Dlaczego całkowicie „wolny rynek” zrujnowałby NBA?

Zagraniczne blogi piszą o tym na okrągło, nasza lokalna strefa póki co nie robi z tego wielkiego problemu. O co chodzi? O Chrisa Paula, który od jakiegoś czasu publicznie domaga się wymiany i który otwarcie stwierdza, że ma dosyć grania w Nowym Orleanie. Jakkolwiek łatwo jest powiedzieć, że z niewolnika nie ma pracownika, zastanawiające jest to, kto tak na dobrą sprawę rządzi klubami. W lidze, gdzie pieniądze lecą do zawodników szybciej niż łososie do wodopoju, dochodzimy powoli do sytuacji, w której płaczące i zdesperowane gwiazdy (KG) będą miały dosyć, a wtedy klub zrobi wszystko, żeby tylko pozbyć się złej krwi – nawet kosztem całkowitego zniszczenia klubu (o Carterze już nie wspominam). To z kolei nasuwa kolejne pytanie  – czy obecny system panujący w lidze jest naprawdę dobry? Co z tego, że mamy prawa Birda, salary cap, luxury tax i inne, skoro zawodnicy i tak po cichu się ze sobą dogadują, a kluby szukają luk w prawie, żeby tylko zagwarantować im jak największe pieniądze. Bardzo fajną odpowiedź na to pytanie znalazłem na raptorsrepublic i już teraz zachęcam do przeczytania krótkiego artykułu.

Jaką wolność mają tak naprawdę zawodnicy w dzisiejszej NBA? Gdy tylko coś im się nie podoba, od razu mogą domagać się wymiany i zmieniają drużynę przy najbliższej nadającej się do tego okazji. Ale zmienić tego, co jest teraz, się nie da. I nie ma sensu, ponieważ obecna struktura ligi przynosi niebywałe korzyści. Popatrzcie sami na wzrost salary cap w ostatnich 25 latach:

Wzrost salary cap zależy całkowicie od współczynnika BRI (Basketball Related Income). A źródeł dochodów NBA jest naprawdę sporo (żeby wymienić tylko kilka: wpływy z biletów, prawa transmisji, cała sprzedaż koszulek, hotdogów i piwa w halach, parkingi, sponsorzy, 40% dochodów ze sprzedaży miejsc w lożach, 45-50% z tego, co kluby dostają za sprzedaż nazwy hali, itd. Pełna lista dla zainteresowanych jest tutaj.)

Na dobrą sprawę to, że liga jest wyrównana (chociażby przykład walki o playoffy na zachodzie w ubiegłym sezonie), ma ogromny wpływ na sytuację finansową NBA. Dlaczego chodzicie na mecze? Czemu oglądacie je w TV? Czemu kochacie ten sport? Bo co by o nim nie mówić, liga NBA jest cholernie wyrównana – fakt, różnica między najlepszym klubem a najgorszy jest wielkości szpary między zębami Schwarzeneggera, ale czołówka – mimo, że znana od lat – wciąż zaskakuje.

Co by było, gdybyśmy wprowadzili system znany nam z piłki nożnej i europejskiej koszykówki? Wyobraźcie sobie NBA bez:

  • draftu – kupujesz zawodników, jak tylko ci się spodobają (w tym nawet prawa do 12 letnich super talentów),
  • salary cap
  • żadnych restrykcji co do transferów – salary nie muszą być do siebie zbliżone i  wygrywa ten, który ma więcej do zaoferowania.

Nie trzeba długo myśleć, żeby zobaczyć Prochorowa zatrudniającego większość gwiazd za jednym zamachem. Zamiast ligi złożonej z mniej więcej wyrównanych zespołów, mielibyśmy superligę, w której na dobrą sprawę walka zaczyna się w finałach konferencji. Nie ma się też co zastanawiać nad tym, co by się stało z innymi klubami. Poniżej macie listę najbogatszych klubów NBA oraz zyski, jakie rocznie przynoszą wg Forbesa:

Policzcie sobie – pierwsze dziesięć drużyn przynosi średnio 21 milionów zysku rocznie, przy średniej ligi 7,8 miliona. Łatwo z tego wywnioskować, że większa część klubów cały czas jest pod kreską (m.in. Dallas, Portland, Orlando, Atlanta, Sacramento, Indiana, Charlotte, Minnesota, New Jersey, Nowy Orlean, Memphis i oczywiście Milwaukee). Gdybyśmy mieli całkowicie wolny system transferowy, bez żadnych ograniczeń, jakim cudem udałoby się tym drużynom wyjść na prostą? Co zrobić z kibicami, którzy mieliby już dosyć oglądania ciągłych porażek swoich drużyn?

Strach pomyśleć, co by się stało z cenami biletów i z ilością ludzi chodzącymi na mecze. Tutaj macie zestawienie średniej ilości publiczności na meczach w ostatnich latach. Widzicie jakieś powiązania między ilością kibiców na hali a dodaniem jakiejś gwiazdy do drużyny? Kiedy do Bostonu doszedł KG i RayRay, ilość widzów wzrosła o 73,000 z sezonu na sezon. Przy biletach, które kosztują średnio $65 daje to nam bagatela $4,7 milionów. To jest też 73,000 więcej gardeł do wykarmienia i napojenia na hali, założę się, że spowodowało to też niemały wzrost cen w lożach. Polecam też przeczytanie artykułu Bloomberga, gdzie mowa jest o tym, że po odejściu LeBrona, Cavs stracili biznes wartości ponad 250 milionów dolarów! Zobaczycie tam też to, że po sezonie 17-65, po którym wzięli w drafcie Jamesa, na ich mecze chodziło średnio 11,497 kibiców. W sezonie 2009-10 sprzedali w sumie aż 371,665 biletów więcej niż w 2002-03. Nawet przy założeniu, że bilet kosztuje 50 dolarów, daje to nam prawie 19 milionów dolarów różnicy (nie licząc sprzedaży koszulek, pamiątek, jedzenia, piwa i innych drobnych rzeczy).

Przy wolnym rynku, czy drużyny bez zawodników i szans na ich zakup, mogliby sobie pozwolić na tak drastyczny spadek kibiców? Oczywiście, ze nie. Na wolnym rynku przetrwają tylko silni i najbogatsi. Kibice powoli odwracają się od ligi, która jest nudna i bez emocji. Liczą się tylko ci, którym udało się kupić najlepszych i teraz spijają śmietankę w swoim zamkniętym gronie.

Dlatego na dobrą sprawę, system opracowany przez NBA jest wyśmienity. Są drobne rzeczy do poprawek, ale sama idea salary cap, Birda i innych jest godna polecenia w innych ligach (wyobrażacie sobie zamkniętą Europę, z jednym międzypaństwowym draftem ze wszystkich europejskich uczelni,  bez podziałów na EU i non-EU, z limitem salary cap i czternastostronowymi wymianami? Greg, może w napływie wolnego czasu zamkniesz oczy, położysz się na kocu wśród drzew, uruchomisz wyobraźnie i naskrobiesz zapiski z takiego sezonu, hm?)

Kolesie pracujący w dziale marketingu NBA to prawdziwi geniusze. A wiadomo, że liga będzie warta uwagi tylko wtedy, jak będzie interesująca i nie jednostronna. W tym, znajdują się prawdziwie wielkie pieniądze, które później, jako nagroda, lądują w rękach jedynie najlepszych zawodników.

na podstawie artykułu z raptorsrepublic z dodatkiem własnych nawiasów

Reklama

2 myśli w temacie “Dlaczego całkowicie „wolny rynek” zrujnowałby NBA?

Możliwość komentowania jest wyłączona.