Ellis faktycznie jest lepszy od Wade’a. Monta zawodnikiem tygodnia na wschodzie.

z BKN: 7-14, 20 pkt, 7 as, 6 przech.

z  MIA: 6-18, 14 pkt, 9 as, 5 przech.

@ DET: 12-22, 30 pkt, 9 as, 4 zb.

Tyle wystarczyło, żeby zostać zawodnikiem tygodnia na wschodzie. Jest to świetna motywacja dla zawodnika, który wszedł w ten tydzień po tragicznym meczu z Memphis, który skończył trafiając 1 na 14 rzutów. Jego wyjątkowe 47% z gry (i 57% za trzy) w trzech ostatnich meczach to faktycznie coś, co trzeba docenić. umadZ resztą wcześniej już sam zapowiedział, że jest lepszy od Wade’a:

Co z kolei mnie sprowokowało do zrobienia tego:

https://twitter.com/daveknot/status/285680389320757250

Jak widać, nagroda zgrała się w czasie idealnie…

Reklama

Niestety. Porażka w Detroit przekreśla szanse na mistrzostwo! (94-96)

Bucks @ Pistons 94 – 96

Po wygranej z Miami ćwierknęło mi się, że pewnie po drugim dobrym meczu z rzędu przyjdzie czas na porażkę w Detroit. No i stało się. W Pałacu nigdy nie grało nam się łatwo, ale teraz pojawiła się (złudna) nadzieja na złapanie rytmu i pociągnięcia co najmniej trzech wygranych bez porażki. Niestety nie udało się, głównie przez parę rzeczy:

  • Zaczęliśmy wolniej niż Miami w Milwaukee, od 0-13 i mimo, że pierwszą kwartę udało się zamknąć poniżej 10 punktów straty, to jednak nasza obrona w tym okresie była tragiczna. Nie potrafiliśmy zrobić niczego dobrego przeciwko pickNrollom, które okazały się dla nas śmiertelnie zabójcze. Głównie przez nie straciliśmy aż 60 punktów z pomalowanego, sami zdobywając jedynie 38. W tym okresie szczególnie wyniszczyli nas Prince, Maxiell i Monroe, którzy trafili łącznie 12 z 15 pierwszych rzutów. W sumie 28 z 30 punktów w pierwszej kwarcie Pistons zdobyli z pomalowanego.
  • Sanders, Udoh i Gooden zagrali odpowiednio 20, 12 i 16, a żadnemu z nich nie udało się zebrać ani jednej piłki w ataku. Larry miał 3 zbiórki w ataku, natomiast Ekpe nie oddał nawet ani jednego rzutu z gry. Henson i Dalembert siedzieli w tym czasie na ławce i z nudów wydrapywali paznokciami serduszka i inicjały koło ławki rezerwowych.
  • Znowu zapomnieliśmy zabrać na mecz Jenningsa. Niepokojąca statystyka. Kiedy Ellis rzuca 30+ punktów, Jennings trafia jedynie 17/74 (!!!) z gry i, co gorsza, udało nam się wygrać tylko 1 z 5 takich meczów. Dzisiaj Brandon skończył z 9 punktami i jedynie 4 asystami w 38 minut pocenia się na parkiecie.

1. Ersan Ilyasova 

Ersan dzisiaj zagrał tak, jak wszyscy byśmy chcieli żeby grał co spotkanie. 24 punkty z ławki przy 12 rzutach, z czego połowa punktów w ostatnich 12 minutach spotkania. No i 3/3 za trzy. Szkoda, że w tej ostatniej nieudanej akcji Ellis nie zobaczył go niekrytego na obwodzie, gotowego do palnięcia czwartej trójki w meczu, tym razem na wagę zwycięstwa. Niestety, zapoczątkowany przez niego run 13-0 na koniec czwartej kwarty nie okazał się wystarczający.

2. Monta Ellis

Nie chcę, ale muszę. Zazwyczaj im wyżej w notowaniach pomeczowych ląduje Monta, tym gorzej wypadamy na tym jako drużyna. Dzisiaj zaliczył swój piąty mecz w sezonie z ponad 30 punktami (12/22 z gry) i aż strach powiedzieć, ale kontynuował swoją dobrą ostatnio serię za trzy (11/20 w ostatnich 4 meczach). Szkoda, że w decydujących momentach chybił trzy rzuty.

