Bardzo rzadko pada pytanie: „Czy Corey jest wystarczająco utalentowany ofensywnie?” Prawdziwa debata (czyli nie taka, jaką mogliśmy oglądać w niedzielę) rozpocznie się, kiedy poruszone zostaną tematy jego samolubnej gry, umiejętności gry w defensywie i dobrego oddziaływania na całą drużynę. Z roku na rok Corey udowadnia, że nie ma problemów ze zdobywaniem punktów i wchodzeniem pod kosz. Jednak jego wielką wadą jest to, że sprawia wrażenie, jakby nie wiedział, że po parkiecie biega jeszcze jego czterech kolegów, do których co jakiś czas można odegrać piłkę. W rezultacie Maggette może wbić się siłą pod kosz i wylądować na linii rzutów wolnych, ale bardzo rzadko widujemy go w sytuacji, że po penetracji odgrywa piłkę do lepiej ustawionego kolegi.
Fani i trenerzy szybko nauczyli się jednak akceptować Corey’a za to, jaki jest. Plusy zdają się przysłaniać minusy, tak więc zawodnik z roku na rok otrzymuje dużą wypłatę i solidną ilość minut na parkiecie. Ale w mojej głowie ciągle słyszę głosy mówiące, że prawdziwe kłopoty zaczną się wtedy, kiedy Corey wyjdzie na parkiet i zacznie mieć problemy w defensywie. Do tego cały czas mam nieodparte wrażenie, że Corey to osoba, która może zepsuć wszystko to, co było naprawdę fajnie w ubiegłorocznych Kozłach.
Kilka minut po tym, jak sfinalizowana została transakcja, Maggette został obwieszczony najsłabszym defensywnym ogniwem w drużynie. Słaba obrona, klapki na oczach i wątpliwe sukcesy drużyn, w których grał wysyłają jasny sygnał, że zespół, z którego gry tak się cieszyliśmy rok temu, właśnie się skończył. Gdy tylko włączyłem statystyki Corey’a z poprzednich lat rzuciło się w oczy to, że skuteczność, z jaką rzucają kryci przez niego gracze jest zdecydowanie wyższa niż u graczy, których rok temu krył Delfino. Jednak jak tylko zagłębiłem się bardziej w cyferki okazało się, jak mylące może być pierwsze wrażenie defensywy Corey’a oraz jak bardzo skrzywdzono go w Golden State.
Zacznijmy zatem od wspomnianej skuteczności zawodników krytych przez Maggettego i porównajmy to z wynikami pierwszej trójki w poprzednim sezonie – Carlosem Delfino. Największa różnica widoczna jest w kryciu post-upów. Maggette rok temu aż 179 razy krył gracza atakującego tyłem do kosza i pozwalał mu zdobyć punkty przy co drugiej okazji (49,2%). Delfino z kolei krył post-up 69 razy i atakujący gracz zdobywał punkty z 42% skutecznością. Czy zatem Delfino jest zdecydowanie lepszym obrońcą pod koszem niż Maggette? Niekoniecznie. Przyjrzyjmy się bliżej, jakich zawodników musili kryć obaj gracze.
Maggette spędzał czas na parkiecie kryjąc takich graczy jak m.in.: David West, Dirk Nowitzki, Andrea Bargnani i Chris Bosh, Zach Randolph, LaMarcus Aldridge, Kevin Love oraz Charlie Villanueva.
Carlos Delfino z kolei przepychał się z: Luolem Dengiem, Joshem Smithem, Paulem Piercem, Tayshaunem Princem, Shaunem Marionem i Carmelo Anthonym (by wymienić tylko kilku).
Patrząc na te nazwiska można powiedzieć, że Delfino miał zdecydowanie mniej ciała do przepchania pod koszem, a to, że Maggette krył zdecydowanie większych zawodników od siebie, nie jest jego winą. Mam tylko nadzieję, że Skiles nie popełni tych samych błędów co poprzedni trenerzy Corey’a i nie zacznie go wystawiać na nienaturalnej dla zawodnika pozycji silnego skrzydłowego. Dlatego patrząc na jego siłę i atletyzm, można chyba zaryzykować pierwsze stwierdzenie, że nie tylko Corey nie jest słabym obrońcą, ale również sprawdzi się lepiej w kryciu niskich skrzydłowych niż Delfino.
