuż przed ostatecznym końcem.

* Taki zryty mialem sen w nocy. Jechałem Pendolino na spotkanie akcjonariuszy Bucks w Warszawie i tuż po wyjechaniu ze stacji Świebodzice Główny-i-Jedyny zderzyliśmy się czołowo z samolotem, który za wcześnie zaczął schodzić do lądowania. Boję się już tych lekarstw ziołowych na uspokojenie.