Co jest najgorsze dla zawodników w trakcie przerwy między sezonami? Utrzymanie formy po dobrej końcówce, czy raczej podjęcie decyzji co zrobić z wygasającym kontraktem? Ten sam problem zawsze spędza sen z powiek właścicielom drużyn – tym razem Hammond będzie musiał podjąć dobrą decyzję w sprawie Salmonsa, Ridnoura, Thomasa i Stacka, mając na uwadze główne pytanie – czy przepłacić obecnych rezerwowych, którzy zapewnili drużynie zaskakujące 46 wygranych, czy zapomnieć o nich i postarać się zastąpić ich innymi ludźmi? Sytuacja przed którą stoją Bucks jest teraz i tak o niebo lepsza niż w zeszłym sezonie, gdzie można było tylko skusić się na ściągnięcie Jeffersona i szybkie oddanie Villanuevy i Sessionsa. W tym roku, dodatkowym obciążeniem jest rok 2011 – jak Hammonds dobrze wszystko zaplanuje, za rok będzie miał dużo kasy do wydania.
Hammonds ma teraz finansowy luksus i może sobie pozwolić na przedłużenie kontraktów z Ridnourem i Salmonsem, przy dobrych wiatrach starczyłoby mu również na MLE dla dodatkowego rezerwowego. Ale czy ciśnienie jakie jest teraz przed nim żeby nie rozbijać dobrze rozumiejącej się drużyny nie spowoduje, że znowu wylądujemy z przepłaconymi rezerwowymi?
Pierwsze co przychodzi do głowy to pytanie – co zrobić z Salmonsem? Dzięki niemu gra Bucks naprawdę weszła na lepszy poziom – widać lepszą obronę na obwodzie, z nim w składzie wygraliśmy 22 mecze przegrywając tylko 8, a na dobrą sprawę, ciężko będzie znaleźć kogoś lepszego od niego za podobne pieniądze. Bucks nie mają co liczyć na to, że uda im się zgarnąć w przerwie kogoś, kto zapewni 18-20 ppg co noc.
A na co mógłby liczyć Salmons, gdyby w grę wchodziło przedłużenie kontraktu? Bucks mogą mu dać maksymalnie 10,5% podwyżki, czyli przez kolejne trzy lata zarabiałby kolejno $6,42 mln, $7,03mln i $7,64mln (w sumie 21 milionów). W ostatnim roku kontraktu Salmons będzie miał już 34 lata na karku, ale przedłużając kontrakt na kilka lat, trzeba liczyć się z ryzykiem, że nagle z wiekiem jego umiejętności drastycznie spadną.
Drugą opcją byłoby po prostu zatrzymanie Salmonsa na najbliższy rok, oferując mu hojny kontrakt około 8-9 milionów. Nie wiadomo, jak sam zawodnik zareagowałby na taką propozycję, szczególnie że po cichu wciąż mówi się o lockoucie w 2011. Stąd można śmiało założyć, że pojawi się pierwszy konflikt interesów – Salmons będzie chciał wieloletni kontrakt – Bucks będą raczej naciskać na roczną umowę.
Wszystko to jest niezwykle istotne, jak weźmie się pod uwagę sytuację po sezonie 2010/11. Wtedy to wygaśnie już kontrakt Redda (18milionów za rok) i na dobrą sprawę zostaną tylko Bogut (12mln), Bell (4mln), Delfino (3,5mln), Jennings (2,5mln), Ilyasova (2,5mln) i ktoś z dratfu (1,8mln). W sumie koło 26mln na kontrakty i aż 29 milionów do wydania. Niestety, lista wolnych agentów nie wygląda zbyt zachęcająco: Melo, Duncan czy Parker to jedyne gwiazdy najwyższego formatu, które nie będą zastrzeżone. Co więcej, nie wydaje mi się, aby któryś z nich był realnym celem Bucks. Można by zatem skusić się kilkoma zawodnikami gorszego formatu, typu Landry (bo niestety Horford będzie zastrzeżony). Dlatego też, najbardziej prawdopodobną opcją będzie wykorzystanie tych pieniędzy na konkretny s’n’t. Wciąż jednak trzeba mieć w głowie słowa Smitha i liczyć się z tym, że nawet duże pieniądze mogą nie pomóc w sprowadzeniu najwyższej klasy zawodnika.
2 myśli w temacie “Co zrobić z Salmonsem?”
Możliwość komentowania jest wyłączona.