9 lat to wieczność, patrząc na naszą historię. Teraz, kiedy czuję, że więcej nie zniosę, zastanawiam się, jak to w ogóle możliwe, że przez tyle razem przeszliśmy. Mimo tego, że przez tyle lat codzienne budzenie się obok twojej spoconej twarzy budziło we mnie dodatkowo odruchy wymiotne, nie mogę ci tego powiedzieć prosto w oczy.
Jestem tchórzliwa, wiem. Nie mam jaj. Ja to wiem, ale był okres, że sam nie byłeś tego do końca pewien, pamiętasz to zmuszanie mnie do strap-onów? Koniec z dygresjami. Zamykaniem gęby w kluczowym momencie naszej kolejnej kłótni.
Żeby tylko nie urazić emocji.
Żeby nie zranić.
Jebie mnie to.
Ty mnie jebiesz.
Chcę, żebyś odszedł.
Masz podobno dopiero 27 lat, chociaż ksiądz Marek jako pierwszy odkrył, że to może być kłamstwem. A ostatnie dwa lata naszego związku to jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Przestałeś penetrować, mimo świetnych warunków fizycznych i zamiast tego oddaliłeś się ode mnie. Walenie z dystansu ma sens, pod warunkiem, że wiesz, w co celujesz. A w twoim przypadku, prawie 70% strzałów lądowało poza celem. Waliłeś takimi ślepakami, że nawet Pistorius się wkurwił i poprosił Stevie Wondera o wycelowanie w swoją żonę i pociągnięcie za spust. A gra wstępna na deskach? Odkąd osiągnąłeś swój szczyt w 2012, systematycznie spadasz. Na pysk. Spocony, płaski pysk. Jak u świni, która wpierdalała błoto tak zażarcie, że nie zauważyła, że dokopała się do betonowych fundamentów. Hrr…tfu! Obrzydzasz mnie.
Teraz liczy się młodość, energia, finezja. Wskoczyłbyś na bandwagon, gdybyś tylko wiedział jak zmusić swoje tureckie dupsko do oderwania się od parkietu. Pasujesz do mnie jak łonowiec na zakola Lebrona. Lepiej pożycz jego opaskę i zasłoń sobie oczy następnym razem jak pójdziesz do pracy w Detroit – przynajmniej będziesz miał wytłumaczenie, dlaczego „rainbow shot” rozbryzgał się na twarzy 60-letniej zakonnicy w 8 rzędzie.
Dawno się tak dobrze nie czułam. Nie wiem tylko, czy ten dźwięk to kamień spadający mi z serca, czy znowu jesteś na treningu rzutowym. Tyle lat picia po szafach. Samotnego płaczu w poduszkę. Modlitw, żebyś odszedł. Dał mi w końcu święty spokój.
Na dworcu głównym w Detroit jest taka knajpa ze świetnymi knyszami. Pakują masę miecha, świeżych warzyw. Posypują to zasmażaną cebulką. I sosem tak pachnącym, że mimo jak zamykasz oczy, to czujesz, jak penetruje każdą wolną szczelinę.
Jak tuli swoją gęstą konsystencją każdy kawałek baraniny…
Jak subtelnie muska ogórka…
Jak pieści wilgotnego pomidora…
Podobno babka, która tam pracuje zaszła w ciążę i szukają pracownika tymczasowego. Wiem, że powinnam być obojętna, i dać ci odejść. Ale nie jestem suką, tylko twoją byłą żoną. Załatwić ci tam rozmowę? W końcu masz kupę doświadczenia w staniu na prostych nogach w jednym miejscu i nieskoordynowanym machaniem rękami.
Obyś w swoim nowym domu znalazł więcej szczęścia, niż w naszym Milwaukee.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.