Równolegle do powyższego, pojawiają się pogłoski o tym, ze Corey kryje kiepsko również graczy obwodowych, a już szczególnie nie radzi sobie z obroną rzutów za trzy. W sezonie bowiem rzucano mu trójki sprzed twarzy z 44% skutecznością! W kiepskiej obronie trójek nie wyróżniał sie jednak szczególnie w Golden State, którzy byli zdecydowanie najgorzej broniącą ten element drużyną w NBA (pozwalali sobie pakować trójki z 35,7% skutecznością). Parząc też na kilka meczów Wojowników widać, że nie tylko Corey miał problemy z dobiegnięciem do czystego zawodnika, ale cała drużyna Golden State. I tu pojawia się kolejna dobra informacja – obrona GSW to nie to samo, to obrona Bucks.
Bardzo często kibice Warriors byli świadkami akcji, w których ich zawodnicy po prostu nie nadążali z dobiegnięciem do niekrytego przeciwnika na obwodzie. Rotacja była w takim stopniu leniwa, że nawet jak dobiegli, to ograniczali się jedynie do delikatnego wystawienia rąk w górę. Taki brak zaangażowania i defensywnej zaciętości nie pozwoli Maggettemu spędzać wielu minut na parkiecie w Milwaukee. I o ile można się spodziewać, że Corey nabierze nieco innego spojrzenia na zespołową defensywę, o tyle nigdy nie będziemy mogli zapomnieć o tym, że w podświadomości nie będzie miał zakorzenionego tego, aby automatycznie podbiec najszybciej jak się da do najbliższego niekrytego zawodnika w przypadku zmiany krycia. Tak samo jak niezbyt częstym będzie obrazek Corey’a podającego z kozła do niekrytego zawodnika.
Może właśnie ta nieprzewidywalność robi z Corey’a zawodnika, na któego grę dodatkowo czekamy w następnym sezonie? Łatwo bowiem założyć, że z dobrym trenerem pod ręką zmieni się całkowicie, gorzej jednak, kiedy nasze przepowiednie się nie spełnią i będzie walił defensywna kichę jak w GSW. Dla wszystkich pesymistów chciałbym przypomnieć sytuację Kozłów z pierwszej połowy sezonu, kiedy nie było jeszcze mody na „Fear the Deer”. Wtedy po prostu byliśmy drużyną pełna przypadkowych gości, którzy nie byli pod żadnym względem dopasowani do graczy, których muszą kryć. I tak na przykład Bell notorycznie krył zawodników wyższych od niego o głowę i cięższych o pół-Shaqa. A jak przesuwało się go do krycia rozgrywających, to gubił się po pierwszych kilku krokach i nie nadążał za nimi kompletnie. A przecież był to jeden z wielu obrońców Bucks, którzy mieli z tym problem.
Nic więc dziwnego, że główne priorytety Bucks w offseason to dodanie atletyzmu, wzrostu i kilogramów do składu. Nawet kosztem tego, że gabaryty danego zawodnika są mocno zmniejszane przez szepty sceptyków, którzy nie wierzą w dopasowanie tego gracza do zgranej druzyny.
Niezbyt sekretnym sekretem NBA jest to, że mistrzostwo zdobywają drużyny, które maja masę utalentowanych graczy, którzy są dobrze zbudowani i mają ponad przeciętne umiejętności, a do tego kierowani są przez trenera, który potrafi kupę graczy zmienić w jeden solidny kałowy kopiec. Do tego dochodzi jeszcze kwestia odpowiedniej motywacji i nastawienia różnych ego, tak, aby wszyscy nadawali na tych samych falach i mieli jeden wspólny cel. Rok temu Skiles osiągnął niemały sukces robiąc z Bucks Drużynę przez duże D. I rok temu dokonał tego, mając w składzie średnio utalentowanych graczy (przez co być może, paradoksalnie, było mu łatwiej ich trenować). Teraz przed Skilesem pojawia się okazja trenowania drużyny „bardziej”. Bardziej utalentowanej, bardziej atletycznej i potencjalnie bardziej sprawiającej problemy. Tak więc pierwszym z wielu zadań trenera Skilesa w trakcie tego offseasonu, będzie odpowiednie zaprogramowanie Corey’a na granie defensywy Bucks. Mam wielką nadzieję, że nie okaże się to tak trudną do spełnienia misją, jak początkowo większość zakładała.
Dodaj do ulubionych:
Polubienie Wczytywanie…
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.