Sezon dla Bucks zakończył się może nie do końca zgodnie z oczekiwaniami (aczkolwiek sweep nikogo nie zaskakuje), ale na pewno z lekkim odczuciem goryczy. Wliczając w to cztery porażki z Heat, Kozły przegrał ostatnie 10 z 12 meczów, wcześniej również zaprzepaścili szansę na awans na siódme miejsce (co i tak nic by nie zmieniło, bo Knicks zmietliby nas równie szybko).
Zaczyna się teraz moja ulubiona część sezonu. Tak jak w championship managerze, zawsze bardziej lubiłem całą otoczkę wokół meczu, myślenie nad nowymi trenerami, transfery, finanse i poszuk
iwania sponsorów. Podobnie jest w NBA – mecze owszem są przyjemne dla oka i pozwalają się na chwilę oderwać od codziennych obowiązków, ale to okres przez sezonem jest zdecydowanie najciekawszą i ekscytującą fazą.
Bucks nie zamierzają zwlekać. Już dzisiaj rozpoczyna się poszukiwanie nowego trenera (byle nie Kareem, błagam), a także rozpoczynają się ciche i nieśmiałe rozmowy o zmianach w składzie. A tych czeka nas wyjątkowo dużo. Wbrew mojej osobistej satysfakcji, wszystko wskazuje na to, że Jennings zostanie w Milwaukee, pod warunkiem, że nie zażyczy sobie absurdalnie wysokiej kwoty. Mam nadzieję, że szefostwo Bucks wyciągnęło wnioski z poprzednich offseasonów, bo przecież gdybyśmy nie wyrównali maksymalnej oferty Dallas za Redda, dzisiaj nie bylibyśmy w tak głębokim finansowym bagnie (dobrze, że maks Redda dobiegł końca i może się teraz skupić na pracy eksperta w NBA TV). Drugiem warunkiem jest sama chęć zawodnika do pozostania w naszej drużynie. Bezpośrednio po meczu zapytany o swoją przyszłość w MIL powiedział, że jeszcze nic nie wie i chce odpocząć. Po czym udał się do domu w LA. Znacie doskonale moje zdanie – bardzo bym chciał, żeby wczorajsze spotkanie było ostatnim Brandona w barwach the Deer.
Kto jest jednak, oprócz trenerów i zawodników, kandydatem do zwolnienia? Moim zdaniem powinniśmy w końcu pożegnać się z Johnem Hammondem (not gonna happen). Nigdy nie pisałem o nim niczego złego, ale kiedy przychodzi do podsumowań, jego osiągnięcia nie są zbyt imponujące. Popatrzmy, co udało nam się osiągnąć po 5 pełnych offseasonach, za które odpowiadał Hammond:
- Ostatni sezon na plusie .500 mieliśmy trzy lata temu i był to również jedyny zwycięski sezon w ostatnich pięciu latach,
- Nie popisał się w draftach i transferach. W pięć lat dodał do wyjściowego składu jedynie jednego, ponad przeciętnego zawodnika – Larry’ego Sandersa. Jennings, nie okłamujmy się, nie jest ponad przeciętnym graczem.
- Co roku regularnie dawał ***y w czasie transferów. Zwiędłą wisienką na torcie była wymiana w tym sezonie, kiedy oddaliśmy Harrisa i Lamba praktycznie za nic (bo nikt nie liczy na to, że JJ zostanie w Bucks).
- Patrząc na to, jak zawodził w poprzednich przerwach między sezonami, nie widzę absolutnie żadnego sezonu, żeby również miał brać na siebie przygotowanie kadrowe drużyny do następnego sezonu.
- Jak DURNYM pomysłem było ściąganie Redicka chcąc wygrywać już dzisiaj, w momencie, kiedy na ławce siedział średnio kompetentny trener TYMCZASOWY?
Trochę dziwne jest to, jak bardzo Hammond jest chwalony przez innych właścicieli klubów. Nie mam wątpliwości, że spokojnie znalazłby zatrudnienie w innej drużynie, gdybyśmy pożegnali się z nim już teraz. Może więc kwestią jest nie pożegnanie się z Hammondem, a wymuszenie sprzedaży drużyny przez Kohla? W końcu to Kohl koniecznie chciał mieć w składzie Redicka – a kiedy właściciel czegoś chce, to co ma do gadania GM? Jest to chyba moje kolejne wishful thinking, bo prawda jest taka, że nikt Hammonda nie zwolni tuż po podpisaniu nowego kontraktu. Czy jakikolwiek inny GM byłby w stanie przebudować teraz drużynę i zapewnić nam świetlaną przyszłość na kolejne lata (patrz np. Lindsey albo Demps z SAS)? Nie sądzę. I znowu wszystko sprowadza się do tego, że z Kohlem pociągającym po cichu za sznurki, żaden GM nie będzie miał tak naprawdę wolnej ręki w sprawach kadrowych. A dopóki nie nikt tego nie zapewni, każdy trade deadline, czy czas FA będzie w dużej mierze oparty na chwilowych kaprysach bogatego właściciela, a nie spokojnej analizie tych, którzy znają się na rzeczy.
Kto jeszcze leci? Na pewno Dalembert, Ellis, Redick, Daniels, jako UFA. To daje nam, jak już wspominałem, ogromne wręcz pole do manewrów jeśli chodzi o FA i roszady w składzie. Bez kontraktów Jenningsa i Ellisa płacimy tylko 24,5 mln na kontrakty. (nawet z 7 bańkami za Goodena). Stać nas na maksa, kwestia tylko kto będzie chętny stać się nowym franchise playerem, który nie tylko zgarnie pieniądze, ale i faktycznie będzie w stanie wziąć grę drużyny na swoje barki.
Nie ulega wątpliwości, że przy tych wszystkich pytaniach nie mamy szans na szybkie odpowiedzi. Najbliższe plotki będą na pewno interesujące, ale wszystko zacznie się dziać na poważnie dopiero po zdobyciu mistrzostwa przez Miami. Śledźcie Bucks – w offseason będzie się działo na pewno więcej niż w czasie niejednego meczu w sezonie.
Jedna myśl w temacie “Czy Kohl musi sprzedać drużynę, żeby Bucks zaczęli odnosić sukcesy?”
Możliwość komentowania jest wyłączona.