Ten rok jest pełen zmian. Urodził mi się syn, zmieniłem samochód, zacząłem pić inkę z rana w celu ograniczenia kofeiny i skupiłem się na pracy jak nigdy dotąd. To ostatnie spowodowało potrzebę posiadania dodatkowego czasu, stąd usunięte konta na facebooku i twitterze. Dlatego cieszę się, że zanim zdezaktywowałem konto na twitterze, ktoś w Milwaukee przeczytał o moich zmianach i też postanowił ulepszyć coś w klubie. Jeśli NBA jest niszowym sportem w Polsce, to kibicowanie Bucks musi być jak nagłe zainteresowanie Matta Stutzmana bilardem, czy czekaniem na nową płytę Metalliki jak jest się fanem Gangnam Style. Dlatego w tym roku ułatwię Wam czytanie (a sobie nocne oglądanie) i postaram się skupiać głównie na tym, co w fatalnej grze Bucks będzie pozytywne.
Przede wszystkim zapomnijcie o patrzeniu na bilans wygranych i przegranych. W tym sezonie nic co białe nie będzie czarne, a tym bardziej nie wmówicie mi, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Bucks nie są drużyną, którą można oceniać w sztampowy, zero-jedynkowy sposób. Nie mamy jednego lidera, od którego zależą nasze wyniki. Liczba porażek i zwycięstw (tak, świadomie użyłem liczby mnogiej) zależeć będzie od tego, ile razy dzień konia trafi się któremuś z naszych graczy. Ani Jennings, Ellis czy tym bardziej Gooden (rozśmieszyłem się) nie mogą być rozliczani za ostateczny wynik na koniec sezonu. Żeby mieć sens zarówno w życiu, jak i w oglądaniu meczów Bucks, trzeba mieć jakieś cele. Jakie cele postawili sobie gracze Bucks?
- Tobias Harris – nasz X Factor
Mało kto zwraca uwagę na to, że Tobias rzuca spod kosza z ponad 68% skutecznością. Niewiele osób pewnie zobaczyło, jak trafiał jumpery z linii końcowej, jak zgrabnie radził sobie na izolacjach, post upach i jak inteligentnie porusza się bez piłki. Nie liczę na to, że nagle zacznie trafiać trójki, ale będę bacznie przyglądał się jego grze podkoszowej oraz liczył na duże postępy, jeśli chodzi o jego zasięg i skuteczność spod kosza. - Monta Ellis i jego True Shooting %
Wiecie, że rok temu Bucks wygrali 12 i przegrali 11 meczów, kiedy na parkiecie w pierwszej piątce wychodzili Ellis i Jennings? Trochę z dupy, prawda? Dodatkowo w tych 23 meczach, Ellis notował TS% 49% co jest wynikiem o ponad 2% niższym, niż jego średnia w karierze. Monta miał zdecydowanie zbyt dużo problemów z dostosowaniem się do nowego stylu gry i do sytemu Skilesa. Patrzcie uważnie na to, czy po przepracowaniu całego okresu przygotowawczego pod okiem Skilesa, jego TS% wzrośnie powyżej 52%. - Ersan Ilyasova – potwór na deskach ofensywnych
Być może nadużywam lekko słowa potwór, ale chciałem zwrócić uwagę na to, że Ersan już raczej nigdy nie powtórzy swojego wyczynu z sezonu 2011-12 kiedy walił trójki z ponad 45% skutecznością. Dla mnie Ersan to przede wszystkim cichy złodziej piłek na atakowanych tablicach. Jego Offensive Rebounding Rate był najwyższy w lidze (12,7 – wyższy niż chociażby Kevina Love – 11,6). Ilyasova i jego umiejętność zdobywania nieoczekiwanych dodatkowych posiadań będzie jak dobry gyros z dworca zapewniający niespodziewane przeczyszczenie szeregów obronnych przeciwników. - Benu Udrih – człowiek z jump shotem jak daveknot