3. Mike Dunleavy

Miał dwie genialne akcje pod rząd. W pierwszej kontrze (prawie) sam na sam z koszem dał się zablokować Bynumowi. W drugiej bliźniaczo podobnej kontrze stracił piłkę, przypominając strasznie Mbah a Moute, który swoje straty też popełnił po wejściach pod kosz (jak zwykle). Jednak znowu był katalizatorem naszego powrotu w czwartej kwarcie, mimo, że trafił tylko jedną trójkę (ale za to doprowadził nią do remisu).

4. Drew Gooden

Za to, że zakończył jedną akcję wsadem, po czym popisał uśmiechem, jakby właśnie klęczała przed nim ekipa złożona z 10 ostatnich najładniejszych króliczków Playboy’a.

gooden

5. Mbah a Moute

Za to, że po podkoszowym zderzeniu w pierwszych minutach meczu wrócił dokończyć spotkanie z trzema szwami. Zagrał fatalnie w ataku, ale kiedy tylko mógł, to robił swoje w defensywie. Nie popisał się przy ostatniej, jak się okazało kluczowej akcji  Prince’a, no ale nie można oczekiwać doskonałej gry od człowieka, który krwawi przez trzy kwarty i nie zdycha.

Wybaczcie, że tak po łebkach, ale jestem w sumie na imprezie sylwestrowej (w domu, bo w domu, ale zawsze coś), Maryla walczy z mikrofonem we Wrocławiu, wino musujące się odgazowuje na stole, a za moment skończy się wieczorna toaleta juniora i trzeba będzie wrócić na ziemię.

Udanej zabawy sylwestrowej wam życzę i wszystkiego koszykarskiego w 2013 roku!!

Fantastyczne trzy kwarty Bucks dały zwycięstwo nad Heat (104-85)

Bucks – Heat 104 – 85

Gracze Heat przyjechali do Milwaukee spodziewając się spokojnego spacerku po słonecznych polach pełnych kartofli i kukurydzy. Nie spodziewali się jednak tego, że przywita ich śnieg i zima i chyba ten fakt tak ich cholernie zdezorientował, że po wyjściu na parkiet popełnili szybkie 3 niewymuszone straty z rzędu. I to była historia tego meczu – straty Miami (20 w meczu) były zamieniane na kontry i łatwe punkty Bucks (21 punktów z kontry). Dla porównania Bucks popełnili jedynie 5 strat w całym meczu (3 Mbah a Moute) i stracili  po nich jedynie 2 punkty (Bucks zdobyli 25 punktów z 20 strat Heat). Kiedy na tablicy wyników mieliśmy 16 punktową przewagę nic nie zapowiadało tego, że w trzeciej kwarcie wrócimy do grania dobrego, starego beznadziejnego ataku. 4/22 z gry w tym okresie gry pozwoliło Żarom błyskawicznie nie tylko odrobić straty, ale i wyjść na 7 punktowe prowadzenie. Przełom 3 i 4 kwarty to jednak powrót do dobrej defensywy i skutecznego ataku Kozłów, dzięki czemu udało się wygrać ostatnią odsłonę różnicą 21 punktów i przypieczętować potwornie ważne dla nas zwycięstwo (z bilansem 16-12 zrównaliśmy się na pierwszym miejscu w dywizji).

1. Larry Sanders

Larry był nie do zatrzymania pod koszem (8/11 z gry) i co prawda wygrał bezpośredni pojedynek punktowy z Boshem (12 punktów, 5/14), ale dał sobie parę razy zebrać piłkę spod nosa. Ogólnie po raz kolejny widać było, jak ciężko jest zatrzymać Larry’ego jak dostanie idealne podanie pod samym koszem, ewentualnie w trumnie. Na samym początku zelektryzował publiczność wsadem w kontrze, potem zniszczył Chalmersa wysyłając jego rzut w trybuny, a kiedy w końcu schodził po raz ostatni z parkietu zaczął dodatkowo porywać publiczność do głośnego dopingu dynamicznie unosząc ręce jak na tytułowym zdjęciu na blogu. Jak tak dalej będzie grał, to zacznę się martwić o to, jak bardzo skoczy jego cena w przyszłym roku, jeśli w tym zdobędzie MIP.

