Żeby nie powielać pracy Maćka, Szczepana, Michała, Łukasza, Adama czy innych zacnych blogerów, do których pomeczowych analiz nie dotarłem, postaram się wypunktować najważniejsze uwagi.
1. Ponieważ był to pierwszy mecz reprezentacji jaki oglądałem od dłuższego czasu z dźwiękiem na telewizorze, byłem prawie że zszokowany oprawą dźwiękową oprawy wizualnej. Czy od dawna jest ten świszczący dźwięk towarzyszący wysuwaniu się ekranu ze statsami (bardzo dokładnymi i rzetelnymi z resztą) czy składami? Po raz kolejny mam wrażenie, że ludzie, którzy zajmują się przygotowaniem oprawy audio-wizualnej mają tak wiele do czynienia z transmisjami meczów na świecie jak ja z BDSMem. Niby wiem na czym polega, widziałem może ze dwa razy, ale nie śmiałbym nazwać się „niewolnikiem bólu”. Tak na marginesie, kilka razy też usłyszałem ten świszczący dźwięk w relacjach ESPN czy NBA TV, czy innego ABC, ale wtedy pojawiały się statystyki pisane drobnym maczkiem na samym dole ekranu i nie rzucały się w oczy tak, jak pełnoekranowe wykresy i tabele.
2. Ze spraw sportowych, strasznie mi się podobał w tym meczu Hrycaniuk, który chyba jako jedyny nasz podkoszowiec włożył w obronę i walkę na deskach serce i ciało. Walczył jak na niedźwiedzia przystało – polował na bloki, ale nie kosztem tanich i awaryjnych samolotów (vide Gortat czy Lampe). Solidnie zaprezentował się też przy zastawianiu i miałem wrażenie, że o wiele lepiej współpracował z rozgrywającymi niż Marcin.
3. A skoro już o Gortacie mowa, to muszę przyznać, że jestem trochę zawiedziony. Statystycznie rozegrał świetne spotkanie, ale ile to już razy przekonywaliśmy się, że cyferki w koszu nic nie znaczą. Miałem wrażenie, że Marcin jest nie tyle zgrany z resztą drużyny (o czym często mówili komentatorzy), ale że wręcz momentami zapominał, jaka jest jego rola. Cały hype i uwaga, jaka teraz go otacza spowodowały, że zacząłem trochę o nim myśleć, jak o totalnym dominatorze desek. Tytanie defensywy. Wielkim facecie, z potężnymi jajami i jeszcze większą chęcią do niszczenia przeciwników. Taki biały Moses Malone, który zbierze piłkę za wszelką cenę, nawet jakby miał cie wypchnąć tyłkiem z trumny. Marcin jest dla mnie zbyt przyjemny i za bardzo miły. Trochę jakby zapomniałem na moment, że nie gra już z dziećmi na swoim campie w Łodzi i musi teraz ściągnąć śmiech, zrobić groźną minę i puścić łokcie w ruch. Lubię twardy basket i liczę na niego w wykonaniu Marcina w kolejnych meczach.
Bo póki co Zaza zrobił mu dziurę w tyłku wielkości Disneylandu w Orlando i boję się, że każdy kolejny center będzie miał tam zapewniony bezpłatny wjazd.
4. Dardan, oj Dardan. Nigdy jeszcze nie widziałem zawodnika, który tak bardzo przypominał mi… mnie. Ta wysunięta noga przy rzucie z wyskoku. To podejście do rzutu jakby nieco z półobrotu, naskakując najpierw lewą nogą i potem dostawiając drugą. Ten płynny ruch nadgarstka i ta pewność siebie. Do tego moje największe moce – obrona na pół gwizdka i seryjne airballe (czego Dardan jeszcze nie pokazał, ale wierzę, że ma potencjał na 0/7 za trzy w jednym meczu – w tym dwa airballe). Fajnie, że Berisha jest jeszcze w miarę młody i ma czas na nabieranie doświadczenia, bo póki co ogląda mi się go jak młodego Chanasa. Ta sama wysoka pewność siebie, aktywność i energia – tyle tylko, że Dardan nie wygląda jeszcze jakby zjadł na obiad całą ławkę rezerwowych przeciwników.
5. Nie wiem, czemu wszyscy, łącznie z komentatorami, cieszyli się tak bardzo po przegranej Gruzji i prawie nikt nie założył takiej opcji, że Belgia może być po prostu o niebo lepsza i pojedzie nas w kolejnym meczu jak Bill Thornton pojechał Halle Berry w Monster Ballu. Zeby tego było mało, naprawdę jestem tak niepewny tej reprezentacji, że każdy kolejny mecz będę traktował jak najważniejszy, co powoli staje się naszą sportową tradycją narodową.