Giannis już nie jest fun to watch. Parę godzin temu przekroczył kolejną granicę i pomimo przeciętnego spotkania (14 punktów i 7 zbiórek, za to najwięcej – 32 – minut), nie zejdzie z ust setek dziennikarzy i fanów na całym świecie. Trzecia kwarta, przegrywamy 54-55, Giannis wyprowadza kontrę. Wbiega na pełnej prędkości na połowę Heat. Robi jeden kozioł mniej więcej w połowie odległości między środkiem, a linią za trzy punkty. Łapie piłkę na wysokości trójki. I tak po prostu zaczyna dwutakt. Rozciąga nogi jak w Kosmicznym Meczu. Wyciąga rękę między dwóch zamrożonych obrońców i beztrosko kończy akcję kelnerem. Milion przebytych metrów na jednym koźle. Setki zrobionych kroków (w Europie ta akcja by nie przeszła), w drodze do łatwych punktów. I kolejna akcja, o której być może będzie się mówiło przez cały dzień.Błąd. Zapomniałem o tej akcji już parę minut później, kiedy w kolejnej kontrze, Giannis zrobił to:
Chris Bosh na pomeczowej konferencji prasowej ogłosił zakończenie kariery.
Sir Mix-A-Lot zmienił tytuł swojej piosenki na „I Like Big Bucks”.
Astrofizycy uwierzyli w zaginanie (zaGiannianie?) czasoprzestrzeni.
Nie wiem, co jeszcze. Antek wygrał internety!
A wygrana przyszła na trudniej, niż to na pierwszy rzut oka widać z boxscore’a i tak naprawdę zapewnili ją rezerwowi w drugiej połowie, którą wygraliśmy 55-35. Zgodnie z moimi oczekiwaniami, przy słabej perimeter defense Heat brylowali gracze obwodowi – Marshall z najlepszym meczem w sezonie (12 punktów w II połowie i bezbłędny w rzutach 4/4 w tym dwie trójki – w sumie rekord kariery i 20 punktów) oraz Bayless (11 punktów po przerwie na 4 rzutach w 16 minut). Jak dodamy do tego 5 punktów Knighta i 4 Mayo, to wyjdzie że nasza czwórka z obwodu rzuciła tylko 3 punkty mniej niż Heat w całej drugiej połowie (32-35). W sumie nasi trzej rozgrywający zakończyli mecz z 45 punktami: Knight 13 (tylko 21 minut na parkiecie), Bayless 12 i Marshall 20.
Ta druga część to ogólny popis Bucks – zatrzymaliśmy Heat na 38% z gry, sami trafiając 60% naszych rzutów (18/30). Prawdziwym popisem Kozłów była jednak ostatnia odsłona, w której nie pozwoliliśmy graczom z Miami na przekroczenie 27% z gry (4/15). Ale nie ma się co dziwić – Bosh po wzięciu udziału w plakacie z Antkiem stracić cały zapał do gry z pierwszej połowy i w drugiej trafił tylko 4 z 13 rzutów.
Ważna wygrana Bucks, ale po mało wymagającym meczu. Bo co innego można powiedzieć o spotkaniu, w którym wygrywa się deskę 45-20 ograniczając przeciwników do zaledwie 3 ofensywnych zbiórek, samemu wyrywając 12? To było jedno z tych spotkań, po których aż chce się napisać, że 66% Heat z rzutów wolnych to zasługa dobrej obrony Bucks. Nawet kibic w przerwie meczu trafił z połowy boiska i wygrał 5 kafli. I pewnie, gdybym mógł zagiąć rzeczywistość, jak Giannis przy wsadzie nad Boshem, wszedłbym na parkiet na 5 minut i spokojnie zaliczył taki mecz, jak dzisiaj Wolters. Bo to w sumie taki mój MVP-statline.
W niedzielę w nocy będziemy w Dallas u Monty na kawie.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.