Mam nadzieję, że w tym sezonie jego minuty wzrosną do co najmniej 25 na mecz (regres z 35 do 18 na przełomie ostatniego sezonu to olbrzymi krok wstecz w jego karierze). Dodatkowo liczę na to, że jego eFG% wzrośnie do co co najmniej 50% (niewytłumaczalne jest to, że koleś o tak dobrze ułożonej ręce nagle z roku na rok spada w swojej najmocniejszej statystyce o 10%). Kto jak kto, ale Bucks potrzebują pewnych strzelców tak, jak Bieber potrzebuje szkoły muzycznej. Kurewsko mocno. - John Henson – debiutant od czarnej roboty
Nie liczę na to, że John będzie grał coś więcej niż ogony. Ewentualnie może wygrać dodatkowe minuty poprzez solidną i twardą defensywę. Nie nastawiałbym się jednak na więcej niż 10-15 minut na mecz. - Joel Przybilla – zabijacz czasu
Dla mnie każda minuta, jaką Joel spędzi na parkiecie będzie tak samo wartościowa jak 10 minut spędzonych na toalecie, czekając aż załaduje się strona na telefonie. Oby było ich jak najmniej. - Larry Sanders – bloki, zbiórki, bloki, zbiórki
Preseason i mecze roku fantastycznie na przyszłość. Tą najbliższą. Dostawał więcej minut i odwdzięczał się zmniejszeniem liczby fauli, nie robieniem samolotów za każdym razem jak ktoś zrobił pompkę przed rzutem i przede wszystkim stojąc o wiele twardziej na nogach, jak zastawiał go ktoś pod koszem. Jego 4,71 bloków na 40minut było rok temu drugim wynikiem, tuż za Ibaką. Gdyby do tej statystyki udało mu się dołożyć bloki, mielibyśmy w końcu nowego, czarnego, niełamliwego Boguta o ofensywnym potencjale Tractora Traylora po diecie Dukana. - Mbah a Moute – nasz człowiek od najlepszej defensywy
Nie ma zbyt wielu zawodników, którzy z przyjemnością podejmą się powstrzymania Lebrona, Kobego czy Duranta. Dla Richarda nie stanowi to problemu. Warto go obserwować w przyszłym sezonie również i dla poszukiwania ofensywy, która póki co niestety, ale stawia go w moich oczach gdzieś między Desmondem Masonem a Frankiem Brickowskim (analogia tego drugiego głównie ze względu na obrazowe nazwisko). - Samuel Dalembert – Pinokio, który pamięta, jak był drewnem
Samuel wnosi do naszej gry przede wszystkim możliwość ściągnięcia Goodena z pozycji pierwszego środkowego. Defensywne zbiórki Bucks rok temu nie istniały. Dlatego, na szczęście, z pomocą przychodzi zawodnik, który w ostatnich 4 sezonach ani razu nie zajął gorszego niż 7 miejsca pod względem zbiórek w NBA. I kto wie, czy jego aktywność na deskach nie będzie kluczowym aspektem w rozpoczynaniu kont, które będą kończone przez Jenningsa. - Jennings – ten, o którym się mówi
Mówi się o nim, że jest pierwszym liderem zespołu. Zaczyna się powoli myśleć o maksymalnym kontrakcie. Dla mnie Brandon nie może liczyć na granie pierwszych skrzypiec w zespole, jeśli jego eFG% nie podskoczy do co najmniej 49% (w zeszłym roku 47,6%). Opcja, która zdecydowanie powinna pasować zarówno do jego stylu gry, jak i do pomysłów Skilesa, to większe skupianie się na penetracjach i wykorzystywaniem floaterów i innych rzutów z zatrzymania, kosztem trójek, które w zeszłym sezonie spadły do 33% (o 2% gorzej niż ja podczas mojego ostatniego treningu rzutowego w 2006).