Bucks – Kings 98 – 85
Kiedy kot uparcie gryzł światełka na choince, na parkiet wszedł Drew Gooden. A ja zgłupiałem, bo nie wiedziałem, czy przy zaledwie 6 punktowym (16-10) prowadzeniu Skiles uznał, że jest już po meczu, czy po prostu był to kolejny plan jego nieprzewidywalnej rotacji. Okazało się, że to drugie. Pod nieobecność Sandersa, już po pierwszej kwarcie było wiadomo, że Gooden zagra mecz sezonu. Ba, to było oczywiste kiedy zebrał pierwszą piłkę w obronie, a następnie dołożył kolejną w ataku jednocześnie dobijając piłkę z góry, za co dostał głośną owację od całego Sektora 7.
Miałem wrażenie, że pierwsza kwarta była po prostu wieczornym treningiem na który musieli przyjść tylko zawodnicy Kings, a w tym samym czasie wszyscy z Milwaukee pojechali na mecz NBA. Bucks nie bronili wcale wybitnie, to Sacto grało bezmyślnie w ataku. Bucks nie porywali w ataku, to Królowie bronili fatalnie. Jedna z akcji twierdzących o kiepskiej obronie Sacramento w pierwszej kwarcie: Jennings klepał w swoim stylu, próbując znaleźć wolne miejsce pod kosz. Nie udało się, więc wycofał się na obwód. Złapał piłkę, zawiązał buta, zrobił zdjęcie z okna swojego mieszkania i wrzucił na Instagram, po czym znudzony rzucił piłkę w powietrze na kosz, gdzie znad źle ustawionego obrońcy punkty zdobył nieskaczący Gooden.
(PS. Była też jedna akcja ze strony Bucks, która mi się strasznie podobała: kontra 3-1 wyprowadzana przez Ellisa. Podaje na lewo do Lamba, ten przestrzeliwuje layupa. Zbiera Ilyasova, podaje do Ellisa, ten oddaje do ustawionego w rogu boiska Lamba, który odpala niecelną trójkę. Znowu zbiera Ersan, ponownie podanie do Lamba, który tym razem ściął pod kosz i rzucił wymuszonego floatera na tyle nisko, że został zablokowany. Poszła kontra Kings, którą ‚Reke skończył AND1).
Po pierwszej kwarcie Bucks wyglądali solidnie, szczególnie podobał się Mbah a Moute, który miał aż 5 FTA po 6 minutach i ponownie wszędzie wpychał swoje długie łapy pod atakowanym koszem. Wisienką, na lekko gorzkawym torcie była ostatnia akcja na 0,5 sekundy przed końcem, kiedy Ellis trafił buzzera z połowy boiska ustalając wynik pierwszej części na 29-19 dla Kozłów.
Druga kwarta zaczęła się naprawdę źle. Kings zaczęli dominować deskę, ograniczyli nasze szybkie ataki (tylko 4 pkt z kontry w tej części gry) i przede wszystkim, solidnie zacieśnili obronę. Nagle z 29-19 zrobiło się 39-39 i przestało być na moment wesoło. Po parkiecie dalej biegali Lamb z Goodenem (ten drugi popisał się na przykład pięknym no look passem nad głową prawą ręką przez lewe ramię wprost do ławki rezerwowych) i nie mogliśmy sobie poradzić z szybko wracającymi do obrony przeciwnikami. Wszedł Jennings i przede wszystkim Mbah i zaczęła się inna gra. Przechwyty i obrona tego drugiego zaczęły prowadzić do szybkich ataków, które w dużej mierze również wykańczał Luc Richard. Był wszędzie. Jak dodamy do tego jeszcze lineup Sacramento gdzie na obwodzie zostali Aaron Brooks i Isiah Thomas, to Jennings z Ellisem poczuli się w końcu jak krasnale w świecie karłów. Jak tylko minęliśmy 6 minutę kwarty, mecz obrócił się o 180 stopni – to Bucks zaczęli kontrolować tempo, zatrzymywać w obronie i zamieniać beztroskie straty na łatwe punkty. W rezultacie do przerwy schodziliśmy z ponownie 10 punktową przewagą 49-39.
