Co za frajerstwo! Aż nie wiem od czego zacząć, bo w sumie dopiero wracam do świata nieśpiących. Liczyłem na to, że upośledzona ofensywnie drużyna (Bucks) poradzi sobie z defensywnie upośledzonymi (Kings), szczególnie grając u siebie. A okazało się, że dzisiaj tylko Kozły były niesprawne fizycznie w obronie. To, na co Bucks pozwalali Thorntonowi (27pkt/6zb/4as) i Udrihowi (25/6/6) woła o pomstę do nieba. Masa czystych pozycji, gubienie się na zasłonach, niewracanie do obrony, niezastawianie deski (47-32 w zbiórkach dla Kings)… mógłbym jeszcze wymieniać, ale chyba wiecie o co chodzi.
Prowadzenie Kozłów do przerwy 56-53 nie wróżyło jeszcze tragedii. Nie spodziewałem się też tego, że w kolejnych 24 minutach rzucimy tylko 34 punkty. Liczyłem, że po serii 16-6 z początku trzeciej kwarty uda się wrócić do gry, bo przegrywaliśmy wtedy tylko 8 punktami (70-62). Skiles zrobił mądry ruch i widząc, że pierwsza piątka (oprócz Delfino) praktycznie zasypia na parkiecie, sięgnął po rezerwy. Wrócił Sanders, który mimo lekkiej kontuzji z pierwszej połowy był w stanie wnieść nieco energii do defensywy Bucks. To po jego przechwycie i lay-upie Kozły odzyskały na chwilę prowadzenie 72-71. Na minutę przed końcem Delfino trafił kolejną trójkę (w całym meczu wyrównał rekord kariery – 30 punktów, 5/9 za trzy) i Bucks prowadzili 92-90, niestety w kolejnej ofensywnej akcji Bogut popełnił błąd przy stawianiu zasłony dla Jenningsa i Kings odzyskali piłkę. Co prawda udało się obronić akcję, ale Jason Thompson zebrał piłkę w ataku, podał do Udriha a ten spokojnie wykorzystał oba wolne wyprowadzając Kings na +4 punkty na 17,6 sekund do końca.
Oprócz wspomnianej defensywy, zawiodła skuteczność. Salmons trafił tylko 3/14 z gry, Jennings 2/7, a Dooling 1/6 (nie piszę o 7/13 Boguta, bo do jego fatalnej skuteczności jestem już przyzwyczajony). Na plus i to duży zasłużył Sanders, który w krótkim czasie wniósł więcej energii do gry niż Brockman w ostatnich 10 meczach. Do tego dołożył 3 bloki i 2 przechwyty.
Jak zacząłem, tak skończę. Straszne frajerstwo. Bucks zakończyli serię 4 meczów u siebie z bilansem 2-2, a przed nimi ciężki back-to-back. W piątek wyjeżdżamy do będących w kryzysie Knicks, a w sobotę podejmujemy u siebie Chicago. I o ile nie liczę na zwycięstwo w tym drugim spotkaniu, to warto byłoby wykorzystać jeszcze raz dołek nowojorczyków i przywieść cenne zwycięstwo. Szczególnie, że Indiana dzisiaj łatwo uporała się z Bobcats i umocniła się na 8 miejscu na wschodzie.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.