2. Brandon Jennings

Ponownie był największym kozakiem w drużynie, tym razem niekoniecznie wyłącznie w złym znaczeniu. Miał swój signature move ze trzy razy po wejściach pod kosz, ale oprócz tego dojrzałem coś więcej. Miał wzrok, jakiego zawsze mi brakuje o Howarda, Bradley’a czy innych gigantycznych centrów z osobowością dwunastoletnich dziewczynek. Kiedy w kontrze sfaulował go Chambers, prawie zabił go spojrzeniem. Dokładnie to samo spojrzenie spaliło co najmniej dwunastu kibiców siedzący w pierwszym rzędzie pod koszem kiedy w czwartej kwarcie trafił trójkę w ostatnich sekundach akcji. Trafił 50% z gry, ale tylko 2/7 za trzy, był najlepszym strzelcem zespołu, drugim podającym i przechwytującym. Jego bezpośrednia rywalizacja z Chambersem nie elektryzowała, głównie przez to, że Mario jedną nogę zostawił w Miami. Nie mniej muszę oddać Brandonowi to, co mu się należy. Nowa fryzura przyniosła ze sobą dobrą grę Jenningsa.

3. Mike Dunleavy

Twittowałem w trakcie oglądania meczu, że dobrze grający Sanders, Udrih i Dunleavy powodują, że na dobrą sprawę niepotrzebni są nam Ellis z Jenningsem. Co zrobił kapitan Mike? Otarł się o triple double grając przez 26 minut z ławki: 18punktów, 9 zbiórek, 6 asyst i 3 przechwyty. Kiedy był na parkiecie, nie mieliśmy żadnego problemu z wykańczaniem akcji w ataku. Dawał nam to, co daje zawsze – pewny rzut za trzy, od czasu do czasu dynamiczne wejście czy zakończenie akcji spod samego kosza. I jak zwykle, jego trójki porywały publiczność, bo bardzo często (dziwnym zbiegiem okoliczności) wpadały akurat wtedy, kiedy momentum leżało po stronie Miami.

4. Monta Ellis

Nie wiem kiedy udało mu się rozdać te 9 asyst, natomiast pamiętam 5 przechwytów – 2 z nich to faktycznie zasługa Ellisa, w pozostałych piłka po prostu wpadła mu w ręce przez niefrasobliwość graczy Heat i stanie w dobrym miejscu w dobrym czasie. Cudem jest że trafił 2 trójki w czterech próbach, bo w pozostałych 12 rzutach pomylił się aż 8 razy. Najważniejsza część meczu w jego wykonaniu to wideo, w którym porównuje się do Wade’a i przekonuje, że jest tak samo dobry, jak on. Momentami przykro się patrzyło na to, co robił z nim Wade, bo Monta nie potrafił się przeciwstawić ani przy post upach, ani przy rzutach z półdystansu Dwyane’a. Co więcej, Ellis nie oddał ani jednego osobistego, co doskonale świadczy o tym, jak mało agresywny w ataku był w tym meczu. Pewnie gdybyśmy nie wygrali, to miałbym nieco większą motywację, żeby go skrytykować.

5. Mbah a Moute

Zająłby wyższe miejsce gdyby nie te nieszczęsne 3 straty oraz pudła spod samego kosza. Straty przede wszystkim spowodowane były zbyt głębokimi wejściami, po których nie wiedział co zrobić z piłką. Pudeł spod kosza nie jestem w stanie wytłumaczyć i nawet jedna celna trójka z narożnika boiska nie jest wstanie wymazać niezbyt dobrego wrażenia ofensywy Richarda. Oczywiście miał kilka dobrych wejść pod kosz i efektywnych (tak, nie mylicie się) minięć i pivotów, ale generalnie znowu było widać, że im więcej czasu Luc ma piłkę w rękach, tym gorzej wychodzi na tym drużyna. W defensywie również nie można powiedzieć, żeby był Lebron stoperem, chociaż parę razy udało mu się dość mocno utrudnić rzut.

Zostawić czy pogonić? Przewidywane zmiany w Milwaukee.

