Refren łatwy – można szybko się nauczyć i sobie nucić pod nosem w drodze do pracy/na klopie
To póki co największy diss Lebrona jaki słyszałem, bolący tym bardziej, że śpiewa go koleś z wąsem, który zrobił by z niego sławnego aktora taniego porno już po pierwszych dwóch scenach rodem z Willy Wanka and the Chocolate Cum Factory (swoją drogą polecam film i pozdrawiam koleżanki z planu).
Wszystko wskazuje na to, że mój ulubiony kieszonkowy koszykarz zagra w przyszłym roku w moich ulubionych zielonych strojach. Będzie to tym samym powrót do Milwaukee, który grał już u nas w sezonie 2006-07 i w tym czasie dwukrotnie zdobył 36 punktów (co do dziś jest jego rekordem kariery). Earl jest ciekawą opcją za minimum dla weteranów – mając w składzie Jennings, Douglasa-Robersta, Doolinga czy Salmonsa, ciężko prognozować mu zbyt wiele minut na parkiecie, ale na pewno jako trzecia opcja będzie czasem przydatny.
Ciekawe tylko, jakie będą kolejne ruchy Kozłów – po podpisaniu kontraktu przez Boykinsa, będziemy mieli w składzie 14 zawodników. Podobno najmniejsze szanse na granie w Milwaukee ma Tiny Gallon, czego osobiście żałuję (nie mniej patrząc na rotację pod koszem trudno byłoby mu wywalczyć solidną pozycję). Jak mówi jego agent, główną opcją Gallona jest teraz wyjazd do Europy, gdzie będzie chciał szlifować swoje umiejętności jak chociażby Elyasova.
I właśnie po raz kolejny złapałem się na tym, że siedzę z Wojakiem w ręku i patrzę na skład Bucks. I nie wiem, czy to te super-mocne 9% uderza mi do głowy, czy też udało mi się znaleźć kolejny powód, dla których będzie warto oglądać Kozły w przyszłym sezonie. Nie ulega wątpliwości, że numerem jeden pod względem atrakcyjności i efektowności będą Heat, którzy (mówię to bardzo niechętnie) chyba mają najciekawiej wyglądającą drużynę od czasów showtime’u Lakersów czy 70-12 Byków. Nie można jednak pominąć tego, że mamy w Milwaukee będziemy mogli oglądać twardą, brudno-grającą drużynę, która nie boi się sprzedać łokcia pod koszem, wbić się na chama pod kosz czy sprowokować kilka technicznych.
Tak na marginesie: czy kiedyś wyobrażaliście sobie Bosha w bójce na parkiecie? Na przykład z Shawnem Bradley’em? To byłoby jak oglądanie Pinokia, który na chudych, drewianych nóżkach ucieka przed czarnoskórą dziewczynką zapałkami, które co chwila plątałyby się jej w warkoczyki.
Ale wracając do twardości gry – Skiles jest w stanie po raz kolejny zaszczepić w Kozły twardą, bezwzględną obronę i nieustępliwość w ataku. Samym talentem czy indywidualnymi zdolnościami nie mamy za bardzo czego szukać w playoffach, natomiast grając zespołowo i zaszczepiając odpowiednią pewność siebie dla rezerwowych, skład Bucks może być na tyle głęboki, że zaskoczy nie raz. I wcale nie boję się powiedzieć tego, że Bucks, razem z Bostonem, mogą być najtwardziej grającą drużyną na wschodzie.