Złapałem się dzisiaj na tym, że perypetie kontraktowe Ersana są moim małym odpowiednikiem tego, co czują fani Howarda. Saga Ilyasovy ciągnie się od kilku tygodni, ale rozmowy weszły już jakiś czas temu na tak duże obroty, że raczej z pełną świadomością można powiedzieć: „Ilyasova zostanie w Bucks na kolejne lata.”
Dzisiaj, w ten wyjątkowo pochmurny i dżdżysty poranek, z wyjątkowym optymizmem patrzę na pozostanie tureckiego skrzydłowego w naszej drużynie. Fakt, że za duże pieniądze – jak pisałem na twitterze dzisiaj, pierwszy rok kontraktu to koło 7 milionów dolarów, ostatni (czwarty) rok będzie już kosztował drużynę ponad 10 milionów. Ale wciąż, piąty sezon to team option, tak więc w razie czego można patrzeć na kontrakt jak na 4 letni o wartości ok. 35 milionów (lepsze to niż 5 lat / 45mln). To pierwszy, mały plus. A teraz te poważniejsze:
1. Ersan rok temu zagrał najlepszy sezon w karierze
Wiem, że można podać setki graczy, którzy grali najlepsze sezony w karierze akurat w ostatnim roku obowiązywania umowy, ale cały czas się łudzę, że w przypadku Ersana nie skończy się jak chociażby z Simmonsem. Turek był rok temu 31 w lidze jeśli chodzi o PER i nie wiem, czy wiele było w lidze „czwórek” które tak skutecznie rozciągają obronę jak Ilyasova. Do tego w końcu był bardziej niż solidnym wsparciem na deskach, czego oczywiście trzeba oczekiwać również w nadchodzącym sezonie.
2. Ersan wchodzi właśnie w swój najlepszy wiek
Bucks w końcu nie podpisali wieloletniego kontraktu z zawodnikiem, który swoje najlepsze lata ma za sobą. Ersan powinien szczytować akurat w ciągu najbliższych 4-5 lat, czyli akurat jak zacznie dobijać do trzydziestki. Jasne, jest przepłacony i nie wydaje mi się, żeby był warty tych pieniędzy, które otrzymał, ale przynajmniej jeśli chodzi o timing to wyjątkowo się udał.
3. Ersan zasłużył na sukces ciężką pracą
Brzmi banalnie, wiem. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Ersan nie ma nie wiadomo jakiego talentu. Nie jest skoczny, potężnie zbudowany czy wyjątkowo szybki. W pierwszych latach w NBA bał się walki pod koszem, skupiał się na trójkach i dalekim dystansie. Ostatnie lata pokazały, jak bardzo jego gra bazuje na sile woli i chęci poprawienia swoich największych słabości. Rok temu w końcu zaczął oddawać więcej rzutów pod kosza, zaczął się dobrze zastawiać na atakowanej desce, co zaprocentowało nagłym wzrostem ofensywnych zbiórek (i jednocześnie nie przeszkodziło mu być drugim najlepszym strzelcem za trzy w NBA). Patrząc na jego progres odnoszę wrażenie, że kosztował go tak dużo, że nie będzie chciał tego zaprzepaścić po otrzymaniu wysokiego kontraktu. Nie przypuszczam, ze jego produktywność będzie stale szła w górę. Nie liczę na to, ze drugi sezon z rzędu będzie drugim najlepiej rzucającym za trzy zawodnikiem w lidze. Nawet mały regres w statystykach uważam za rzecz naturalną. Ważne jest, żeby jego zaangażowanie na deskach nie zmalało i żeby jego warte 35 gwarantowanych milionów serce dalej pompowało wypełnioną kebabem krew, napędzając go do granic możliwość.
4. Kontrakt nie jest tak duży, ze miałby zablokować nasze przyszłe wymiany
Nie okłamujmy się – Bucks i tak niczego nie zwojują na rynku wolnych agentów. Nikt o zdrowych zmysłach nie pali się do gry w wieśniaczym Milwaukee, gdzie raz do roku urządza się Polish Festival i pije Tyskie i Sobieskiego. Największą szansą na naprawdę dobrych zawodników jest draft i kupa szczęścia, a do tego nie potrzeba nie wiadomo ilu milionów. Po tegorocznej wymianie Joe Johnsona jestem dodatkowo przekonany, że w tej chwili nie ma zawodnika, którego nie udało by się opchnąć, nieważne ile by zarabiał. Poza tym, popatrzmy prawdzie w oczy. I tak czekają nas sezony dominacji Thunder i Heat, tak więc pozostaje się skupiać tylko na walce o playoffy przez kilka lat z rzędu. O contenderze zapominam na najbliższą dekadę.
Jedna myśl w temacie “Dlaczego Ersan zrobi Kozłom dobrze”
Możliwość komentowania jest wyłączona.