Bucks muszą wygrać jeszcze 7 meczów.

Zakładając, że dzisiaj w nocy zesweepujemy Lakers, zostanie nam jeszcze tylko 6 wygranych. Dlaczego akurat 6? Kevin Pelton w ciekawy sposób przedstawił zależność między liczbą wygranych meczów w danym sezonie, a kolejnymi 10 latami. Biorąc pod uwagę wszystkie sezony, w których obowiązuje obecna forma draftu, ewolucja zespołów kształtuje się wg autora następująco:

evolution

Dla Bucks szczególnie istotna jest w tej chwili sytuacja na dole tej tabeli. Popatrzcie jak bardzo rzuca się w oczy różnica między <19 wygranymi a 20-24. W tym drugim przypadku, do którego Bucks muszą się jeszcze trochę przyłożyć, pułap .500 wygranych w sezonie osiąga się już (statystycznie) w czwartym sezonie od tankowania. W piątym roku, co najciekawsze, można liczyć na najlepszy przyrost zwycięstw biorąc pod uwagę nawet obecnych mistrzów. Dla potwierdzenia tego faktu, Kevin podaje przykłady Spurs z 1996/97 oraz Seattle z 2007/08, którzy wygrali dokładnie 20 spotkań.

Inna ciekawa statystyka? Zaledwie 15% zespołów, które w czasie tankowania wygrały mniej niż 20 meczów w latach 1994-2004 osiągnęły pułap 55 wygranych. Dla porównania już 39%, które wygrały 20-24 mecze w „tanking year” dobiły do 55 zwycięstw.

Dlatego kolejne mecze będą paradoksalnie ważne dla Milwaukee. Oczywiście nie można się tego ślepo trzymać, jednak należę do osób, które wierzą w to, że historia jest najlepszą z nauk. W ciągu ostatnich 20 lat, zespoły, które startowały z samego dna losowały w drafcie swoich przyszłych zbawicieli. Tak było z Sixers i Iversonem, Cavs z Jamesem, Hornets i Paulem, czy Clippers i Griffinem. Są też niestety zespoły (do których pewnie zawsze będą zaliczali się Bucks), które mimo wielu picków w drafcie i tak zawsze lądują poza playoffami – np. TWolves czy Kings. Czy Bucks wiecznie będą źle zarządzani? Nie można i tego wykluczyć. Trzeba jednak znaleźć sobie minimum radości w tym nudnym i fatalnym sezonie.

Pobawmy się zatem.

Przed Bucks mecze z Lakers, Miami, Detroit, Miami, Chicago, Toronto, Indiana, Cleveland, Washington, Toronto i Atlanta.

Pogrubiłem te, w których mamy więcej niż 40% szans na wygraną. W pozostałych szansa spadają do żenujących 22%.

Mając na uwadze to, że ani razu nie wygraliśmy w tym sezonie dwóch meczów pod rząd, ciężko liczyć na 7 zwycięstw przy obecnym grafiku.

Wniosek jest z tego jeden. Czy zgarniemy Embiida w drafcie, czy nie i tak prawdopodobnie  czeka nas kolejna dekada przeciętności. Pier.le taką zabawę…

Reklama