Po dwóch meczach sezonu mogę już powiedzieć jedno – Sanders bardzo niedługo wskoczy do pierwszej piątki Bucks. Mimo tego, że jego obrona jest potwornie chaotyczna i w niektórych przypadkach łapię się za głowę zadając sobie pytanie: „po cholerę to zrobiłeś”, jego wpływ na ten zespół jest coraz większy. Nawet gdy w ostatnim meczu bezsensownie sfaulował Irvinga na akcję trzypunktową na mniej niż dwie minuty przed końcem meczu, dostał gigantyczną owację na stojąco i cała hala skandowała jego imię. Z Cavs rzucił 17 punktów (8/9 z gry), dodał do tego 7 zbiórek oraz 4 bloki. Najważniejsze jest to, że nie każdą akcję kończył wsadem po asyście, ale potrafił też sam wypracować sobie sytuacje. Zobaczcie sobie na spokojnie wszystkie jego akcje z meczu z Cavs, żeby mieć nieco pełniejszy obraz jego gry. A w przyszłości, dodajcie go do grona zawodników, których z ciekawości obserwujecie z meczu na mecz. Można popodziwiać, ale i momentami się nieźle uśmiać.
Jedna myśl w temacie “Jak nie kochać Larry’ego Sandersa?”
Możliwość komentowania jest wyłączona.