Bucks może i mają nawet solidny skład w tym roku i teoretycznie powinni powalczyć o miejsca 7-10 na wschodzie, ale to nie znaczy, że wszystko w drużynie gra. Ciężko powiedzieć, jaki jest plan na najbliższą przyszłość drużyny. Ba, ciężko nawet wytłumaczyć sobie kilka ruchów Hammonda sprzed sezonu. Po co sprowadzony był Dalembert, skoro grzeje ławę od ponad 10 meczów? Toniemy w graczach podkoszowych, Skiles nie radzi sobie kompletnie z rotacją i odpowiednim umotywowaniem tych, którzy grzeją ławę (o czym już kiedyś pisałem – póki co wśród wysokich panuje istna loteria kto zagra, bo nie ma ustalonego twardego i nienaruszalnego trzonu drużyny). Dlatego korzystając z okazji nadchodzących zmian oraz tego, że junior zajął się zabawkami w kojcu, przyjrzę się na spokojnie na Bucks okiem Hammonda i spróbuję podjąć decyzję, kto powinien zostać w drużynie, a kogo bym z chęcią pogonił.

1. Brandon Jennings – ZOSTAWIĆ

Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę wiązać przyszłości Bucks z tym zawodnikiem, ale też nie widzę sensu pozbywania się go już teraz. Szczególnie, że nie możemy wymienić jednocześnie Ellisa i Brandona, dlatego z dwojga złego, wolę na szybko pozbyć się tego pierwszego. Jennings nie zasługuje na ani na maksa, ani na 12-15 baniek rocznie, a raczej na coś takiego może liczyć gdybyśmy mieli podpisać z nim kontrakt po sezonie. Myślę, że nie ma co się spieszyć – niech Brandon dogra sezon do końca, wywinduje sobie cenę, a po sezonie będzie mógł spróbować sił jako wolny agent. Kto wie, może w jego miejsce uda nam się sprowadzić kogoś, kto chociaż trochę będzie rozgrywającym dającym szansę na bycie lepszą drużyną.

2. Monta Ellis – POGONIĆ

Szansa na to, że Ellis zostanie z nami na kolejny sezon jest minimalna, dlatego w jego przypadku nie widzę innego wyjścia jak znaleźć na niego chętnych. Monta gra strasznie nierówno, raz jest najlepszym strzelcem, w innych spotkaniach jest naszym pierwszym rozgrywającym. Generalnie wiadomo, czego się można po nim spodziewać i nie jest to dobry prognostyk na kolejne lata. Swój prime będzie miał niedługo za sobą, dlatego trzeba wykorzystać ostatnią szansę na wymianę – może ktoś, komu przyda się jego wygasający kontrakt do naprawy finansów będzie zainteresowany?

3. Larry Sanders – ZOSTAWIĆ

Franchise player Milwaukee na następne lata. Nie trzeba nić dodawać, dla mnie to podkoszowy, wokół którego można budować drużynę niekoniecznie mistrzowskiego kalibru, ale na top5 wschodu na pewno.

4. Ersan Ilyasova – ZOSTAWIĆ

Dopiero co podpisał kontakt i wydaje się, że najgorsze ma już za sobą. Gdy tylko znajdzie swoją formę strzelecką z poprzedniego sezonu, to ciężko będzie znaleźć w jego miejsce kogoś, kto tak dobrze rozciąga obronę i jednocześnie stanowi zagrożenie na ofensywnej desce. Jest szczególnie przydatny teraz, kiedy wchodzi z ławki, bo świetnie się uzupełnia z Dunleavym. Oby tylko nie zaliczył kolejnego spadku formy, bo to co prezentował na samym początku sezonu wołało o pomstę do nieba.

5. Mike Dunleavy – ZOSTAWIĆ

Nasz kapitan jest nie do ruszenia. Jest jedynym pewnym strzelcem jakiego mamy, niestety jest również w ostatnim roku kontraktu, a patrząc na to, jak się spisywał w ostatnich dwóch sezonach, będzie na pewno łakomym kąskiem dla wielu drużyn. Uważam, że ciężko nam będzie go zatrzymać latem, dlatego teraz trzeba jak najbardziej wykorzystać jego doświadczenie w ewentualnej walce o ósme miejsce na wschodzie.

6. Mbah a Moute – ZOSTAWIĆ

Z roku na rok poprawia swoją grę w ataku i nadal zdarza mu się przerzucić kosz spod samej obręczy, to jednak należy do elity obrońców w lidze, którzy przykryją zawodników na czterech pozycjach. Szkoda, że kontuzja kolana uniemożliwiła mu trening w wakacje, stąd trzeba liczyć, że jego peak w tym sezonie dopiero nadejdzie. Po Sandersie drugi zawodnik, bez którego nie wyobrażam sobie obecnych i przyszłych Kozłów.

