Mecz w Conseco Fieldhouse był jednostronnym popisem wyśmienitej defensywy Byków, które od początku spotkania wyszły na prowadzenie, którego nie oddały do końcowego gwizdka. Od pierwszych minut tempo napędzali Rose z Boozerem, a ich intensywność w ataku cały czas szła w parze z doskonałą, twardą zespołową obroną. Thibodeau w końcu wyegzekwował od swojej drużyny agresywność od pierwszych minut, co przełożyło się na przebieg spotkania. Z wielką przyjemnością oglądało się defensywę Bulls – cały czas stali twardo na nogach, nie dawali się nabierać na żadne fake’i, nie skakali bezsensownie w pierwsze tempo i praktycznie o nikim (może oprócz Korvera) nie mogę powiedzieć, że pozwalał na łatwe rzuty. Klasą samą dla siebie byli Deng i Gibson. Ten pierwszy niesamowicie nękał Grangera przez całe spotkanie (do tego 3 bloki), a Taj, który oficjalnie miał 2 bloki, w dwóch kolejnych sytuacjach nieco za bardzo chciał udaremnić rzut i popełniał lekkie faule. Do tego Byki, grające w moich ulubionych alternatywnych czarnych strojach, wyjątkowo dobrze szanowały piłkę: na 9 minut przed końcem trzeciej kwarty miały tylko 4 straty (7 w całym meczu). W ataku, oprócz wspomnianego Boozera i Rose’a, świetnie spisywał się Deng, który co i rusz grał give and go albo szybkie hand offy , które siały wielkie zniszczenie w defensywie Pacers.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.