Drzwi zatrzasnęły się z co głośnym hukiem, a przeciąg zrzucił niedbale poukładane dokumenty ze stołu. Popatrzył na klamkę, która spoglądają w podłogę, jakby zawstydzona tym że musnęła jego dłoń swoim stalowym, zimnym palcem. Instynktownie uniósł ręce do góry i dotknął twarzy. Napięte policzki nie zdradzały jego wieku i jedynie po kilku zmarszczkach można było się domyśleć, że jego kariera zbliża się ku końcowi. Spocone dłonie ślizgały się po mokrych od łez policzkach. Nie był emocjonalnym facetem. Momenty, kiedy płakał mógł policzyć na palcach jednej ręki.
Na przykład kiedy wylądował w więzieniu w wieku 12 lat.
Kiedy zdał sobie sprawę z tego, dokąd zmierza jego mizerne życie nastolatka z kryminalną przeszłością w mieście bez przyszłości.
Kiedy został wybrany w drafcie.
Kiedy zadebiutował w NBA.
Kiedy zdobył pierwsze double-double.
Kiedy pierwszy raz zmienił drużynę.
Kiedy wybił sobie kciuka przy próbie przechwytu.
Kiedy zobaczył się płaczącego na powtórce meczu na NBATV.
Kiedy wrócił do Milwaukee.
I w końcu teraz, kiedy podjął decyzję na ponowną ucieczkę ze swojego rodzinnego miasta w poszukiwaniu jeszcze kilku dreszczy emocji związanych z walką o finały.
Zdawał sobie sprawę z tego, że wiele osób nie zrozumie jego decyzji. Wiedział, że narobi sobie wrogów. Nie myślał jednak o tym, kiedy wychodził z budynku klubu i wsiadał do swojego samochodu. Wolność smakowała lepiej, kiedy była udekorowana łzami rozpaczy. Rozmazany obraz mienił się przed spoconymi od łez oczami. Miał wrażenie, że również w głowie myśli biegną dwa razy szybciej niż zawsze. Przypomniało mu się, jak cztery razy został debiutantem miesiąca. Jak dwa razy zagrał w meczu gwiazd. Wiedział, że wracając do Miami zakończy karierę w drużynie, która z 10 numerem wybrała go w drafcie 2002 roku. Nie miał już im za złe, że dwa lata później był częścią wymiany, po której do Heat trafił Shaq. Kochał tę drużynę i życzył jej jak najlepiej. Teraz nie mógł się doczekać powrotu. Te piątki przebijane z Lebronem. Żółwiki z Wadem. Co tam, może nawet da się namówić Birdmanowi na jakiś nowy tatuaż. Wizja niedalekiej przyszłości namalowała lekki uśmiech na jego twarzy. Nie bał się już. Czekał na lepsze jutro. Włożył elektroniczną kartę i nacisnął przycisk włączający silnik. Basy z głośników odbijały się głośnym echem w jego głowie. Czy zaczął nawet trochę tańczyć na krześle? Czyżby był aż tak szczęśliwy? „Opuszczam tę dziurę i jadę w stronę lepszego jutra. Tak, to będzie dobre. Florydo, nadchodzę.” Wyjeżdżając z parkingu nie zauważył rozpędzonej ciężarówki pędzącej wprost na niego. „I’m goin to Miami….” gdyby wiedział, że będzie to ostatnia piosenka, jaką nuci w życiu, na pewno wybrałby coś innego.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.