7. Ekpe Udoh – POGONIĆ

Pomimo tego, że jest solidnym obrońcą i jak na swój wiek gra cholernie dojrzale w defensywie, jego umiejętności gry w ataku pozostawiają wiele do życzenia. Przy bałaganie jaki mamy pod koszem, jego wszechstronność i waleczność pod koszem, w dodatku do całkiem rozsądnego kontraktu, byłyby niezłą kartą przetargową przy okazji szukaniu jakiś zawodników zapychających dziury w czasie ewentualnej wymiany. Osobiście też byłoby mi się go łatwo pozbyć, głównie z powodu szczerego i niczym nieuzasadnionego braku sympatii.

8. Samuel Dalembert – POGONIĆ

Miał być pierwszym centrem, główną ostoją na deskach i liderem bloków a grzeje ławę mocniej niż Gooden. Nie dziwię się wcale jego frustracji i wcale nie jestem zaskoczony plotkami, że chce jak najszybciej opuścić klub. W meczach, kiedy wychodził w pierwszej piątce i był dobrze obsługiwany przez Ellisa i Jenningsa był z niego duży pożytek. Potem nagle Skiles stwierdził, że Gooden w rotacji będzie lepszą opcją i zapomniał o Sammym (kluczem był mecz w Chicago, na który Dalembert się spóźnił. Skiles nie dał mu wtedy grać i jak widać przeniósł tę karę na kolejne mecze). Krążą już też nieśmiałe plotki, że Celtowie są nim wstępnie zainteresowani. Boli jednak świadomość, że w zamian za niego dostaniemy Collinsa…

9. John Henson – ZOSTAWIĆ

Jak na debiutanta przystało, nie dostaje zbyt wielu minut od Skilesa, jednak pokazał, że nawet w tym ograniczonym czasie potrafi być skuteczny. Ma duży potencjał i nie pozostaje nic innego jak czekać, aż Inspektor Gadżet eksploduje z talentem jak Sanders w tym sezonie. Jeśli już go wymieniać, to jako część dużej wymiany.

10. Tobias Harris – ZOSTAWIĆ

Podobnie jak Henson, nie gra za wiele, jest jeszcze strasznie surowy, ale widać, że będzie wartościową częścią drużyny w przyszłości.

11. Doron Lamb – POGONIĆ

Miał przyjść i rzucać za trzy, bo podobno do niczego więcej się nie nadawał. Jak się okazało, nie nadaje się też do rzucania za trzy. Tragiczna skuteczność w tym sezonie, niepewny kozioł, słaba defensywa – nie dość, że do tej pory niczym nie zachwycił, to jeszcze nie pokazał ani razu, że ma w sobie potencjał w który warto zainwestować.

12. Joel Przybilla – POGONIĆ

Czy muszę uzasadniać dlaczego? Chyba nie. Niech mu wypłaca pół dniówki i puszczą w cholerę.

13. Beno Udrih – ZOSTAWIĆ

Zostawić i to koniecznie. Na dobrą sprawę, jest naszym jedynym rozgrywającym w drużynie. Gdyby już trzeba go było dołączać do jakiejś wymiany, to tak jak w przypadku Hensona, wyłącznie za kogoś naprawdę dobrego. Od początku sezonu jestem zwolennikiem dania mu jak największej liczby minut i nazwijcie mnie szalonym, ale wolałbym nawet, żeby to on kierował grą, a nie Jennings.

14. Marquis Daniels – ZOSTAWIĆ

Prawie nic nas nie kosztuje, a wnosi kupę doświadczenia z ławki. Do tego ustabilizował trójki z narożników o jest naszym najlepszym strzelcem z tej pozycji.

