Zmiany, zmiany, zmiany.

Podjąłem dzisiaj decyzję o rozszerzenie coraz bardziej monotonnego pisania o Bucks o rzeczy, które na co dzień poruszam w pracy. Kozły i basket zostają oczywiście tematami wiodącymi, jednak dodatkowo będę poruszał następujące tematy:

(1) Ciekawostki językowe będą składnicą wiedzy zawierającą wszelkie drobne niuanse, które powodują, że języki obce sprawiają często tak wiele problemów. Podobny dział prowadzimy już od dawna na stronie naszej szkoły językowej, jednak tutaj będę miał możliwość poszerzenia tego o terminologię stricte koszykarską. Dobra wiadomość – będę częściej skupiał się na czymś takim jak na przykład (nie)przekładalność języka koszykówki. Zła wiadomość jest taka, że będę musiał słuchać pana Wojciecha M.

(2) Motywacja i coaching to usystematyzowanie moich setek notatek ze studiów i tysiąca (prawie dosłownie!) notatek w evernocie na temat skutecznej motywacji i odpowiedniego nastawienia nie tylko do nauki języków (jednak wiadomo, będzie to temat wiodący. Debiut już jutro z rana). Będzie coś dla sportowców zmagających się chronicznym brakiem energii, czy dla zwykłego Kowalskiego, który dostaje drgawek na samą myśl o porannych wstawaniu do nudnej i nie satysfakcjonującej pracy.

Mam nadzieję, że wprowadzone zmiany tylko dodadzą atrakcyjności temu miejscu. Gdyby ktoś powiedział suchara, że dodaję nowe wpisy na stronę tak często, jak 76ers wygrali w ostatnich 35 meczach, to nie miałbym nic na swoją obronę.

Połączenie moich dwóch największych pasji na pewno dodatkowo zmotywuje mnie, żeby zarówno stale podnosić poziom zamieszczanych tu materiałów, a także urozmaicać tematykę, aby gościć już nie tylko zagorzałych fanów Bucks lub mojego wątpliwej jakości pióra.

Reklama

Giannis powinien uczyć się od LeBrona.

giannisantekThorpe zamieścił na Insiderze listę debiutantów wraz z informacjami kogo, jego zdaniem, powinni najdokładniej śledzić, żeby się czegoś konkretnego nauczyć.

Jeśli chodzi o budowę fizyczną, to porównał Giannisa przede wszystkim do Duranta (oczywiście) oraz George’a – dwóch nienapakowanych testosteronem skrzydłowych i olbrzymich rękach i świetnym koźle. Fakt, że Antek powinien przede wszystkim śledzić grę Lebrona podparł przede wszystkim tym, że Grek jest jeszcze całkowicie zielony i w wielu sytuacjach nie potrafi dostatecznie przeczytać gry. A żaden skrzydłowy nie czyta gry tak dobrze, jak James.

Antek, ustawiany zbyt często na skrzydłach przez naszego trenera jest momentami w ogóle nie wykorzystywany. Powinien przyjrzeć się, co w tych sytuacjach robi Lebron – zanim zdecyduje się na ruch, śledzi defensywne zamiary przeciwników i nagle zrywa się z miejsca, bez patrzenia w stronę zawodnika z piłką, licząc, że ten będzie wiedział dokładnie gdzie i kiedy podać. Dlaczego James ma tak fantastyczną skuteczność w tym sezonie? Nie tylko ze względu na rewelacyjne warunki fizyczne, olbrzymią siłę i świetną technikę. Przede wszystkim przez doskonały shot selection. Nie można tego powiedzieć o Antku, którego shotchart z tego sezonu prezentuje się póki co tak (skrzydła!!!):

Shotchart_1396116445961

Giannis póki co ma olbrzymi potencjał, który może nigdy nie być w pełni wykorzystany. Antek nie może grać cały czas tak, jak w sezonie debiutanckim i na pewno nie wskoczy na wyższy poziom, jak nie zmieni swojego podejścia do gry. Jest mega agresywny, potwornie waleczny i szalenie głodny gry, ale brakuje mu tego rasowego instynktu, który pozwoli mu częściej znajdować się w idealnym miejscu w idealnym czasie. Zgadzam się z Thorpem w tym, jak kończy swój wpis: „Giannis może się rozwinąć szybciej pod względem psychicznym, niż fizycznym(…)”.