Kiedy Fredette trafił floatera równo z syreną kończąca trzecią kwartę złapałem się za głowę. Znowu to zrobiliśmy – straciliśmy praktycznie całą przewagę przez własną nieporadność i nieuwagę w ataku. Na szczęście sędziowie uznali, że Jimmer rzucił kilka setnych sekundy po czasie i kwarta skończyła się naszym prowadzeniem 68-62, ale styl, w jakim zagraliśmy te 12 minut pozostawił wiele do życzenia. Zawodziły drobne rzeczy – brak komunikacji przy zbiórce (strata). Brak komunikacji przy walce o bezpańską piłkę i zamiast łatwych punktów z kontry – kolejna strata Jennings zasadził dwa floatery, które leciały tak wysokim lobem, że nie miały szans skończyć nawet w pobliżu obręczy. Dwa airballe zaliczone jako straty, a Brandon dalej unikał kontaktu przy wejściach pod kosz i robił wszystko, żeby tylko wymanewrować koło obrońcy. Trzecia kwarta dobitnie pokazała nam, że obie drużyny grają w osłabieniu. Mecz zrobił się jeszcze gorszy niż był wcześniej (nie dziwię się, że na trybunach było tak mało ludzi – chociaż z drugiej strony gdyby chociaż połowa z tego przyszła na mecz Bobcats, to byłoby niebywałe święto w Charlotte).
Czwarta kwarta to popis dwóch rzeczy:
- Nieskuteczności z gry Sacramento.
- Braku zastawiania deski w wykonaniu również Sacramento.
Efekt? Bucks szybko odskoczyli na 15 punktów i nie oddali prowadzenia do końca. Mistrzem był Ilyasova, który 11 ze swoich 16 punktów i 6 z 14 zbiórek zaliczył właśnie w ostatniej części gry trafiając wszystkie 5 rzutów z gry. W sumie Bucks udało się zaliczyć dwa runy: najpierw 11-2 a potem 6-0 (po trójce Ersana). W IV kwarcie 9 punktów i 4 zbiórki zaliczył Ellis, który popisał się dwoma efektownymi wsadami (jeden to dobitka z powietrza, po której komentatorzy zaczęli się zastanawiać jakim cudem tak drobny zawodnik mógł znaleźć tyle wolnego miejsca pod koszem). Zwycięstwo do końca meczu przez moment nie zostało zagrożone i odnieśliśmy pewne zwycięstwo 98-85.
- Kluczem do zwycięstwa była wygrana deski (60-50, Ersan 14, Gooden 10), dobra gra zespołowa (Ellis miał 11 asyst z 22 drużyny) oraz brak Cousinsa w Sacramento.
- Jennings rozegrał kolejne słabe spotkanie – jedynie 3 asysty, masa wymuszonych rzutów (19 punktów, ale 8/21 z gry) oraz charakterystyczny dla niego brak agresywności w ataku. Jego przeciwieństwem po raz kolejny był Ellis, który nieco mądrzej dobierał rzuty i otarł się o triple double (17 punktów, 11 asyst i 8 zbiórek).
- Pozytywne zaskoczył Gooden (7 punktów, 10 zbiórek), ale zabrakło czasu dla Hensona, który nawet nie wiem kiedy pojawił się na te dwie minuty na parkiecie. Rozczarował kompletnie Lamb, który zagrał najgorsze spotkanie w swojej karierze. Chybił wszystkie 8 rzutów oraz oba rzuty wolne i skończył mecz z 1 zbiórką i 1 asystą w 15 minut.
- Cieszy 11 wygrana, bo udało się uniknąć trudnej sytuacji i ewentualnego gonienia Bulls, którzy w nocy również wygrali swój mecz. Była to dla nas trzecia wygrana z rzędu i z przyjemnością ogłaszam, że jesteśmy aktualnie najgorętszą drużyną na wschodzie. Dziękuję bardzo – przed nami Cavs na wyjeździe i szansa, żeby zaliczyć kolejną wygraną.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.