Wygląda zatem na to, że do pogonienia „od zaraz” mamy 5 zawodników, ale jak Hammond to sobie wszystko przemyśli i zaplanuje, ciężko teraz powiedzieć. Faktem jest, że w ostatnim sezonie rządzenia Bucks (oczywiście czysto teoretycznie) czeka go wiele łamigłówek do rozwiązania. Najbardziej obawiam się stagnacji, ewentualnie mało ryzykownych zmian, które spowodują, że dalej umocnimy się na pozycji najbardziej przeciętnej drużyny w NBA. Nie widać póki co żadnych przesłanek ku temu, że osłabimy (odmłodzimy) drużynę i powalczymy o draft. Nic nie wskazuje też na to, że nagle uda nam się zbudować solidną ekipę pełną emerytów, która w jednym sezonie zapewni nam sukces. Dodatkowo, obecny skład nie wydaje się być na tyle dobrze rokujący na przyszłość, aby nastawiać się na awans poza pierwszą rundę playoffs. Czyli co nam zostaje? Zakasanie rękawów i cierpliwe czekanie na to, co nam przyniosą najbliższe tygodnie. No i oczywiście skupienie uwagi na ciągłej walce o 8 miejsce na wschodzie (ewentualnie o pierwsze miejsce w dywizji, ale to nam z meczu na mecz ucieka).

13 z rzędu zwycięstwo nad Nets (108-93). Jeden z lepszych meczów Kozłów w sezonie!

Bucks – Nets 108 – 93

Niebywałe. Nie tylko wygraliśmy z Nets 13 mecz z rzędu, ale jeszcze udało nam się rozegrać naprawdę dobre spotkanie. Szczególnie świetnie (tak, ŚWIETNIE!) wyglądaliśmy między drugą a trzecią kwartą w czasie runu 25-12, kiedy nie tylko zdominowaliśmy Nets pod koszem (18 – 4 w punktach z pomalowanego), ale dodatkowo 13 punktów zdobyliśmy z kontry. Można mówić, że po raz kolejny wykorzystaliśmy braki kadrowe przeciwników (bez Derona i Humphriesa), ale faktem jest, że przeciwko Nets jesteśmy potwornie mocni. Przykład? Nets w tym sezonie trafili przeciwko Bucks tylko 11 z 46 trójek, z kolei Bucks trafili ponad połowę: 17 z 33. Nie ma łatwego życia Johnson, do którego znowu przykleił się Daniels. Tak na marginesie, oglądanie Johnsona to katorga dla oczu gorsza niż patrzenie na Jennings z Ellisem jak odpalają cegły z półdystansu. Permanentne izolacje, w czasie których zjada co najmniej 10 sekund na przepchanie się dwóch centymetrów bliżej kosza, po czym albo z powodu własnej nieudolności tudzież dobrej defensywy oddaje wymuszony rzut przez ręce, który ledwo dolatuje do obręczy. Nie ukrywam, lubię na niego patrzeć z czysto polskiej cechy: Nets płacą mu maksa za tak dziadowską grę…

1. Monta Ellis zagrał chyba najlepsze spotkanie w barwach Bucks. 20 punktów na 50% z gry, 6 zbiórek, 7 asyst i, uwaga, 6 przechwytów. Zaczął potwornie ostro, bo brał udział w 5  6 pierwszych naszych zdobytych punktów (albo przez asysty do Sandersa, albo przez indywidualne wejścia), a w czwartej kwarcie był jednym z tych, którzy przyczynili się do trafienia trzech trójek z rzędu i zwiększenia przewagi z 4 do 11 punktów. Fantastyczne spotkanie!

2. Brandon Jennings też miał dzień konia. Swoje pierwsze 16 punktów zdobył na 8 rzutach, nieźle prawda? W sumie zdobył 25 punktów, trafił 9 z 15 rzutów, dodał 6 asyst i 4 zbiórki. Grał tak jak zawsze – rzucał floatery z jednej nogi wypychając piłkę spod pachy, z tą tylko różnicą, że dzisiaj wszystko mu wpadało.

3. Ersan Ilyasova też się popisał. W końcu nie będę na niego narzekał bo, uwaga, zdobył 12 ze swoich 17 punktów oddając jedynie 5 rzutów! Do tego w 14 minut jakie spędził na parkiecie zebrał 11 piłek i wymusił aż 7 osobistych. Perfekcyjnie wykorzystał brak Humphriesa i zdominował deskę na swój sposób. A zbiórka bodajże z drugiej kwarty, kiedy po wyskoku miał Wallace’a na wysokości żeber, chwycił mocno piłkę w obie ręce, po czym został sfaulowany to majstersztyk, porównywalny jedynie do tego, w jaki sposób przygotowywali knysze pod Kredką i Ołówkiem na pl. Grunwaldzkim we Wrocławiu. Niebo w gębie!

