Wstyd w Filadelfii (5-7)

W nocy spotkały się drużyny ze spodu ligi jeśli chodzi o atak – Bucks są na miejscu 29, 76ers na 26.  Kozły za to mają drugą obronę w lidze, a Filadelfijczycy 13. Efekt wszyscy możecie zobaczyć na boxscorze. Przyznam się szczerze, mecz wyłączyłem po trzeciej kwarcie i poszedłem spać, bo nie dało się tego oglądać (play-by-play zacinał).

Gdybym powiedział, że to była najgorsza koszykówka jaką w życiu widziałem to obraziłbym wszystkie mecze Prokomu jakie widziałem w tym sezonie w Eurolidze – przy rzutach Jenningsa i Salmonsa zastanawiałem się, jaki jest limit cegieł, które można wnieść na boisko. Statystycznie ładnie wyglądali Gooden i Maggette, ale nie dajcie się zwieść – Gooden w obronie samodzielnie przyczynił się do straty co najmniej 30 punktów.

Po tym meczu znowu mam ochotę skrytykować Skilesa za naprawdę mizerne przygotowanie drużyny oraz Jenningsa za tragiczne rozgrywanie, ale jak zawodnicy seryjnie pudłują z czystych pozycji, to trudno dodatkowo za to winić trenera. Po raz kolejny okazało się, że jak nie zdobywamy punktów po kontrze, to nie zdobywamy ich w ogóle. W ataku rządzą pick’n’rolle, po których każdy stoi cały czas na swoim miejscu i cierpliwie czeka na podanie. Nie ma ruchu, nie ma jakiegokolwiek pomysłu na złamanie defensywy. Jest za to stanie w miejscu i wzajemne patrzenie się na siebie.

W zeszłym sezonie byliśmy też fatalnie grającą w ataku drużyną, ale byliśmy w stanie trafiać z dystansu i do tego widać było chemię w zespole. Tutaj póki co, szczególnie w dzisiejszym meczu, nie widać drużyny tylko pojedyncze miękkie bobki, które zostały posadzone na obwodzie i sporadycznie zostawiały brązowe ślady przeskakując w miejscu z nogi na nogę. Maggette zdobywa jedyne punkty po indywidualnych akcjach, z których większość polega na zamknięciu uczy, wystawieniu łokci i wbiciu się na faul pod kosz. Bogut z kolei dzisiaj kompletnie zapomniał, co to jest gra tyłem do kosza i gdyby nie te 5 bloków to z wielką chęcią zamieniłbym go na Brockmana w kolejnym meczu (a John, mimo 4 punktów pokazał, że naprawdę jest tra-gi-czny). Chwalony przeze mnie Sanders też się popisał – kiedy wszedł na parkiet po raz pierwszy myślałem, że został szybko ściągnięty i już nie wrócił, a dopiero patrząc na statystyki zobaczyłem, że grał aż 9 minut. 9 najbardziej bezproduktywnych minut w historii koszykówki – zdołał oddać dwa rzuty i dwa razy sfaulować.

Póki co nie mam nic więcej do powiedzenia na temat tego meczu. Polecam go ściągnąć i obejrzeć jak zależy wam na powolnej śmieci. Szkoda, że następny mecz gramy z Oklahomą a nie z T’Wolves, bo jako drużyna zajmująca ostatnie miejsce w lidze pod względem ataku spotkalibyśmy się z przedostatnią. Tu dopiero byłoby widowisko.

Więcej statystyk i ciekawostek o meczu nieco później w osobnym, mniej nerwowym wpisie.

Reklama