@SQNPublishing „Dream Team”. Fantastyczny powrót do przeszłości.

Dawno (albo nawet jeszcze nigdy) nie było u nas wydawnictwa, które robiłoby aż tak dobrze fanom sportu w Polsce. Wydawnictwo SQN robi to, co od dawna powinno już działać tak prężnie, jak w to ma miejsce za granicą. Zamawianie 5-10 książek za jednym razem z Amazona ma swoje plusy (największym jest motywacja do czytania na najbliższe dwa miesiące), jednak jeszcze przyjemniej jest zanurzać się w literaturze, która nie jest wysyłana kurierem z różnych zakątków świata.

Zaczęło się skromnie od biografii Giggsa, która przekartkowała się w błyskawicznym tempie. Fantastyczne tłumaczenie Michała Pola, które tylko narobiło mi dodatkowego smaku przed kolejnymi dwoma piłkarskimi pozycjami. Wayne Rooney nieco rozczarował, ale głównie ze względu na to, że po Rooney’u nie spodziewałem się niczego ciekawego. Z kolei tłumaczenie książki o Fergusonie to piłkarski majstersztyk. Zawiodłem się jedynie na biografii Wójcika, ale pewnie dlatego, że moje oczekiwania w stosunku do tej pozycji były po prostu zbyt duże.

Dzisiaj w nocy nadszedł wielki moment uczenia dziecka samodzielnego spania w nocy, co nie za bardzo mu się podoba. W rezultacie, już od 1:20 jestem bez przerwy na nogach i mimo wszech ogarniającej mnie senności, nie mogę odłożyć książki McCalluma Dream Team. Od razu naszła mnie krótka refleksja. Czym się różnią dokumenty pisane przez polskich i zagranicznych dziennikarzy? Dlaczego odbieram książkę o Wójciku jako bezosobową, neutralną i, przepraszam, nudną, a czytając o Drużynie Marzeń czuję się, jakbym wracał do 1992 roku? McCallum przeżył te wszystkie lata z drużyną. Opisuje ją z pasją, bazując na setkach rozmów, które odbył z zawodnikami, na tysiącach meczów, które widział na żywo i milionach artykułów, które napisał. Dream Team jest książką nieodkładalną, z masą odniesień do innych źródeł, np.:

Bill Simmons w książce „The Book of Basketball” napisał: „Dla kibiców Jazz oglądanie Stocktona było niczym uwięzienie w pozycji misjonarskiej przez dwie dekady. Tak, uprawiasz seks (w tym przypadku, chodzi o wygrywanie meczów), ale raczej nie przechwalasz się tym przed kolegami.”

Fantastyczne są krótkie wspomnienia przedziwnych zachowań Barkley’a, który albo pluje na 8-letnią dziewczynkę na meczu, bo zbiera za mało śliny, żeby doleciała do siedzącego dalej kibica. Albo wyzywa staruszki na meczu w charakterystyczny dla niego prostacki sposób (nie będę cytował, ale brzmi to jak „Ty foko”, tylko, że zamiast „fo” jest „su”). Dowiadujemy się też między innymi, że Bird często „celowo wybierał trudniejszą drogę do kosza, żeby zwiększyć trudność rozgrywanej akcji” (w ogóle pojedyncze komentarze Birda w wielu sytuacjach są prosto wyjęte ze skryptu Chandlera z „Przyjaciół”)

Czytanie książki dodatkowo motywuje do tego, żeby zasiąść w wolnej chwili przed telewizorem i obejrzeć ponad godzinną relację z przygotowań do Barcelony 1992, co też zaraz planuję zrobić:

Na pewno więcej napiszę, jak tylko przeczytam drugą połowę książki i mam nadzieję, że nie będzie to już brzmiało jak wypracowanie pisane przez niewyspanego gimnazjalistę.