To jest ten moment, kiedy nie wiem jak zacząć spisywanie dziesiątek statystyk, trzymając się obiektywnie faktów i nie dając dojść do głosu mojej osobistej niechęci do kilku zawodników. Kto mnie zna ten wie, że moja opinia na temat kilku supergwiazd jest z góry wyrobiona: kiedy jedną z dwóch najważniejszych opcji w ataku jest Howard czy Westbrook, niestety nie zdobędziesz mistrzostwa. Teraz, do tego duetu dołączam Hardena, który w serii z Portland udowodnił, że owszem, ma ofensywny potencjał, ale kiedy przychodzi do najważniejszych meczów i wysokiej intensywności, nie potrafi pociągnąć za sobą drużyny. Widzieliśmy to doskonale w G7, kiedy zagrał prawie idealny mecz, doczekał się nawet mojej (rzadkiej) pochwały na twitterze (podobnie jak Howard, który dominował totalnie). Wszystko po to, żeby w dwóch ostatnich posiadaniach Rockets odpalić dwa złe rzuty (cudosy dla Batuma i Matthewsa za obronę w całej serii) i po raz kolejny pokazać, że kiedy wynik jest na styku, Harden jest do kitu.
Statystyki nie kłamią
Wypunktujmy kilka różnic między sezonem zasadniczym a playoffami.
1. W RS Harden miał dużo możliwości do oddawania łatwych rzutów spod samego kosza, dokładnie 30,6% (wg nba.com/stats). Z Blazers wynik ten spadł do zaledwie 20,5%.
2. Gra Hardena w ataku w dużej mierze opiera się na wykańczaniu kontrataków. W sezonie zasadniczym zdobywał w taki sposób ponad 25% swoich punktów. Z Portland, już tyko 15%. Wszystko przez szybki powrót do obrony graczy Blazers, ograniczenie strat w ataku i fantastyczną obronę z jak i bez piłki Matthewsa i Batuma. Matthews dodatkowo wykonał kawał dobrej roboty walcząc o każdą bezpańską piłkę jaka turlała się po parkiecie, ale to materiał na osobny temat.
3. Oprócz wspomnianych Matthewsa i Batuma, wysocy Blazers wykonali kawał dobrej roboty zacieśniając strefę pod koszem i pomagając w kryciu Hardena. W sezonie zasadniczym jedynie 5% jego rzutów było blokowanych. W pierwszej rundzie już prawie 9%.
4. Dodatkowo , Harden został pozbawiony zdobywania łatwych punktów z osobistych. Przed playoffami rzucał 55% na każdy rzut z gry – w pierwszych 7 meczach z PTB zaledwie 32%. Co więcej, w playoffach tylko 41% na nim było faulami przy rzucie, w porównaniu do 64% w sezonie zasadniczym.
5. Shot selection, o którym pisałem we wstępie, również zostawił wiele do życzenia. Przede wszystkim TS% spadło potwornie z 62% do 47%. Skuteczność za trzy zmalała o 11% (z 36% do 25%), a spod samego kosza z 61% do 42%. Dodatkowo, tylko 20% jego rzutów była oddawana z pomalowanego (w porównaniu do 30% w czasie RS), a liczba rzutów z półdystansu wzrosła z 19% do 27%. Znowu, wielki szacun dla defensywy Blazers za wymuszenie tych kluczowych zmian.
6. Zabrakło skutecznych pick’n’rolli z Howardem. Wg synergy, w meczu nr 5 udało im się go zagrać tylko 3 razy, a Harden jest najskuteczniejszy w wjeżdżaniu pod kosz, gdy zasłonę stawia mu właśnie Dwight.
Przykry wniosek
Wszystko to sprowadza się do powiedzenia jednego. Owszem, Harden jest świetnym zawodnikiem. Można nawet dyskutować, czy jest w tej chwili TOP3 rzucających obrońców w lidze (nie jest!) Nie tylko statystyki, ale również styl gry, kompletny brak defensywy, przypominają mi tym, że Michael Redd jeszcze nie skończył kariery. Po prostu wymienił sobie kolana, zapuścił brodę, przeprowadził się do Teksasu, nauczył lepiej rozgrywać i poszerzył swój ofensywny arsenał o penetracje i kończenia akcji z góry. Wybaczcie mi wszyscy, którzy wierzycie w jego fantastyczność i niezastępowalność, ale Harden jest miękki. Tak samo jak Howard. W NBA niestety tego typu matematyka nie daje mistrzostwa – przysparza jedynie frustracji, że twój zespół wydaje kupę kasy na największe w tej lidze gwiazdy, których osobiście nie chciałbym nawet, żeby były odpowiedzialne za odbudowę Bucks.