„Agenda” i „minutes” – jaka jest różnica?

Niedawno na jednych z moich zajęć padło bardzo ciekawe pytanie: czy agendaminutes to jedno i to samo? Pomimo tego, że w firmach bardzo często używa się tego naprzemiennie w szeroko rozumianym kontekście spotkań i zebrań , trzeba pamiętać, że są to dwie różne rzeczy.

Czym się będą różniły poniższe zdania?

[1] Have you seen the agenda for our next meeting?  

[2] Have you seen the minutes from our last meeting?

Słowo agenda odnosi się do tego, o czym planujemy rozmawiać w trakcie zebrania Agenda to plan, który ma nam pomóc w sprawnym przeprowadzeniu spotkania, żeby nie pominąć żadnej istotnej kwestii. Dlatego agenda jest sporządzana PRZED zebraniem. Na przykład:

[3] I will send you the agenda for tomorrow’s meeting so you know what to expect.

Synonimami słowa agenda są m.in.: program, czy schedule. 

Pamiętaj dodatkowo, że agenda użyjemy również często w języku potocznym, mówiąc o np. naszym planie dnia:

[4] What is the agenda for you today?


Słowo minutes z kolei oznacza podsumowanie zebrania. Jest to zatem oficjalny zapis tego, co zostało omówione w czasie spotkania i jakie decyzje zostały podjęte. Minutes czasem są rozdawane na samym początku spotkania, aby jego uczestnicy mogli się zapoznać z tym, co zostało już przedyskutowane na poprzednim zebraniu. Na przykład:

[5] Email me the minutes from the last meeting in case I missed something important.

W przeciwieństwie do agenda, które jest używane w codziennym angielskim równie często, co w biznesowym, słowa minutes raczej nie spotykamy w potocznym języku poza biurem.

Na koniec jeszcze jeden przykład z użyciem agendaminutes w jednym zdaniu:

[6] I was asked to take down the minutes and send to the office to show that I followed the agenda prepared by my boss.

baner

Reklama

Czy Bucks mają najlepszych zawodników U23 w NBA?

W końcu udało mi się znaleźć moment, żeby obejrzeć zaległy wywiad z Lasrym, jak się okazało głównie po to, żeby usłyszeć dosyć kontrowersyjną tezę. „Bucks mają najlepszych zawodników U23 w lidze. (…) Pytanie tylko, jakimi zawodnikami staną się w przyszłości. Wszyscy liczymy na to, że będą się dobrze rozwijać i za trzy lata staniemy się groźnym zespołem.” 

Bucks mają najlepszych zawodników U23 w lidze!

Mocne słowa, szczególnie jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że chodzi wyłącznie o:

– Brandona Knighta
– Giannisa
– Parkera
– Damiena Inglisa
– Johnny O’Bryanta III

(do końca roku wliczamy w to też Middletona, Woltersa, Marshalla i Hensona btw)

W artykule NBC, który ukazał się 4 września, Bucks zostali zakwalifikowani na piątym miejscu za Pistons, Cavs, 76ers i #1 Pelikanami. O ile sam się nie zgadzam z tym, że Pelikany zajmują pierwsze miejsce z racji na Davisa, o tyle ciężko mi się też zgodzić z naszym właścicielem, że jesteśmy numerem jeden. Nie uważam też, żeby Giannis + Parker byli gorsi niż Drummond i KCP.

Stąd szybka ankieta:

Od listopada pokochasz Bucks.

Zakładasz koszulkę Antetokounmpo wychodzisz z domu.

Głowa zadarta do góry.

Plecy wyprostowane.

Sprężysty krok zwycięzcy.

Spojrzenie czempiona.

Przebijasz się przez tłum kibiców, którzy czekają w długiej kolejce na bilety. Kolejki nie są dla ciebie.

Mistrzowie nie czekają.

Przebijasz się koło ludzi i czujesz ich spojrzenia na sobie.

„Lose Yourself” w słuchawkach po raz tysięczny powoduje gigantyczne dreszcze na cały ciele. Wchodzisz do holu i znikasz we mgle dymu tanich papierosów. ” Walisz sektory B, C i D. VIPy idą na A.

Miejsce na parkiecie, tuż przy trybunach.

Przebijasz szacun-żółwia z ochroniarzem = +10 do respektu na dzielni.

Wysyłasz suck-me-at-halftime-oko do dziewczyn pod koszem = kolejna nieprzespana noc po meczu.

Stajesz przy parkiecie, rozglądasz się wokół i widzisz pełną halę. Widzisz rodziny z dziećmi w koszulkach Parkera, Giannisa i Knighta. Widzisz homoseksualne pary w koszulkach Gay’a i Collinsa.

Słyszysz pisk butów na parkiecie. Szelest siatki po kolejnym rzucie z dystansu. Debila z trąbką i kretyna z wuwuzelą. Czujesz, że żyjesz.

Przeskakujesz przez reklamy i dostajesz owację na stojąco. Jak gladiator zabijający dla tłumów widzów w Koloseum, ty zaliczasz coast-to-coast w trzech krokach i kończysz akcję między dwoma obrońcami. Oczami wyobraźni wybiegasz w przyszłość i głosujesz na swoją akcję na youtubie.

Dostajesz podanie. Wielkie dłonie przytulają piłkę. Zamykasz oczy i zapach skóry daje ci pierwszy tego wieczora mini orgazm. Wodzisz palcami po gładkich rowkach i robisz pierwszy kozioł. Kur*a, ten dźwięk!

Raz.

Drugi.

Prawa noga.

Lewa noga.

Wybicie.

Lot.

Wsad.

Obręcz drapie nadgarstek.

Siatka głaszcze po włosach.

Lądujesz i biegniesz w stronę środka boiska.

Uśmiechasz się o ucha do ucha. Kochasz ten sport. I wiesz, że w tym sezonie, zakochasz się w nim jeszcze bardziej.

Od listopada pokochasz Bucks.

BUCKS BASKETBALL IS BACK!