Oddanie Tobiasa Harrisa do Orlando było tragicznym błędem Hammonda. Książkowym przykładem na to, jak jedna decyzja może się ciągnąć za osobą do końca jego kariery jako managera. Oddać młodego, wszechstronnego i perspektywicznego zawodnika za 28 bezpłciowych meczów Redicka (teraz wymienione już za pick w drugiej rundzie przyszłorocznego draftu, który może się okazać jeszcze bardziej bezpłciowy) plus kilka buraków to szczyt bezmyślności. Jednym z buraków, którzy przyszli do Bucks dzięki tej niesławnej wymianie jest młody Ish Smith. Zawodnik, który mimo krótkiej, trzyletniej kariery w NBA, zdążył już zwiedzić pięć klubów (wybrany jako wolny agent przez Houston, w drafcie pominięty absolutnie przez wszystkich). Typowy wyrównywacz salary. Zapychacz najgłębszych dziur w składzie. Dobry kumpel na ławce, który zawsze poda ci czysty ręcznik i zimną wodę, bo i tak nie zmęczy się za bardzo w mniej niż 10 minut na parkiecie.
Czy jest szansa na to, że w świetle nieprzedłużenia umowy z Jenningsem, Ish otrzyma nieco więcej minut? Patrząc na to jak się spisywał w Vegas, raczej ciężko na to liczyć. W swoim najlepszym meczu rzucił 11 punktów i nawet wtedy wyglądał na przerażonego i przytłoczonego ważnością tego wydarzenia. Dokładnie to samo, co się z nim dzieje w normalnych meczach sezonu zasadniczego. Największym problemem Isha jest brak pewności siebie i zbyt duża obawa przed popełnieniem błędów na parkiecie. Ktoś kiedyś musiał mu wyrządzić niemałą krzywdę, krytykując każdą stratę i bijąc po głowie po niecelnych rzutach. Sam Ish przyznał po jednym ze spotkań ligi letniej:
Wciąż pracuję nad poprawą skuteczności floaterów. Po to właśnie jest liga letnia. Żeby poprawiać elementy swojej gry i nabierać pewności siebie w każdym z aspektów gry. Kiedy myślę o najlepszych zawodnikach tej ligi: Lebronie Jamesie, Chrisie Paulu czy Michaelu Jordanie wiem, jak ciężko pracowali. Dlaczego więc na mam robić inaczej? To jest mój główny cel – nigdy nie przestać pracować nad swoją grą.
Niestety, Ish ma nad czym pracować. W poprzednim sezonie w Orlando i Bucks rzucał z nieco ponad 35% skutecznością z gry. W Bucks spędził 3% czasu na parkiecie (mniej 2% tyko Przybilla), w tym czasie zanotowaliśmy +5 punktów, wygraliśmy 8 z 15 meczów. 23% swoich rzutów oddał spod kosza, z czego trafił 40%, co czwarty był asystowany a co 10 został zablokowany. Większość swoich rzutów oddał pomiędzy 0-10 sekundą akcji (37% z eFG 37%), Jako rozgrywający miał problemy z podejmowaniem słusznych decyzji, ale jego stosunek asyst do złych podać wyniósł 10. Co ciekawe, notował aż 10,4 asyst PER48. Brakowało mu odwagi i pewności siebie, o czym pisałem akapit wyżej, co było szczególnie widoczne w crunch time: tylko 38% eFG. Nie jest także znany z defensywy. PER48 zawodników których kryje wyniósł przeciętnie 21,1 w czasie gdy jego własne PER48 to niespełna 12,1.
Jest jednak jedna rzecz, która wyróżnia Isha spośród wszystkich przeciętnych graczy z końca ławki: szybkość. Ish ma zryw jak młody Iverson na lekkim gazie, sprint jak TJ Ford na bosaka i dynamikę, która pozwoliłaby mu minąć 42 letniego Prigioniego na pierwszym kroku*. Dlatego trenerzy przez całą karierę kazali mu nakręcać tempo akcji. Nie inaczej ma być teraz w Milwaukee. Ish nastawia się na to, że pod wodzą nowego trenera dostanie więcej minut i będzie mógł się rozwijać jako zawodnik, a kibice Bucks nie będą myśleli o transferze z Orlando jako o dniu w którym stracili Tobiasa, ale o dniu, kiedy zyskali Isha.
*dlaczego tak sarkastycznie? A co mi, k**a, innego zostało w Bucks? 🙂
PS.
Pojawiły się dwie nieoficjalne koncepcje loga Bucks. Niestety, obie dalej w bożonarodzeniowych barwach…
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.