4. Larry znowu był jak Larry. Pierwsze punkty w meczu zdobywał po podaniach Ellisa, oczywiście wszystko spod samego kosza. Spotkanie zakończył z 12 punktami i 12 zbiórkami, ale energia jaką włożył w ten mecz jest nie do opisania. Najlepszą akcją było jego pudło w ataku, po czym błyskawiczny powrót do obrony i blok na Wallacie, który miał zdobyć łatwe punkty z kontry (niestety, sędziowie odgwizdali faul, bo mimo czystego bloku na piłce, Sanders wpadł z pełnym impetem na Geralda, wbijając go w fotoreporterów kucających pod koszem). W kilku akcjach świetnie funkcjonowało nasze rozstawienie w ataku. Szczególnie było to widoczne przy wysokich pick’n’rollach. Monta zaczynał akcję na 45 stopniach, Sanders stawiał wysoką zasłonę, a w tym czasie Daniels z Jenningsem chowali się w rogach a Udoh stał koło linii środkowej boiska w ogóle nie biorąc udziału w akcji (bo dopiero wracał z obrony). Ellis mijał obrońcę, wykorzystywał bład obrony w przekazaniu i odgrywał do Larry’ego na łatwe punkty.

5. Mike Dunleavy znowu był ważnym graczem z ławki, trafił 50% swoich rzutów i skończył z 17 punktami w 28 minut. Świetnie wyglądała jego gra, kiedy na parkiecie był Udrih, bo dostawał dużo dokładnych podań stojąc na obwodzie, a stamtąd mógł albo rzucić za trzy (2/6) albo wejść pod kosz i skończyć akcję layupem, na co coraz częściej się decyduje.

Dlaczego wygraliśmy?

1. W końcu siedziały nam rzuty z półdystansu. Nie da się ukryć, że jest to nasza główna broń ofensywna i prawda jest taka, że jak siedzi rzut, to ciężko będzie Kozły pokonać na własnym parkiecie. Dzisiaj po prostu był jeden z tych dni, kiedy piłka wychodzi z rąk i już wiesz, że spokojnie możesz wracać do obrony i sprawdzić, czy stolikowi dopisali ci dwa punkty.

2. Nets są po prostu słabi, powiedzmy to sobie głośno. To, że zwolnili Avery’ego świadczy tylko o tym, jak nierealnie wygórowane mają oczekiwania wobec tego sezonu. Nie ma jak zwolnić jednego z lepszych trenerów, jacy obecnie pracują w NBA, który zdobył nagrodę dla najlepszego coacha miesiąca i miał z drużyną dodatni bilans. Piszę o tym tylko i wyłącznie dlatego, że nagle wyobraziłem go sobie na ławce Bucks. Obraz, który z przyjemnością by się przyjął w Milwaukee.

3. Znowu wykorzystaliśmy to, że przeciwnicy przyjechali do nas w osłabieniu. Wygraliśmy deskę (49-43) pewnie głównie dlatego, ze nie było Humpriesa, który dałby odpowiednią dawkę energii z ławki. Niewidoczny był Reggie Evans (2 punkty i 4 zbiórki w 12 minut), który w kategorii słabego meczu został przyćmiony tylko przez Mbah a Moute (najgorszy mecz w karierze? Prawie:  19 minut, 0/3 z gry i tylko 1 jedna asysta. W sobotnią noc będzie miał dodatkową motywację na dobry pojedynek przeciwko Lebronowi).

Co przed nami?

1. Przed nami masakra, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę cierpliwość. Aktualnie mamy bilans 14-12, ale najbliższe mecze gramy z:

  • Heat,
  • Spurs,
  • Rockets,
  • Pacers.

Teoretycznie powinno nam się udać nie spaść poniżej .500. Czysto teoretycznie.

Statystyki:

1. Ostatni raz Nets wygrali z Bucks 3 marca 2009 roku w Milwaukee 99-95. Od tego czasu Bucks wygrali 13 bezpośrednich spotkań z rzędu.

2. Beno Udrih wrócił do gry po opuszczeniu 12 spotkań z powodu kontuzji. W końcu!