Nawet mocno okrojeni kadrowo Houston okazali się być za mocną drużyną na Bucks, w barwach których na ciepłe słowa zasłużyli jedynie Giannis, Parker i odmłodzony Ersan. Wygrana zapewniłaby nam pierwsze miejsce w Central Division, jednak póki co musimy odłożyć przedwczesne świętowanie i skupić na potwornie trudnym grudniu.
Przed tym meczem potwornie bałem się tego, jak będziemy kryli na odwodzie i niestety moje obawy się sprawdziły. Rockets z łatwością rzucili aż 15 trójek przy 40% skuteczności (tylko Garcia, Johnson i Ariza mieli w sumie 4/19, reszta drużyny aż 11/19), a do tego kompletnie zdominowali deskę wygrywając zbiórki 44-32. Zniszczyli nas Motiejunas z Hardenem, którzy z chirurgiczną dokładnością wykorzystywali każde błędy w naszej obronie. Harden zaczął mieć lekkie problemy dopiero wtedy, jak zamiast Dudley’a krył go Giannis. Ale pamiętaj, LEKKIE problemy.
Najgorsza była akcja w trzeciej kwarcie, gdzie przy jednym posiadaniu piłki Motiejunas i Black dwukrotnie zebrali piłkę po niecielnych rzutach Hardena, w końcu James znowu dostał piłkę, trafił za trzy i do tego z faulem Mayo. Po trafionym osobistym Houston uciekli na 68-52 i było już praktycznie po wszystkim. Trzeba jednak oddać kozłom co rogate, bo walczyli do końca i zabrakło może góra dwóch kolejnych kwart, żeby zmienić wynik na naszą korzyść.
Jabari Parker
W poprzednich meczach oddał w sumie 39 wolnych trafiając jedynie 25 (64%), tak więc jego dzisiejsze agresywne wbijanie pod kosz i 13 na 14 z FT było dużym postępem. Co ciekawe, były to dopiero jego pierwsze wolne rzucane we własnej hali. Do tego był chyba najbardziej agresywnym Kozłem w tym spotkaniu, pobijając samego mistrza-agresywności-Giannisa, przez co oglądanie go było czystą przyjemnością. Plus, wyrównał swój rekord asyst (5) drugi mecz z rzędu.
Larry Sanders
Znowu ta sama historia – świetny początek spotkania, potem w trzeci faul w pierwszej połowie i ława, z której już nie wrócił z tą samą energią. A w czasie jak Larry odpoczywał, swój kolejny dzień konia miał Ersan. Znowu największy problem z obroną Sandersa jest moim zdaniem zbyt częste wyciąganie ręki żeby sfaulować zawodnika, który już go minął, albo starając się zatrzymać kogoś z pomocy. One-on-one w post-upie stoi twardo jak zawsze, gorzej, jak przeciwnicy zaczynają grać przodem do kosza.
Brandon Knight
W końcu wpasował się w moją teorię, że nie jest rozgrywającym i przestał rozgrywać. Ofensywnie również oddał skrzypce Parkerowi i Giannisowi, przez co zaliczył kompletnie niemrawe spotkanie.
OJ Mayo
Chyba nie służy mu gra w pierwszej piątce, bo wrócił do formy z poprzedniego sezonu kiedy był tłusty i na hamburgerowym głodzie ciskał cegłami do kosza. Jego ostatnie trzy mecze to 9/32 z gry (brzmi znajomo?), dzisiaj 2/10. Po pierwszej połowie schodził z parkietu trzymając się za rękę, potem wrócił do gry, jednak bez pozytywnych efektów. Czyli to nie była poważna kontuzja.
Giannis Antek
Też tak masz, że oglądasz jego grę i zastanawiasz się, jakim cudem on dopiero za tydzień skończy 20 lat? Już teraz widać, że Antek przeradza się nie tyle w cichego lidera tego zespołu, ale również w gwiazdę ligi, która lata po cichu poniżej radarów, żeby nagle, pewnego zimowego popołudnia zdecydować: „OK, k*wa, to ten moment. Od dziś jestem gwiazdą.” I to będzie dzień, w którym zapomnisz wszystko, co do tej pory wiedziałeś o koszykówce i zredefiniujesz ją od nowa. Nie da się go zatrzymać bez faulu, jak się rozpędza nad trumną albo jak się ustawia w post-upie i gra tyłem do kosza. Niech tylko popracuje nad rzutem i będzie nie-do-za-trzy-k*wa-mania! No i ten moment, jak złapał Hardena na ofensie, po czym mocnym i pewnym uderzeniem wybił mu piłkę w rąk. Harden spojrzał zza krzaków i lekko odepchnął Antka. Nagle pojawił się Sanders, złapał Hardena jak wielki brat i sprawa ucichła. Nic wielkiego, ale serce rośnie jak się widzi takie akcje.
Ersan
Nie lubię o nim pisać, bo zazwyczaj zmusza mnie do szukania samych negatywów. Od kilku meczów widzimy jednak kolejny szczyt Ersana, przynajmniej jeśli chodzi o dyspozycję rzutową. Oglądanie go bez rzucania knyszami w kierunku kosza nie jest może wielką atrakcją, ale świadomość, że ten lecący cholernie wysokim łukiem rzut dotknie chociaż obręczy jest strasznie uspokajająca.
Skończyliśmy listopad z bilansem 9-7, ale nie liczę na to, że grudzień również skończymy na plusie. Grudzień będzie masakryczny. W czwartek widzimy się w Cleveland.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.