Wróciłem wczoraj ze świątecznego spaceru z rodziną, przygotowałem herbatę, włączyłem winyla z Natem Kingiem Colem i jego xmasowymi hitami i włączyłem mecz z OKC. Od samego początku spotkania musiałem nadążyć za dwoma rzeczami – często zmieniającym się wynikiem i juniorem biegającym po pokoju w tempie, którego nie powstydziłby się Westbrook. Westbrook, który nie dał się zaczarować przez występ Vanallia Ice’a i jego nieśmiertelnym „Ice Ice Baby” i całkowicie przyćmił Ellisa i Jenningsa. Co więcej, jego lodowata piosenka zgrała się perfekcyjnie z 6/30 naszego super duetu z gry, na drodze do zaledwie 17 punktów i 11 asyst. Gdyby nie trójki Iliasovy (Bucks rzucali w tym meczu lepiej za trzy – 41% niż za dwa – 36%), zbiórki ofensywne (19) i tylko 9 strat (3 do przerwy) mielibyśmy łatwe zwycięstwo OKC i nie byłoby problemu.
Niestety, Thunder musieli walczyć o wygraną do ostatnich minut, bo nawet ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu Kozły wyszły na prowadzenie 92-87 na kilka minut przed końcem meczu. Zgadniecie co się wtedy stało bazując na poprzednich spotkaniach Bucks? Popełniliśmy 5 strat w 6 minut, Collison rzucał z czystych pozycji spod kosza, a Durant niszczył niekryty za trzy i nagle – uwaga! uwaga! – zaliczyliśmy anty-run 2-19 na zakończenie meczu.
Sanders po raz kolejny zaliczył dacha za tani łokieć w twarz Collisona w trzeciej kwarcie i był o krok od kolejnego wyrzucenia z boiska przez trash talk z Durantem. Na szczęście, dotrwał do końca. Ale nie dziwię mu się, że był zdenerwowany, pewnie czytając mojego bloga nastawił się niesamowicie na pojedynek na bloki z Ibaką. I dostał mocnego policzka – Sarge zaliczył rekord sezonu w blokach i wygrał ostatecznie pojedynek na defensywę pod koszem 8-0. Ibaka oprócz tego dołożył 16 punktów (trafiając 7 na 8 rzutów z gry) oraz 7 zbiórek.
W Bucks wyróżnić należy Ersana, który wrócił już chyba do siebie – szkoda, że akurat na koniec sezonu: 29 punktów i 14 zbiórek. Mój ulubiony Udoh uzbierał pierwsze w karierze double double (14 punktów, 11 zbiórek w 18 minut), co było niczym w porównaniu z triple double Westbrooka (23/13/10).
Spodziewana porażka nie boli tak bardzo, mimo, że znowu przegraliśmy ten mecz w samej końcówce. Ważne, żeby w poniedziałkowym meczu z Bobcats nie powtórzyć tego samego błędu po raz kolejny.
Vanilla Ice ŻYJE!!!